Wpis z mikrobloga

via Wykop Mobilny (Android)
  • 14
Pewnego dnia, kiedy John właśnie kończył osiemnaście lat, do bram zamku podjechał obdarty rycerz i łamiącym się głosem obwieścił nowiny: Saladyn rozbił wojska krzyżowców pod Hittinem! Jerozolima upadła! Papież ogłosił nową krucjatę! Obiecuje wieczne zbawienie każdemu, kto na niej zginie! Wszyscy dokoła wyglądali na wstrząśniętych i zmartwionych, ale twarz Johna rozświetlił nieziemski blask. Natchniony młodzieniec ogłosił: „Jadę walczyć z niewiernymi i wyzwolić Ziemię Świętą!”. Wszyscy na chwilę zamilkli, po czym ich oblicza rozpromienił uśmiech, a na niektórych pojawiły się łzy. Matka Johna wytarła oczy, uściskała syna i powiedziała, że jest z niego dumna. Ojciec klepnął go solidnie po plecach i rzekł: „Gdybym tylko był w twoim wieku, synu, poszedłbym z tobą. Będziesz bronił honoru naszej rodziny – i jestem pewien, że nas nie zawiedziesz!”. Dwóch przyjaciół Johna zapowiedziało, że do niego dołączą. Nawet zaprzysięgły rywal Johna, baron z drugiej strony rzeki, przyszedł życzyć mu Bożego błogosławieństwa.
Gdy John opuszczał zamek, z okolicznych ruder wychodzili go żegnać wieśniacy, a piękne dziewczęta patrzyły tęsknie za dzielnym krzyżowcem wyruszającym walczyć z niewiernymi. Kiedy wypłynął z Anglii, a potem przemierzał dziwne i odległe kraje – Normandię, Prowansję, Sycylię – dołączały do niego grupy innych rycerzy, a wszyscy zmierzali w tym samym kierunku i dzielili tę samą wiarę. Gdy ich armia w końcu wylądowała w Ziemi Świętej i stoczyła bitwę z zastępami Saladyna, John ze zdumieniem odkrył, że nawet niegodziwi Saraceni podzielają jego przekonania. To prawda, co nieco im się pomieszało, bo uważali, że to chrześcijanie są niewierni, a posłuszni woli Boga są muzułmanie. Jednak również oni przyjmowali tę podstawową zasadę, że kto walczy za Boga i Jerozolimę, po śmierci pójdzie prosto do nieba.
W taki sposób, nitka za nitką, średniowieczna cywilizacja splatała swą sieć znaczeń, chwytając w nią niczym muchy Johna i jego współczesnych. Dla Johna było nie do pomyślenia, by wszystkie te historie były tylko wytworami wyobraźni. Może jego rodzice i wujostwo się mylili. Ale minstrele też? I wszyscy przyjaciele, i dziewczęta ze wsi, i wykształcony kapłan, i baron po drugiej stronie rzeki, i papież w Rzymie, i rycerze prowansalscy, i sycylijscy, a nawet sami muzułmanie? Czy to możliwe, by wszyscy mieli halucynacje?
A lata płyną. Na oczach historyka rozplątuje się sieć znaczeń, a w jej miejsce plecie się nowa. Rodzice Johna umierają, po nich całe jego rodzeństwo i wszyscy przyjaciele. Zamiast minstreli śpiewających o krucjatach panuje teraz nowa moda na przedstawienia teatralne o tragicznych romansach. W wyniku pożaru rodzinny zamek ulega doszczętnemu zniszczeniu, a kiedy zostaje odbudowany, po mieczu dziadka Henry’ego nie ma już śladu. Którejś zimy burza rozbija okna w kościele: wstawione nowe witraże nie przedstawiają już Gotfryda z Bouillon i grzeszników w piekle, lecz wielki triumf króla Anglii nad królem Francji. Miejscowy kapłan przestał nazywać papieża „naszym ojcem świętym” – teraz mówi się o nim: „ten diabeł w Rzymie”. Na pobliskim uniwersytecie uczeni ślęczą nad starożytnymi greckimi rękopisami, przeprowadzają sekcje zwłok i szepczą za zamkniętymi drzwiami, że być może nie ma czegoś takiego jak dusza.
A lata płyną i płyną. Tam gdzie kiedyś był zamek, teraz stoi centrum handlowe. W miejscowym kinie po raz enty wyświetlają Monty Pythona i Świętego Graala. W pustym kościele znudzony pastor skacze z radości na widok dwojga japońskich turystów. Szczegółowo objaśnia historię witraży, podczas gdy Japończycy uprzejmie się uśmiechają i kiwają głowami, nic z tego nie pojmując. Na zewnątrz na schodach siedzi chmara nastolatków i bawi się iPhone’ami. Oglądają na YouTubie nowy remiks piosenki Imagine Johna Lennona. „Wyobraź sobie, że nie ma nieba – śpiewa Lennon – to proste, tylko spróbuj”. Pakistański zamiatacz sprząta chodnik, a z radia słychać wiadomości: trwa masakra w Syrii, spotkanie Rady Bezpieczeństwa zakończyło się impasem. Nagle otwiera się dziura w czasie, tajemniczy promień światła pada na twarz jednego z nastolatków, który ogłasza: „Jadę walczyć z niewiernymi i wyzwolić Ziemię Świętą!”.
Niewierni i Ziemia Święta? Te słowa dla większości ludzi w dzisiejszej Anglii nie niosą już żadnego znaczenia. Prawdopodobnie nawet pastor pomyślałby, że u tego nastolatka wystąpiło coś w rodzaju epizodu psychotycznego. Gdyby natomiast jakiś młody Anglik postanowił dołączyć do Amnesty International i pojechać do Syrii, by walczyć o prawa człowieka dla uchodźców, zostałby uznany za bohatera. W średniowieczu ludzie uznaliby, że jest kopnięty. Nikt w dwunastowiecznej Anglii nie wiedział, co to są prawa człowieka. Chcesz się wybrać na Bliski Wschód i ryzykować życie nie po to, by zabijać muzułmanów, ale po to, by chronić jedną grupę muzułmanów przed drugą? Musisz być niespełna rozumu.
Tak rozwija się historia. Ludzie splatają sieć znaczeń, wierzą w nią całym sercem, ale wcześniej czy później sieć się rozplata, a kiedy patrzymy wstecz, nie potrafimy zrozumieć, jak to możliwe, by ktokolwiek mógł ją traktować poważnie. Z perspektywy czasu udział w krucjacie w nadziei na osiągnięcie raju brzmi jak kompletne szaleństwo. Z perspektywy czasu zimna wojna wydaje się jeszcze większym szaleństwem. Jak to możliwe, że trzydzieści lat temu ludzie chcieli ryzykować nuklearny holokaust z powodu wiary w komunistyczny raj? Za sto lat naszym potomkom równie niezrozumiała może się wydawać dzisiejsza wiara w demokrację i prawa człowieka.

Fragment książki "Homo Deus. Krótka historia jutra" autorstwa Yuval Noah Harari.
#gruparatowaniapoziomu #gruparatowaniapoziomuwykopu #ksiazki #socjologia #czytajzwykopem #spoleczenstwo
Pobierz Crock92 - Pewnego dnia, kiedy John właśnie kończył osiemnaście lat, do bram zamku pod...
źródło: comment_Q1DSJ8h15SDXDBdCB8PL4ebFPTM3WJWd.jpg
  • 7