Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Wy wszyscy serio myślicie, że praca w oświacie to życie. mlekiem i miodem płynące? Jestem nauczycielem przedszkola (tak, nie ciocią do opieki czy przedszkolanką) od prawie 10 lat, opowiem wam moja historię.

Nigdy nie chciałam uczyć, ale życie tak się poustawiało, że przypadkiem wpadłam i pokochałam pracę. Świeżo po licencjacie przypadkiem udało mi się znaleźć placówkę, z braku chęci innych nauczycieli, bo było to od połowy września, kiedy nie można już zacząć awansu (celowe zagranie. miasta na obniżenie kosztów, dzięki temu staż zrobiłam w 4 roku pracy i to mi zablokowało drogę do awansu właściwie do dziś). Dostałam na dzień dobry grupę 3-4-5-latków-w tym wieku różnice rozwojowe są ogromne (maluchy przychodziły jeszcze z pampersami, starszaki nawet zaczynały pisać). Dałam radę, nauczyłam się życia, ciężkiej pracy, odpowiedzialności, porządku w dokumentacji, który po dziś dzień ratuje mi życie. Mikrowypłata wystarczała, ponieważ mieszkałam w małym mieście z rodzicami, udało się nawet trochę odłożyć. Potem 2 lata tułaczki-firmy prywatne prowadzące zajęcia angielskiego w przedszkolach, staże z UP, opieka nad dziećmi, wszytsko na śmieciowych umowach za grosze. Złożyłam papiery do wszystkich marketów w mieście-nikt nie chciał magistra do siedzenia na kasie. Potem udało się wrócić do pierwszej placówki, najpierw na zastępstwo, potem na stałe, bo jestem dobra w tym, co robię. "Najmilej" wspominam zapalenia ucha, walkę żeby nie złapać wszy, glistnicę. Siedzenie na szkoleniach do nocy, wolontariat-zajęcia z angielskiego na okienku (tylko w czasie religii), rady, na których nic odkrywczego nie było, ale trzeba było to zrobić, stosy IPETów i innych programów naprawczych, indywidualnie dla dziecka.
Niecałe 2 lata temu przeniosłam się do wielkiego miasta-o ile problemów ze znalezieniem pracy nie było, to już z sama pracą gorzej. Brali kadrowe (drugi wychowawca mojej grupy przyszedł od stycznia, wcześniej cały semestr pracowałam na podwójne zmiany-życie osobiste nie istniało), mobbing (coraz popularniejsze działania w oświacie), ogromna presja na pracę zewnętrzną (ważniejsze niż codzienna praca z dziećmi dla pani dyrektor jest pokazać się w mieście, żeby o nas dobrze mówili), ochrzan za nie zrobione dekoracje (było), ochrzan że nie chce pojechać na wycieczkę na 2 dni przed początkiem "wakacji"(było), zrobię coś, co nie podoba się rodzicom? Skarga u pani dyrektor i ochrzan (też było). Wycieczki? Głównie pilnowanie, żeby słuchali, żeby się nie rozchodzili, żeby nikogo nie zgubić, żeby nie przeszkadzali sobie nawzajem, żeby nie zarzygali autobusu... Co wynoszę z takich wycieczek? NIC, bo kiedy? Dziwna rywalizacja między grupami (a przecież wszyscy pracujemy na jedną placówkę a nie nad osobnymi projektami), brak docenienia że strony szefostwa. Mnóstwo zajęć dodatkowych (codziennie, w czasie gdy w ramowym planie dnia powinnam realizować swoje zajęcia dydaktyczne), praca z dyrekcją w grupie, więc przymusowe nadgodziny i kupa pracy, której nie można podzielić na dwie osoby, tylko robi się samodzielnie. Wypłata wyższa? A gdzie tam, tyle samo, co w małym mieście, więc stoję dziś, po opłaceniu rachunków i zobowiązań przed wyborem-kupić umywalkę, bo od 3 miesięcy myję ręce i zęby w kuchni, czy iść do dentysty.

