Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
99/100

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu (2016), TV, 2x1-cour
studio Deen

Z najwyższą przyjemnością przychodzi mi dziś rozpisać się nieco nt. prawdopodobnie jedynego przyczynku studio Deen do sławy w mijającej dekadzie. Wielką zasługą twórców jest przede wszystkim otoczenie adaptowanej produkcji maestrią formy – wszystko tutaj zagrało perfekcyjnie. Mamy seans świeżutko i przekonująco reżyserowany, o trzymającej jakość kresce i genialnej muzyce, traktujący przede wszystkim o występujących na scenie aktorach teatru rakugo, a zatem domagający się od kadry głosowej wyżyn jej umiejętności – wyżyny nastąpiły, oj tak. Oddając studio wszelkie zasługi, grzechem jest nie wymienić p. Kumoty, autorki oryginału, która stworzyła bodaj najlepszą josei mangę pod względem samej jej jakości – to czarujące zanurzenie się w świat rozrywki szerzej nieznanej przecież ani nam, ani współczesnym Japończykom, stanowiące tło dla jednego z dojrzalszych i mądrzej napisanych melodramatów.

Rakugo to teatr jednego aktora – wspomniało mi się o tym przy okazji opisywania Joshiraku. Samotny aktor wciela się w nieraz pokaźną liczbę ról, za rekwizyt mając wyłącznie wachlarz i swoje ubranie, sztuki dzielą się na komedie i dramaty, każdą można odgrywać w sumie w dowolny sposób interpretując tekst. Zajęcie rakugoki jest dziedziczne, ale w japońskim rozumieniu – mistrz adoptuje swoich uczniów, z których jeden, pewnego dnia, zastąpi go i przejmie jego nazwisko, stając się, chociażby, Yakumo VIII, jednym z najbardziej poważanych aktorów swoich czasów. W łaski mistrza próbuje wkupić się bezwzględnym posłuszeństwem dobroduszny Kyoji, do niedawna więzień, któremu w pudle wyłącznie rakugo Yakumo poprawiało humor. Inspiracja dopadła go jak grom z jasnego nieba, Kyoji jest zupełnie zaślepiony miłością do tej zdrowo już zapomnianej w kanonie japońskiej rozrywki formy.

Namolny typ zostaje w końcu przyjęty do terminu przez Yakumo, który nadaje mu nowe, teatralne imię, stanowiące de facto nową tożsamość rakugoki – odtąd Kyoji będzie nazywany wyłącznie Yotarou, ku uciesze wszystkich zainteresowanych. Imię to, w slangu rakugo, znaczy mniej więcej ‘głąb.’ Yota zamieszka zatem z mistrzem i będzie ćwiczył przede wszystkim pamięć, gdyż kanon rakugo, jakkolwiek swobodny w interpretacji, jest wymagający w umysłowym przepracowaniu. Pomagać mu będzie ukradkiem inna domownica, wychowana przez Yakumo dziewczyna w wieku Yoty, a córka jego zmarłego przyjaciela i kolegi po fachu – Konatsu. Relacja między mistrzem a jego przybraną córką mocno dziwi Yotę, sporo jest między nimi ciszy przed burzą, przy czym to zazwyczaj Konatsu ma do mistrza Yakumo zarzuty o odmawianie jej nauki, a on ją zwyczajnie ignoruje, na pierwszy rzut oka nieskłonny złamać tradycję i uczyć kobietę. Prawdziwą kością niezgody jest jednak silne przekonanie Konatsu o czynnym udziale Yakumo w śmierci jej ojca – nie ceregielmy się, uważa Yakumo wprost za zabójcę ojca, kultowego rakugoki, Sukeroku.

