Wpis z mikrobloga

@trzywidelce: no to może inaczej, w dużej skali.

Każdy Polak dostaje do ręki 100 000 zł. Miesięcznie. Nagle okazuje się, że brakuje sprzedawców w sklepach. Po co robić za 1650 zł, które stanowi tylko maleńki dodatek do 100 000 zł? I w ten sam sposób brakuje budowlańców, fryzjerów, mechaników, księgowych, pielęgniarek, nauczycieli, górników, kierowców, robotników fizycznych, nawet lekarze i prawnicy wszystko mają gdzieś. Kompletny zastój całego społeczeństwa, nikt nic nie robi,
@trzywidelce: Jeśli każdy ma na początku do rozdysponowania średnio 1000zł plus 1000zł to w obrocie będzie 2x tyle pieniądza. Coś co kiedyś kosztowało 1zł teraz będzie kosztowało 2zł, bo ten dodatkowy pieniądz nie ma oparcia w niczym. Wymiana wewnętrzna i nakręcanie inflacji jak u @Papierek_po_ziemniaku to jedno, druga sprawa to wymiana zewnętrzna, złoty będzie na tym przykładzie dwa razy tańszy w stosunku do innych walut.
@trzywidelce: Dla uproszczenia, załóżmy, że Polska jest pępkiem świata xD Tj. nie ma żadnego innego kraju, nie ma eksportu ani importu. Mamy tylko to co produkujemy.

Teraz wyobraź sobie, że dasz każdemu polakowi powiedzmy 1000zł. Każdemu bez wyjątku. Czy staną się oni bogatsi? Nie. Ponieważ ilość produkowanych dóbr i surowców jest skończona, w obiegu będzie wciąż tyle samo produktów. Pomyślisz sobie: "mam 1000zł więcej, więc zapłacę drożej, wtedy przelicytuję innych i
@trzywidelce:
Wszędzie pominięto najistotniejsze kwestie.
Najważniejsze to jak definiujemy inflację. Według GUS koszyk inflacyjny prezentuje się tak:
https://blogi.bossa.pl/2013/03/15/koszyk-inflacyjny-gus/
Czyli wg tego wzrost cen w.w. produktów definiujemy jako inflację.
I taka jest obecna definicja: wzrost cen produktów.
Przy czym dawniejsza definicja oznaczała jednoznacznie spadek wartości pieniądza poprzez jego nadmierną emisję.
I to była trafniejsza definicja. Dlaczego? Bo dajmy przykład klęski żywiołowej w wyniku czego nie ma na rynku 50% produktów. Ceny wzrastają,