Wpis z mikrobloga

#pseudonauka tym razem w Wysokich Obcasach - typowe w pewnych kręgach bezkrytyczne i pełne zachwytu pitu-pitu na temat medycyny i filozofii Wschodu, oczywiście pełne groteskowych stwierdzeń mających nadać temu pozory naukowości. Tylko że tym razem zostało to podane w niezwykle groźnej formie jaką jest sugestia jakoby joga, czakrany i inne teorie pseudomedyczne były lekarstwem na depresję - i to w jakim stylu!

Bez antydepresantów i suplementów. Medycyna Wschodu zna inne sposoby na apatię, marazm i brak energii

W medycynie chińskiej nazywana jest qi, w ajurwedzie praną, a w Japonii - ki. Na Wschodzie od tysięcy lat rozwija metody jej harmonizowania energii. [...]

Nie chce nam się wstać z łóżka, każda, nawet najprostsza czynność, jak załadowanie zmywarki, staje się wyzwaniem, nic nas nie cieszy, odczuwamy marazm i stagnację. Konwencjonalna medycyna podsuwa nam wtedy dopalacze w postaci suplementów albo antydepresantów.


Oczywiście nie istnieje coś takiego jak "medycyna Wschodu". Medycyna jest jedna.

Pamiętasz podstawowy wzór na energię, który każde z nas musiało niegdyś wykuć na lekcję fizyki? Według niego energia to wynikowa stosunku masy do prędkości. A zatem bez ruchu nie ma energii. Celem pradawnych systemów ćwiczeń typu joga, tai-chi, qigong jest właśnie usprawnienie i odblokowanie jej przepływu za pomocą określonej sekwencji ruchów.


Nawet nie wiem jak to skomentować. Autorka nawet nie rozumie czym jest stosunek dwóch wartości w matematyce, bo z pewnością nie jest to wynik iloczynu, nie wspominając już o głównym przesłaniu tejże jakże błyskotliwej myśli.

Nie wrzucam całości aby nie promować takiego syfu. Link

#pseudonauka #pseudomedycyna #gazetawyborcza #wysokieobcasy #nauka #rakcontent
  • 1
  • Odpowiedz