Wpis z mikrobloga

Mam taką swoją fobię, nie lęk wysokości, nie strach przed pająkami, a strach przed... kupowaniem lodów w sklepie które muszę przewieźć do domu. Za każdym #!$%@? razem boję się, że utknę w korku i zamiast jechać 5 min pojadę 7 min i lody się magicznie rozpuszczą. Mam tak od zawsze xD No i dzisiaj naszła mnie mega ochota żeby kupić trochę lodów na patykach w kerfurze no ale oczywiście #!$%@? fobia. I teraz najważniejsze żebyście uruchomili swoją wyobraźnię - koszyk pełen zakupów, podjeżdżam pod lodówki z lodami. Stoję i myślę czy brać (jaka trasa, czy są korki) i które, bo przecież nie wyciągnę po jednym, bo pierwszy to już pewnie za minutę się rozpuści totalnie. Plan ułożony - kaktus, kaktus mango, rożek, bigmilk czekoladowy, toblerone i hortexy dwa smaki (daleko od siebie) i teraz się zaczyna, walka o każdą sekundę - otwieram lodówkę, #!$%@? wszystkie produkty jak najszybciej się da do koszyka (ale blisko siebie, żeby dzieliły się zimnem), nie ma już odwrotu, koszyk leci driftem i #!$%@? do kasy jakbym coś ukradł. Kasa automatyczna, jestem sam i baba co kontroluje co i jak - czuje jej wzrok na sobie, a ja te wszystkie produkty #!$%@? jakbym był #!$%@? jakiś, cały koszyk skasowany w minutę, później szybko wszystko do siaty (znowu lody koniecznie obok siebie) i #!$%@? do auta znowu jakbym coś ukradł, w drodze kluczyk już gotowy, przemyślane gdzie kładę siatkę, odpalam auto i zapierdaaalam. Dojeżdżam do domu, Kobieta otwiera mi drzwi, a ja przebiegam obok niej prosto do zamrażalnika, ona schiza biegnie i pyta się co się dzieje, czy sraki dostałem czy co (ale z poważną miną), a ja że #!$%@? lody kupiłem i zaraz się rozpuszczą. Dumny z siebie byłem przez chwilę bo strategicznie ogarnięte wszystko poprawnie, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że powinienem się #!$%@? leczyć.

#fobia #pasta #przegryw