Wpis z mikrobloga

Gwendaelle Karter - la wydra, la nutria i la kuna

Gwen powoli sączyła powoli kieliszek białego wina. Już po pierwszym łyku pokiwała głową z uznaniem. Dokładnie taki Muscadet jaki znała z domu, z upstrzonej klifami Bretanii. Czy czasem żałowała tego, że jest na drugim końcu świata? Zdarzało się, jednak nigdy nie trwało to zbyt długo. Tutaj odnalazła swoją nową rodzinę – załogę Latającego Izraelity. Teraz natomiast zamierzała swoją rodzinkę trochę poszerzyć.
- Dobre, ale jednak wolę nasze klasyczne germańskie piwo… - mruknął przewidywany do adopcji… znaczy przyszły załogant
- Ależ Mathiasie. Łamiesz mi serce. - kapitan teatralnie westchnęła i położyła dłoń na rzekomo złamanym serduszku
- Stawiasz mi wino, jesteś miła. To nie pasuje do ciebie. Powiedz mi lepiej do jakiej powalonej eskapady spróbujesz mnie zaraz przekonać.
- Lubię konkretnych mężczyzn – mrugnęła Karter – otóż zostaniesz piratem, monsieur.
- Odrzucone.
- Nie żebyś miał dokąd wracać. Z ostatniego domu uciekłeś aż się za tobą kurzyło i od tej pory jedyne co robisz to malujesz sześciany na płótnie, a ukrywasz się przywdziewając jarmułkę… - jej lodowy ton głosu kontrastował z cieplutkim uśmiechem
- Pomogłem ci zarobić małą fortunę na bitmonetach, stałaś się bogatsza od Cukiergóry – warknął Pirklys – dość już ci się przysłużyłem
- Ależ damy radę oboje. Poza tym… - nachyliła się mu do ucha i coś wyszeptała.
Niemcowi od razu zaświeciły się oczy

Pirklys okazał się absolutnym ekspertem od wszelkich spraw związanych z uprawa kokainy. Przy plantacji pracował za dwóch, mial entuzjazmu za trzech a leniwych poganiał niemieckim „schneller”, które działało na załogę o wiele lepiej niż delikatne „depechez” w wykonaniu pani kapitan Karter.
Jednak mam dar przekonywania, pomyślała. Podobny dar musiał mieć protoplasta naszego rodu – Phillippe d’Annecy kiedy przekonał swojego przyjaciela Roberta do wydania zgody na ożenek z jego córką - młodą Leokadią de Tussipect.
Uśmiechnęła się.
Wszystko zgodnie z planem.

#piracifabularnie