Wpis z mikrobloga

Jeszcze może takie małe wyjaśnienie czym się skończyło #lekowyoszust . Po tym, jak założyłem stronę z domniemanym imieniem i nazwiskiem potencjalnego sprzedawcy (dane z przelewu bankowego) to następnego dnia skoro świt dostałem przelewem błyskawicznym zwrot 200 zł. Dziwne, bo jak zapowiadałem od kilku dni przekazanie sprawy do prokuratury i rozgłoszenie w internecie, to oczywiście żadnej reakcji nie było - to znaczy niby próbował zrobić zwrot, ale najpierw mu podobno zablokowano konto (co prawdopodobnie było prawdą), później Alior miał problemy (co też było prawdą, ale przez kilkadziesiąt minut a nie tydzień). Przypomina mi się bardzo ciekawy cytat z którejś #diuna , że wszelkie groźby świadczą o słabości bo ktoś rzeczywiście groźny nie ma potrzeby grożenia. Chyba jest to prawdą. W każdym razie zamiast się bawić w ostrzeganie przed prokuraturą, mogłem od razu kupić domenę za złotówkę - jak widać taki prosty sposób czyni cuda. A do prokuratury sprawy nie zgłaszałem - nie chciało mi się. Za to teraz sam dostaję ostrzeżenia, żądania usunięcia wszystkich informacji, groźby skargi na mnie do banku i zapowiedzi przekazania sprawy do prokuratury. Nie chcę mi się w to bawić, więc to ostatnia wiadomość, kolejnych już nie będzie - a może rzeczywiście część informacji wcześniej czy później usunę. Chociaż byłoby niezmiernie ciekawe, gdyby zawiadomienie na mnie naprawdę wpłynęło - wszystko, co pisałem, było tylko faktami, opisem rzeczywistych wydarzeń. No i oczywiście zakupione leki nigdy do mnie nie dotarły. Ale prawdę mówiąc nie chcę mi się bawić w dalsze użeranie się, więc traktuję całą sprawę jako zamkniętą.

