Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
88/100

Kenpuu Denki Berserk (1997), TV, 2-cour
studio OLM

W segmencie dark fantasy manga/anime wieczna posucha – z czego to wynika? Czy winna jest zachowawcza w tonie telewizja, czy też może wyschnięty dawno trend na OVA? Czy może zwyczajnie publika nie jest zainteresowana tego typu treścią, chętniej przyswajająca ją może w ramach innych form rozrywki, choćby gier komputerowych? Z mojej strony teza taka – dark fantasy zostało najzwyczajniej w świecie przygniecione niemal na śmierć przez jedną, bardzo konkretną serię, liczącą sobie już trzydzieści lat, a w ostatnim czasie idącą jak krew z nosa. Mowa o Berserku, rzecz jasna. To dzieło jak najbardziej kultowe – jeden z filarów mangi jako typu rozrywki. Zapomnijmy zupełnie o nowej adaptacji 3D i sięgnijmy po tę pierwszą, onieśmielającą dowolnego pretendenta na tron.

Adaptacja z ‘97 łapie za the Golden Age – najbardziej popularny wątek mangi, znany choćby ze słyszenia również ludziom z serią niezaznajomionym. To opowieść o tym, jak najemnicza Drużyna Sokoła przyjęła w swoje szeregi młodego wojownika z wielkim mieczem i niepowstrzymaną, szaleńczą wolą walki – Gutsa, wtedy jeszcze nie w kultowej zbroi, nieokaleczonego, bez fruwającego mu wokół głowy Pucka. Guts zdołał samodzielnie okaleczyć niepokonane przecież Sokoły podczas sprzeczki na środku drogi, zanim pokonał go i nieomal uśmiercił Griffith, dowódca najemników, młody mężczyzna o niegasnącym pragnieniu zdobycia własnego królestwa. Rzecz się dzieje niesłychana – Griffith oferuje odratowanemu Gutsowi przyjęcie do drużyny. Ten bezczelnie odmawia, wywiązuje się walka, widzimy scenę kultową – Griffith czyni Gutsa własnością, i będzie go jak własność traktował.

To zobowiązanie wobec dowódcy Guts widzi różnie na przestrzeni lat, podczas których drużyna rośnie w siłę i wsławia się coraz śmielszymi zwycięstwami, stając się nieodłączną częścią armii królestwa Midlandu. Widzimy Griffitha rosnącego w oczach władcy, nieodzownego dla obrony kraju, co wierchuszka i szare eminencje mają mu wielce za złe. Widzimy Gutsa, który nieodmiennie walczy w imieniu Griffitha, mimo braku jakiegokolwiek przekonania do tej walki, toczącego bój głównie z samym sobą o podstawę dla tej ślepej lojalności. Trójkąt bohaterów uzupełnia Casca, oficer Sokołów i największa miłośniczka Griffitha, bezowocnie marząca o związaniu się z nim, a musząca konkurować o jego względy z wojownikiem bezsprzecznie wybitnym, jakim jest Guts. Ta dwójka została wciągnięta w marzenie Griffitha i orbituje wokół niego bezwiednie, niezdolna wyobrazić sobie życia z dala od niego.

No dobrze, ale Berserk to nie produkcja o niespełnionej miłości, czy rodzących się z wolna osobistych aspiracjach, ani też nie o obsesji zdolnej niszczyć światy. To teatr dantejskich scen, uderzających zewsząd juchy i seksualnej deprawacji, za które mangę kochamy od lat. Znaczy, nie ma tego w adaptacji z ‘97. Niemal zupełnie! Serial został zgrabnie wyczyszczony z co drastyczniejszych scen i wątków, przedstawia the Golden Age niemal jak jakąś szekspirowską sztukę, w której liczna batalistyka jest jeno tłem dla potężnych emocji, targających bohaterami. Odmienia swoje oblicze raczej wyłącznie dla wręcz dopraszających się o to scen Zaćmienia, jednak i tam serwuje je w wersji ugrzecznionej. Czy to wada? Berserk traci w ten sposób nutę kina exploitation, w zamian zyskując dużo na uniwersalności, a zarazem zupełnie nie gubiąc wieloaspektowości wątku.

Seans to niezbyt ładny – designy są ponadczasowe, jednak niewiele ponad nie, większa tutaj zasługa oryginalnej mangi p. Miury. Animacja bywa różna, podobnie ma się z reżyserią. Nie podobał mi się okrutnie bój Gutsa z setką przeciwników, wydarzenie przecież w jego życiu absolutnie przełomowe. Nie ma jednak krzyku z obrzydzenia, który towarzyszył nam przy adaptacji 3D – da się ten serial oglądać z powodzeniem, także ze względu na świetne użycie wcale niedługiej ścieżki muzycznej autorstwa p. Hirasawy, znanego później jako dyżurny kompozytor u p. Kona. I świeższa się jakby wydaje tu jego muzyka, mimo motywów typowych dla jego późniejszych prac - zwłaszcza heroiczny chórek tak przebrzmiewa. Za mikrofonami trio; raz znużony, zazwyczaj wściekły p. Kanna (Guts); niezłomny i knujący w najlepsze p. Morikawa (Griffith); gotowa złamać się w dowolnym momencie p. Miyamura (Casca). Świetna chemia na ekranie, mimo tonu dalekiego od zażyłej komedii.

Jawi się Berserk jedną z najbardziej wpływowych mang wszech czasów, a jej pierwsza adaptacja być może pozostałaby już na zawsze jej adaptacją jedyną – na pewno pozostaje jedyną godną zainteresowania. To ciekawe spojrzenie na kultowy the Golden Age, jednak jako zachęta do lektury sprawdza się słabo, właśnie z racji wybiórczego charakteru i, nie bójmy się słowa, nieco wykastrowania oryginału. #!$%@?ąc od niego, samodzielnie to seans również naprawdę solidny, jeden z niedoścignionych klasyków dark fantasy, dobrze wymieszana młócka i świeżutki scenariusz. Nie wahajcie się wypróbować, polecam.
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
88/100

Kenpuu Denki Berserk (1997), TV, 2-cour
...

źródło: comment_XBHIpjWpn3UOEds8bZoNNdlxdRZN6qWh.jpg

Pobierz
  • 3
@tobaccotobacco: Ja osobiście twierdzę (wiadro pomyj gotowe?), że filmowa wersja Złotego Wieku nie jest taka zła. Ba, uważam, że jest równoważnym substytutem serii. Ma oczywiście swoje bolączki (miejscami bardzo słabe CGI, zwłaszcza w pierwszym filmie), ale jest to kawał dobrej adaptacji, z doskonałą dynamiką oraz klimatem i jeżeli ktoś w ogóle nie zna uniwersum Berserka, jest dużo przystępniejszym wejściem do tego mrocznego świata, niż podstarzała już seria. Czekam na pogróżki od
kinasato - @tobaccotobacco: Ja osobiście twierdzę (wiadro pomyj gotowe?), że filmowa ...