Serial to wszystko prezentuje w pierwszym odcinku. Jesteśmy wierutnie oszukani, drodzy Czytelnicy. Yota i Konatsu nie są bohaterami pierwszego sezonu. Cały składa się bowiem z opowieści Yakumo o swoim życiu, od przyjęcia przez mistrza Yakumo VII do terminu, po śmierć Sukeroku, jego bodaj jedynego przyjaciela, ojca Konatsu. Cofamy się w czasie do Japonii lat 30-50-tych, przyglądając się przede wszystkim światkowi artystycznemu. Mistrz był przecież kiedyś młody, a jego młodość zazwyczaj nie prezentowała się zbyt różowo, długo nie potrafił odnaleźć swojego miejsca w świecie, ani określić swojego stosunku do sztuki. Jego nieco toksyczna przyjaźń z Sukeroku i niejednoznaczny stosunek do gejszy Miyokichi, nawykłej wręcz patologicznie do rujnowania męskich serc, stanowią prawdziwy obraz tego serialu. A to wszystko w sosie rakugo, rakugo, jeszcze raz rakugo! Obejrzymy wycinki niejednej sztuki, odgrywanej przez obydwu adeptów na własną modłę, nasłuchamy się w najlepsze popisowej formy pp. Akiry Ishidy (Yakumo) i Koichiego Yamadery (Sukeroku). Jako Miyukichi, p. Megumi Hayashibara w swojej najlepszej kreacji od wielu lat, także śpiewająca świetne openingi.

Drugi sezon ma miejsce w kilka lat po zakończeniu opowieści mistrza i traktuje nieco szerzej o rakugo praktykowanym w czasach nam znacznie bardziej zbliżonych. Yota i Konatsu stają się głównymi bohaterami, a serial pochyla się bardzo ludzko nad nieuchronnie starzejącym się Yakumo, cierpiącym potworne wyrzuty sumienia z racji swojej niechlubnej roli jako ‘śmierci rakugo.’ Wpadłszy w gigantyczną depresję, stary człowiek traci wiarę w swoją sztukę, mimo obietnic składanych przed laty Sukeroku, i coraz dotkliwiej ciąży mu rola bycia żywym wcieleniem umierającej formy rozrywki. Psuje mu się zdrowie, a i życie rodzinne nie układa się jak powinno, słowem – obraz nędzy i rozpaczy. Duma zakazuje mu poszukiwać pomocy u kogokolwiek, a najchętniej popełniłby już z dawna niemożliwe shinjuu – wspólne samobójstwo pary kochanków.

Nasi bohaterowie zmieniają się zarówno mentalnie, jak i fizycznie na przestrzeni kilku dekad, zmienia się krajobraz miasta i natura najważniejszej w ich życiu sztuki. Studio Deen, o dziwo, nie zawodzi pod żadnym względem. To serial pełen przejmujących, bardzo teatralnych kadrów, bez żenady łapiący za symbolikę scenografii, mimo w zasadzie braku jakichkolwiek fantastycznych metafor (za wyjątkiem może ścisłej końcówki serialu, gdzie owe stanowią genialne ukoronowanie scenariusza). Bohaterką serialu jest też muzyka, wahająca się między żywym jazzem, a melancholijnymi skrzypcami, zawsze wkradająca się na scenę i podbudowująca precyzyjnie emocje. Wybitnym zabiegiem jest ukazywanie choćby fragmentów sztuk – oglądamy wtedy najczęściej samotnych pp. Ishidę lub Yamaderę, wręcz zmuszonych do gry bardzo świadomej i o szerokiej skali. Boski to casting, a charakterystyka głosów obydwu panów stanowi integralną część scenariusza. Yakumo i Sukeroku grali przecież pod własny, wrodzony temperament.

Zjawiskowy seans, obowiązkowy w zasadzie dla dowolnego fana historii zakorzenionych głęboko w rzeczywistości, unikających uniwersalności tematu – Rakugo to dzieło bardzo japońskie, i jakkolwiek uniwersalnymi mogą być przedstawiane emocje, tak dawany im upust to zerknięcie w mentalność narodu przecież bardzo nam obcego, o czym zdarza się widzom anime zapominać. To jednocześnie seans na wskroś ludzki i mający w sobie sporo dokumentalnej swady, przyglądający się swoim bohaterom z wielu stron, przy czym w obu sezonach dość różnie; w pierwszym, oglądamy przede wszystkim perspektywę wciąż młodego Yakumo; w drugim zaś charakteryzację stanowi sposób postrzegania mistrza przez resztę bohaterów. Myślę, że jeżeli by skomponować listę seansów absolutnie obowiązkowych, to Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu uplasować się na niej bezapelacyjnie musi. Wręcz namawiam do oglądania, gdyby polecenia było mało.
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
99/100

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu (2016), TV...

źródło: comment_6mCzjgrTGL9TqCyfwq5GizcClwWXMyrD.jpg

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz