Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
43/100

Hotaru no Haka (1988), film, 88 min.
studio Ghibli

Skorośmy się już nacieszyli obrazem wojny jak najbardziej bolesnym, choć mimo wszystko pozytywnym, to najwyższa pora dla odmiany sięgnąć po klasyk z drugiej strony barykady. Drodzy Czytelnicy, Grobowiec Świetlików to film trochę cyniczny, ale i tak bryluje pośród innych obrazów wojennych o losie cywili w trakcie drugiej wojny światowej. Tak, to ten film, w którym dzieci umierają z niedożywienia, a my oglądamy w zasadzie rozbudowaną retrospekcję traktującą o tym, jak się im umierało. Reżyseria – debiut śp. p. Takahaty, spośród reżyserów Ghibli tego lepszego.

Sieroty po matce, ofierze bombardowania Kobe, i ojcu, zaginionym wojskowym, Seita i malutka Setsuko, idą zamieszkać z rodziną ich ciotki. Nikomu nie jest lekko, więc ciotka poleca dzieciom (w domyśle – Seicie) sprzedać pamiątki, by dołożyć się do szczupłego budżetu rodziny. W końcu i tego mało. Ciotka oczekuje od Seity zaoferowania się jako ręce do pracy. Zamiast zrobić dokładnie to, młodzian unosi się honorem, zabiera siostrzyczkę i przenosi się do pobliskiego schronu, zamieszkać tylko we dwoje. Przez ładnych parę chwil obserwujemy tę niepokojącą sielankę, tę niby-zabawę w bazę. Aż tu zaczyna im się kończyć jedzenie.

Wydaje mi się, że widzicie, w którym kierunku ten film zmierza. Robi to kompetentnie i tak samo kompetentnie gra na emocjach (scena ze świetlikami jest wręcz nieprzyzwoita), a do tego służy reżyserowi do pewnego odczarowania japońskiego społeczeństwa. Teza – współczesnemu widzowi wręcz głupio oglądać filmy wojenne, bowiem przedstawiani na nich ludzie są zawsze niewyobrażalnie szlachetni, zapobiegawczy, zaradni, solidarni, itp. Eksperyment – nakręcić film o krnąbrnym, honornym chłopaku, przez którego niechęć do pracy i bujanie w obłokach ginie z głodu najpierw jego siostra, a potem on sam.

Zabieg to wyjątkowo skuteczny, i dzięki niemu film pozostaje w ludzkiej pamięci. O ile w Hadashi no Gen wszelkie okropieństwa spadają na głównego bohatera zupełnie bez jego winy, wywołując niesmak do wojny, to w Grobowcu Świetlików obserwujemy okolicę zrujnowaną, ale względnie spokojną, w której główny bohater cierpi i przynosi najbliższym cierpienie. Można się kłócić, że film jest bez morału, bez sensu, główny bohater zacietrzewieniem i na własne życzenie sprowadza na siebie i siostrę zgubę – trochę to ocena na wyrost, jak i nadinterpretacja dzieła. Jakby dysonans wywoływał fakt, że w filmie wojennym wreszcie młody człowiek nie jest szlachetny i dojrzały, i nikt go z tarapatów nie wyciągnie. Być może taki był zamysł reżysera.

To wreszcie film ciekawej kreski. Pierwszy wykonany przez studio Ghibli film o delikatnie brązowym konturowaniu, przeciw któremu wcześniej wojowano, gdyż rzekomo miało się zlewać na kadrach (pamiętajcie, to wciąż era nanoszenia kolorów na klisze farbkami). Przy tym jest, po Ghiblowskiemu, do przesady drobiazgowo narysowany, zwłaszcza tła, a także ten ogień – pierwszorzędny ogień, moi drodzy Czytelnicy. Muzyka, niestety, do kotleta. Do oprawy dźwiękowej dwójki głównych bohaterów zatrudniono dzieci z regionu, mimo sprzeciwów samego reżysera. Ten twierdził, że dzieci narodzone w erze pokoju będą miały problem z odgrywaniem właściwie emocji ze scenariusza.

Film najzupełniej klasyczny, znaczy – wręcz prosi się o granie adwokata diabła, na marudzenie i na sceptycyzm. Swoje w kanonie filmów Ghibli odsłużył, do tego posłużył p. Takahacie za debiut reżyserski z wysokiego C. Od tamtej pory znamy tego pana z kilku mniej kasowych filmów studio Ghibli, czyt. tych lepszych. Warto nadrobić, ale czy warto sięgać po film drugi raz?
Pobierz
źródło: comment_3hHMeVTjL4ynq4QXxy6NbCj4hDFdi3rd.jpg