Długie wolne to mit-pracuje 25h tygodniowo (bez dodatkowych godzin łysy etat), w systemie zmianowym-tydzień jedna zmiana, tydzień druga. 35 dni urlopu. Szkolenia, rady, uroczystości-wszystko po pracy, nieraz musiałam wracać te 15km drugi raz do pracy, bo czekać 5h? Wigilia, sylwester, 2 maja, piątek po Bożym ciele, 12 listopada, grudzień między świętami, wielki tydzien? Zawsze w pracy. Ferie? Jedyny powód do radości, że jest nadzieja ze będzie mniej dzieci i może dyrekcja zgodzi się na łączenie grup i będzie można usiąść z koleżanką zamienić parę słów. Wakacje? Miesiąc (w wielkim mieście miesiąc+tydzień), wolnego, na pozostały czas dostajesz oprócz swoich dzieci obce, z innych placówek, których nie znasz, nie wiesz jak się zachowują, co robią i sobie radź. Ostatni tydzień sierpnia to wielkie sprzątanie-przenoszenie swoich rzeczy, dekoracje, przygotowanie dokumentacji, rady, spotkania itp, siedzisz ile wlezie, żeby zdążyć. Wakacje we wrześniu? No ale jak to, a co z adaptacją nowych dzieci? Dłuższe wolne w grudniu? NO A JASEŁKA? To może maj albo czerwiec? Ale co z dniem rodziców, co z zakończeniem roku? Potrzebowałam 2 dni bezpłatnego urlopu (taka desperacja)-dyrekcja nie wyraziła zgody. A to wszystko za motywacyjny 120zl brutto. BRUTTO. Różowo, prawda?

Co mnie trzyma w zawodzie? Dzieci, bo pokochałam radość, jaką wnoszą w moje życie, jak codziennie mnie inspirują, żeby być lepszą, żeby zrobić więcej, lepiej i bardziej. Po tym, jak od końca zeszłego roku zmagam się z nerwicą i początkami depresji już chyba nie mam siły tam wrócić i szukam czegoś innego. Tego w końcu od nas chcecie, prawda?

#strajknauczycieli

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
  • 9
@AnonimoweMirkoWyznania: to twoja swiadoma decyzja za ktora bierzesz odpowiedzialnosc. Nikt nie blokowal ci mozliwosci zmiany zawodu. Zaczynajac taka prace raczej mialas swiadomosc na jakie wynagrodzenie mozesz liczyc. Z jednej strony kochasz dzieci i to cie trzyma z drugiej masz nerwice totalnie tego nie rozumiem. Jezeli praca juz nie daje ci przyjemnoaci zaloz prywtane przedszkole, zlobek i zarabiaj normalnie lub znajdz inna droge w zyciu.
OP: @D____d: popatrz, jak sam mnie traktujesz, to jeden z powodów, dzięki którym jest strajk i dzięki którym odchodzą najlepsi.
Przychodzi taki rodzic, co to ma dwójkę, zostawia od otwarcia do zamknięcia, bo musi odpocząć. Tak, to nie jednostkowe przypadki, wielu rodziców po weekendach z ulgą oddaje dzieci do przedszkola, bo nie muszą z nimi spędzić więcej czasu. Wyobrażasz sobie, że sześciolatki mi opowiadają o eventach w fortnite? Myślisz, że
@AnonimoweMirkoWyznania: Nie tylko ty musisz być czujny/a przez cały czas w pracy. Inne zawody wymagają jeszcze większej czujności, a mimo to pracuje się w nich po 40h tygodniowo albo i więcej. Pracując jako kierowca, brygadzista czy ktokolwiek mający pod sobą ludzi lub wykonywający pracę mogącą stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia wielu set osób żyje w jeszcze większym stresie a jakoś żyją.