Wpis z mikrobloga

Zwycięski tryptyk z Lechem, Wisłą i Widzewem – same wyniki sprawiają, że jest się z czego cieszyć. W trudnych prestiżowych meczach Legia wykonała zadanie, a przy okazji było rzeczywiście co oglądać.

Mam ten problem, że nie podchodzę do meczów z Widzewem tak jak większość. Czy tylko ja jestem tak młody, że nie pamiętam rywalizacji z lat 90., którą wszyscy wspominają z takim sentymentem? Odkąd pamiętam, Widzew był po prostu słaby, zdecydowana większość tych meczów to były zwycięstwa Legii, do tego kilka remisów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak ważne te starcia były i są. Nie mam jednak tych wspomnień sprzed ponad 20 lat, przez co nie odczuwam tej rywalizacji aż tak mocno. Zresztą przez ostatnie 6 lat w ogóle jej nie było na boisku, więc nawet nie miałem okazji o niej tutaj pisać. Mimo wszystko, poza zwycięstwem 5:1 (słynny debiut Mikity), ostatnie mecze były raczej wyrównane, z wynikami 1:0 czy 1:1 (jeden z nich dał nam dzień później mistrzostwo przed telewizorem w 2013 roku, po latach przerwy).

Teraz też rywalizacja była bardziej wyrównana niż wskazuje to historia spotkań w XXI wieku oraz różnica w poziomach rozgrywkowych, w których występują obie drużyny. Tego lata Widzew poważnie się wzmocnił, nazwiska wyglądają na I ligę, a niektóre nawet na dół Ekstraklasy. Jak na II ligę to jest gwiazdorski skład. Normalnie powinno być widać różnicę dwóch klas rozgrywkowych, ale mobilizacja słabszego zespołu, seria dobrych wyników, jaką miał w lidze, a także po prostu specyfika krajowego pucharu sprawiły, że nie do końca tak było. Choć to przede wszystkim z powodu nieskuteczności Legii nie było mowy o pogromie podobnym jak z Wisłą Kraków, tylko o wyrównanym meczu.

Z jednej strony cieszy, że wspólnie z Widzewem udało się stworzyć świetne widowisko, które spełniło wysokie oczekiwania, tak że ludzie chcieli jeszcze. Już sporo nudnych meczów mamy w tym sezonie za sobą, więc teraz ta odmiana jest dość przyjemna, zwłaszcza jeżeli się wygrywa. Jednak to, jak Widzew nas postraszył, powinno też spuścić nas na ziemię. Nie było skuteczności jak z Wisłą i do przerwy było 0:0 mimo przewagi. Dwa gole udało się strzelić głównie dzięki zrywom Karbownika, który wykonał większość roboty przy obu akcjach. Gol kontaktowy z niczego, karny zrobiony głupio i niepotrzebnie, potem też niezbyt imponujące zachowanie przy drugiej bramce, ostatecznie nasze zwycięskie trafienie trochę przypadkowe i też z niczego. Mimo tego, że Legia grała dobrze przez większość meczu, wpędziła się w kłopoty, na szczęście z nich wyszła, ale to będzie kolejna nauka na przyszłość. Koncentracji nie może zabraknąć nawet na moment, zwłaszcza gdy teraz czekają nas już nie aż tak prestiżowe mecze. Widzew zmusił nas do wysiłku i w sumie dobrze się stało, że nie było aż tak łatwo.

Zaplusował Vuković tym, że wystawił niemal identyczny skład jak w ostatnim meczu. Od początku nie lekceważył Widzewa, a w dodatku nadmiernie nie kombinował – takie podejście jest mi bardzo bliskie. Zobaczymy, czy odbije się to na meczu ligowym w niedzielę, ale właśnie dobrze by było pokazać, że jesteśmy w stanie zagrać trzy mecze w ciągu tygodnia, wszystkie możliwie jak najbardziej na poważnie. To byłby chociaż jakiś ułamek profesjonalizmu, który z naszą piłką nie ma za dużo wspólnego.

Ważne, że Legia w tym meczu była kreatywna, oczywiście wiele sytuacji brało się z pressingu, wycofania na swoją połowę i kontry, z błędów Widzewa, i tak dalej. Ale był też atak pozycyjny, były stałe fragmenty gry, czyli tak jak z Wisłą – bardzo urozmaicony sposób atakowania. Może lepiej byłoby, gdybyśmy mieli te słynne schematy i większość bramek strzelali tak samo, ale dla mnie i tak lepsze to od tego braku pomysłu, który aż bolał jeszcze niedawno przy większości meczów. Oczywiście tak jak napisałem wyżej, akurat tym razem gole padły po szarżach Karbownika oraz trochę przypadkowych zagraniach po rzucie rożnym. Było jednak sporo całkiem ładnie wypracowanych okazji, które lepszy zespół po prostu zamienia na gole. Ponieważ wygraliśmy, będzie można to odpuścić, ale tak naprawdę kolejny raz trzeba postawić do pionu Novikovasa, zastanowić się, co zrobić, aby Kante z dziesięciu uderzeń był w stanie jednak coś więcej zrobić, i tak dalej. 10 goli strzelonych w ostatnich dwóch meczach nie oznacza, że nie musimy już pracować nad skutecznością, bo jak widać, są tu jeszcze rezerwy.

Bardzo podoba mi się gra Luquinhasa w środku, powiem nawet po tych trzech meczach, że w porównaniu z ostatnimi występami Gwilii na tej pozycji to jest przepaść. Zresztą teraz wejście Gruzina z ławki było koszmarne, nie wiem co się z nim stało, ale był ociężały, wolny, myślami jakby daleko poza boiskiem. Drugi stracony gol obciąża głównie jego – strata i bardzo niemrawy powrót pod swoją bramkę, a to i tak był tylko symbol całego jego występu. Luquinhas jest tego przeciwieństwem, jest bardzo ruchliwy, po zrobieniu przewagi szuka podania, co wychodzi mu coraz lepiej, a przy tym pracuje też dużo w defensywie. Taki styl gry musi być bardzo obciążający fizycznie i trzeba chuchać i dmuchać na Lukasa, bo bez niego byłoby nam dużo trudniej. Podobnie, choć mniej efektownie grał niedawno na tej pozycji Szymański i on się bardzo szybko regenerował, nawet z poważnie wyglądających kontuzji dochodził do siebie błyskawicznie. Tutaj ten styl gry oraz wielokrotne faule na Brazylijczyku mogą w końcu zebrać swoje żniwa, więc trzeba uważać.

Drugim (a może nawet pierwszym) jasnym punktem był w tym meczu Karbownik, którego wejścia na pełnej szybkości dają ogromną przewagę w ofensywie. To jest tak bezczelne, że wielu zawodników, zwłaszcza na jego pozycji, nie decydowałoby się na to. On zresztą miał parę nonszalanckich strat, tu jednak zyskuje on dzięki słabemu poziomowi naszej piłki. Klasowy rywal wykorzystałby jego błędy i byłyby one bardziej widoczne. Tutaj uchodzą mu one na sucho, a gdy dodatkowo zrobi coś z przodu, łatwo o tych błędach zapomnieć. Dzięki temu może grać z taką swobodą i na razie wychodzi to znakomicie, a teraz najważniejsze, aby grał nie ze względu na kartki konkurenta lub status młodzieżowca. Takie występy powinny po prostu oznaczać wygranie rywalizacji na pozycji lewego obrońcy i teraz pytanie, jak poradzi sobie w sytuacji, gdzie coraz częściej występuje i jest wokół niego coraz większy szum.

Standardowo można chwalić Antolicia, który kolejny raz był moim zdaniem lepszy od Martinsa i robił w środku pola znakomitą robotę. Pożyteczny i aktywny był Wszołek, którego bronią liczby i też przysłaniają pewne mankamenty, jak zwalnianie gry pod polem karnym. Warto podkreślić dobry mecz Cierzniaka, dobrze ustawiającego się przy bliższym słupku i broniącego to, co miał obronić. Znów bardzo dobrze zagrał Wieteska, którego z jakiegoś powodu upatrzył sobie Marciniak i gwizdał mu nieprawdopodobne rzeczy (m.in. stanięcie na piłce), starcia z Robakiem nigdy nie są łatwe, zwłaszcza gdy ma jeszcze drugiego napastnika do pomocy. No i tylko Lewczuk miał ewidentnie problemy, oprócz karnego zrobił też jedyną groźną sytuację dla Widzewa w pierwszej połowie, kiedy przepuścił piłkę do Kity. Na szczęście udało się odkupić winy, tak że myślę, że to nie on, a raczej Gwilia był najsłabszy w naszej drużynie. Można jeszcze myśleć o Novikovasie, ale on przynajmniej poza tą jedną sytuacją nie przeszkadzał, po prostu go nie było.