A na końcu mały bonus - cytat z Amerykańskich Bogów, który jakoś przy całej okazji mi się skojarzył:
"- Ach - westchnął Wednesday. Jego lewe oko zalśniło. - Skrzypek to naprawdę cudowny numer. Dwuosobowe oszustwo w najczystszej formie. Wykorzystuje chciwość i zachłanność, jak wszystkie wielkie oszustwa. Uczciwego człowieka też da się nabrać, wymaga to jednak więcej pracy. A zatem tak. Jesteśmy w hotelu, gospodzie, eleganckiej restauracji. Nagle widzimy mężczyznę w podniszczonym stroju - podniszczonym, lecz niegdyś eleganckim. To nie biedak, lecz bez wątpienia nie dopisało mu szczęście. Nazwijmy go Abraham. Gdy nadchodzi pora uregulowania rachunku - nie jest to zbyt duży rachunek, rozumiesz: pięćdziesiąt, siedemdziesiąt pięć dolarów - co za wstyd! Gdzie jego portfel? Dobry Boże, musiał zostawić go u przyjaciół. To niedaleko. Pójdzie i natychmiast odbierze portfel. “A oto, gospodarzu” - mówi Abraham, zanosząc tamtemu swe stare skrzypki - “oto mój skarb. Jak widzisz jest stary, lecz tak zarabiam na życie”.
(...)
- A zatem skrzypce - bez wątpienia stare, może nawet nieco poobijane - trafiają z powrotem do futerału, a chwilowo pozbawiony pieniędzy Abraham wyrusza na poszukiwanie portfela. Jednakże pewien dobrze ubrany dżentelmen, który właśnie skończył jeść obiad, obserwuje z boku całą scenę. Teraz podchodzi do gospodarza. Czy mógłby - za pozwoleniem - obejrzeć skrzypce zostawione przez uczciwego Abrahama? Oczywiście, że może. Gospodarz wręcza mu je i mężczyzna w eleganckim stroju - nazwijmy go Harrington - otwiera szeroko usta, potem przypomina sobie o manierach, zamyka je, z ogromnym szacunkiem ogląda skrzypce niczym człek, którego dopuszczono do najświętszej kaplicy, aby zbadał kości świętego.
- Ależ! - mówi - to... to... muszą być... nie, niemożliwe... ale tak, owszem... Mój Boże! To niewiarygodne! - I wskazuje znak lutniarza na kawałku mocno pożółkłego papieru wewnątrz skrzypiec, dodając, że nawet bez tego poznałby je po kształcie, barwie drewna, układzie ślimaka.
Harrington sięga do kieszeni i wyjmuje elegancką wizytówkę, głoszącą, że jest znanym handlarzem rzadkich i antycznych instrumentów.
- A zatem to cenne skrzypce? - pyta gospodarz.
- O tak - odpowiada Harrington, wciąż patrząc na nie z zachwytem - i warte ponad sto tysięcy dolarów, jeśli się nie mylę. Nawet jako handlarz zapłaciłbym pięćdziesiąt - nie, siedemdziesiąt pięć tysięcy w gotówce za tak wspaniały okaz. Mam klienta na Zachodnim Wybrzeżu, który kupiłby je jutro bez oglądania. Wystarczy jeden telegram i zapłaci tyle, ile zażądam.
Nagle zerka na zegarek. Mina mu rzednie.
- Mój pociąg - mówi. - Mam już tylko tyle czasu, by go złapać. Szanowny panie, kiedy właściciel tego bezcennego instrumentu wróci, proszę przekazać mu moją wizytówkę, bo ja, niestety, muszę już iść. - Z tymi słowy Harrington wychodzi. Oto człowiek, który wie, że czas i pociągi nie czekają na nikogo.
Gospodarz ogląda skrzypce, a w jego myślach prócz ciekawości wzbiera zachłanna żądza. Powoli krystalizuje się w nich plan. Minuty jednak mijają, a Abraham nie wraca. Jest już późno, gdy drzwi otwierają się i do środka wkracza ubogi, lecz dumny skrzypek. W dłoni trzyma portfel - portfel, który oglądał już lepsze czasy, który nigdy nie krył w sobie więcej niż sto dolarów. Wyjmuje z niego pieniądze za pobyt, czy posiłek, i prosi o zwrot skrzypiec.
Gospodarz kładzie na barze skrzypce w futerale. Abraham bierze je i tuli niczym matka dziecko.
- Powiedz - rzecze gospodarz (elegancka wizytówka człowieka, który zapłaciłby gotówką pięćdziesiąt tysięcy dolarów pali go przez kieszeń) - ile warte są takie skrzypce? Moja siostrzenica bowiem bardzo pragnie uczyć się gry, a za tydzień ma urodziny.
- Miałbym sprzedać moje skrzypki? - rzecze Abraham. - Nie, nigdy! Mam je od dwudziestu lat, grałem na nich we wszystkich stanach Unii. A kiedy je kupiłem, zapłaciłem pięćset dolarów.
Gospodarz z trudem powstrzymuje uśmiech.
- Pięćset dolarów? A gdybym zaproponował tysiąc, tu i teraz?
Skrzypek uśmiecha się radośnie, potem jednak smutnieje.
- Ależ panie - rzecze - jestem skrzypkiem. Tylko to umiem. Te skrzypce znają mnie i kochają. Moje palce poznały je tak dobrze, że potrafią grać na nich nawet w ciemności. Gdzie znajdę podobne, o równie czystym tonie? Tysiąc dolarów to piękna suma, ale tu chodzi o moje utrzymanie. Nie wystarczy tysiąc, nawet pięć tysięcy.
Gospodarz dostrzega, że jego zysk maleje. To jednak tylko interes. Trzeba wydać pieniądze, by je zarobić.
- Osiem tysięcy dolarów - mówi. - Skrzypce nie są tyle warte, lecz spodobały mi się, a poza tym kocham siostrzenicę i lubię ją rozpieszczać.
Abraham ze łzami w oczach myśli o rozstaniu z ukochanymi skrzypcami. Jak jednak może odrzucić osiem tysięcy dolarów, zwłaszcza gdy gospodarz podchodzi do sejfu i wyjmuje nie osiem, lecz dziewięć tysięcy, starannie poukładanych, gotowych obciążyć pustą kieszeń skrzypka?
- Dobry z pana człowiek - mówi Abraham. - Prawdziwy święty, ale musi pan przysiąc, że zadba o moją miłą. - Z wahaniem wręcza mu skrzypce.
- Co jednak, jeśli gospodarz po prostu odda Abrahamowi wizytówkę Barringtona i oznajmi, że mu się poszczęściło? - spytał Cień.
- Wówczas tracimy koszt dwóch obiadów - odparł Wednesday. Kawałkiem chleba zebrał z talerza resztki sosu i zjadł z apetytem.
- Zobaczmy, czy dobrze zrozumiałem. Abraham wychodzi z dziewięcioma tysiącami dolarów. Na parkingu przy dworcu spotyka Barringtona, dzielą się forsą, wsiadają do Forda A Barringtona i kierują się do następnego miasta. W bagażniku mają pewnie całe stosy skrzypiec po sto dolarów sztuka.
- Osobiście poczyniłem sobie za punkt honoru nigdy nie używać skrzypiec droższych niż po pięć dolców - odrzekł Wednesday
(...)
- Numer ze skrzypcami - podjął Wednesday - ma co najmniej trzysta lat, może więcej. Jeśli dobrze wszystko skalkulujesz, wciąż możesz go wykręcić w całej Ameryce."

#oszukujo #bezpieczenstwo #niebezpiecznik #scam i by ktoś się nie nabrał z: #entresto #kardiologia
  • 2
  • Odpowiedz
Poprzednie posty z serii:
- pierwszy: https://www.wykop.pl/wpis/44038135/coraz-ciekawszy-i-oryginalniejszy-ten-scam-rozumie/
- drugi: https://www.wykop.pl/wpis/44269707/tydzien-temu-pisalem-ze-prawdopodobnie-zostalem-os/

Pozwolę sobie (ostatni raz!) zawołać osoby z poprzednich wpisów: @login-jest-zajety @TheMan @ZaufanaTrzeciaStrona @leoha @MimikX90 @daro1337 @darek-jg @adekad @TheMan @MrKa @SkrytyZolw @Waskiii - mam nadzieję, że nie mają mi tego za złe
  • Odpowiedz