Cóż, najważniejsze, że udało się wygrać, bo to był podstawowy obowiązek. Do euforii bardzo daleko, bo to jeszcze nie są żadne osiągnięcia. Na razie dopiero pierwszy raz w tym sezonie wygraliśmy trzy mecze z rzędu, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Były trzy zwycięstwa z rzędu w lidze, ale przedzielone niewygranymi meczami z Rangersami. Teraz, wychodząc od wyników, nie można mieć zastrzeżeń. W samej grze oczywiście są niedociągnięcia, ale przy zaangażowaniu do samego końca i umiejętnościach, które mimo wszystko jakieś tam są, na razie daje to pozytywne rezultaty.

Teraz teoretycznie dwa łatwiejsze mecze w lidze i tu dopiero okaże się, czy z takim samym zaangażowaniem i koncentracją legioniści będą w stanie zagrać. Tabela ułożyła się, prawdopodobnie nieprzypadkowo, tak, że z górnej ósemki Legia wygrała tylko z Cracovią, a z dolnej – ze wszystkimi, z którymi grała. Jak dojdą do tego skalpy w postaci Arki i Górnika to będzie już w miarę nieźle, ale i tak nie dostaniemy odpowiedzi, czy jesteśmy gotowi na poważniejszych rywali. Nie ma co patrzeć dalej wprzód, teraz np. Pogoń przegrywa i odpada z PP z I-ligowcem (co zresztą nie jest komentowane aż tak krytycznie jak awans Legii), a za trzy tygodnie mogą wyglądać już zupełnie inaczej. Teraz liczy się tylko Arka i to, jak ją pokonać.

#kimbalegia #legia

  • 7
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Ja pamietam te bitwy, wtedy jak Widzew wygral 2:1 to sie z polowa rodziny na dlugo sklocilem, bo bylem mocno za Legia:) Na szczescie rok pozniej przy 3:2 bylem juz kibicem Widzewa, wiec euforia byla przeogromna. Pozniej to juz bardziej kibicowsko te mecze kojarze, Witamy w piekle itp.

Co do samego meczu, Kante jak dla mnie zachwyca. Mogl spokojnie skonczyc z paroma asystami, gdyby chociaz Novikovas trafil co mial
  • Odpowiedz
@miki4ever: Kante jako podwieszony napastnik to mogłoby być to, bo jednak im dalej od pola karnego, tym lepiej w jego przypadku. Już rok temu z Carlitosem wyglądało to nieźle, dopóki Pinto ich nie rozdzielił. Z kolei Niezgoda, mając to co Wszołek czy Novikovas, coś pewnie by trafił, więc gdyby dostawał takie podania, byłby sens jego gry. Na razie trzeba trzymać kciuki, żeby ci zawodnicy nie wypadli z powodu kartek czy
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: ja widzialem mecze z widzewem jak widzew jeszcze cos gral. na jednym meczu na starej legii bylem z ojcem i nawet #!$%@? bo kibice widzewa rzucali kamieniami. i to z 8 lat mialem

mam 28, jak ktos jest mlodszy to juz nie moze pamiętać
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Kimbaloula: No nie mozesz pamietac przeciez oni po 2000 juz zdechli :)
no ja tylko przez mgle jakies wyrywki, bakoma, lapinski. Pake mieli naprawde niezlą:) no i te wszystkie gazetki bravo/pilka nozna, o miecielu bylo glosno. To pamietam jak mowilo sie o jego kontuzji
To nasi starzy raczej pamietaja, moj ma 54.
Ogladal te wszystkie mecze widzewa i legii broendby gereborgi blackburn, chyba nawet kiedys pojechal na jakis widzew. Zdecydowanie bardziej Legią się pasjonowal. Tez raz mame zabral jak Legia wydawalo mi sie, ze jakis wloski zespol, ale nie wiem, zapytam go

Legie troche lepiej pamietam bo jezdzilismy wtedy sporo na mecze, koszulki daewo sokolowski mięciele, bylem tez na meczu pozegnalnym, chyba
  • Odpowiedz