Staram się nie oglądać superhołoty, nie moja bajka, ale czasami o filmie jest tak głośno, że ciekawość zwycięży. Z reguły ze szkodą dla mnie.
Captain Marvel to męczarnia, praktycznie w każdym aspekcie. Naprawdę mało co działa płynnie, a już na pewno nie najważniejsze elementy.
Narracyjnie jest kompletny chaos, co doskonale widać w pierwszych 15-20 minutach: nasrane sekwencji pociętych przebłyskami wspomnień byle tylko odhaczyć istotne dla późniejszych wydarzeń fakty. To nie jest opowieść, tylko zaliczanie rzeczy z listy "do zrobienia". Zresztą później jest niewiele lepiej i tylko wszechobecna, wszechwiedząca osoba Fury'ego pozwoliła montażystom spać spokojnie. Poszczególne cięcia między scenami nie miałyby żadnego sensu, gdy nie fakt, że postać SLJ to gość, który załatwi wszystko, wszędzie i o każdej porze. Zresztą nawet z nim skoki z miejsca na miejsce walą po oczach. Swoją drogą nie pamiętam, żeby Fury to był taki śmieszek poza kontrolololo.
Główna bohaterka jest fatalna. Zarówno w kwestii gry aktorskiej, jak i samej postaci. Larson gra tylko szczęką (pewnie stąd ma kształt PRL-owskiego traktora; szczęka, nie Larson xD). Jej mimika sprowadza się do ćwierć-, pół-, i całego uśmieszku. A i jeszcze przekrzywia głowę, w takim psim stylu. Ciężkie drewno. To tyle na temat oskarowej aktorki.
Sama Carol Denvers kojarzy mi się z typową polską karyną. Oczywiście podrasowaną po amerykańsku, bo jest super ambitna... i tyle można o niej powiedzieć. Pyskata pinda bez charakteru, bez osobowości, bez czegokolwiek co mogłoby ją wyróżniać. Jednowymiarowa, papierowa postać.
Co gorsza ona nie ma żadnych wad czy słabości. Nawet jeśli w filmie na początku jest to przedstawione inaczej, bo jest uczona by pohamować emocje i używać rozumu, to potem jest dokładnie odwrotnie i to jest gloryfikowane wręcz. Emocje > rozum.
Widać disneyowski trend, który tak dobitnie pokazali w nowej trylogii gwiezdnych wojen. Nie ma żadnej progresji bohatera, nie ma słabości, nie ma nauki, nie ma żadnego rozwoju. Wszystko jest od razu dostępne. O nic nie trzeba się starać. A jak ktoś cię #!$%@?, to nie myśl, działaj zgodnie z emocjami - #!$%@? mu z energetycznej pięści. To rozwiązuje każdy problem, #!$%@? fireballami na lewo i prawo. Przegrywasz z kimś w uczciwej walce? Wyjeb mu fireballa. Dyskutujesz z kimś i nie chce ci się argumentować? Wyjeb fireballa. Cudowne.
Trochę spoiler odnośnie jej mocy, żadnych faktów skąd je ma, tylko ich moc i wpływ na oglądalność:
ps 1 90% filmu dzieje się albo w 4 ścianach albo na jakimś wygnajewie typu pustynia
ps 2 ciężkiej i ordynarnej propagandy feministycznej generalnie nie ma. Za to sam model bohaterki może skłaniać do przemyśleń, czy to rzeczywiście jest coś fajnego. Jest scena #!$%@? do piosenki "i'm just a girl", dość wymowne i idiotyczne
ps 3 Nie widzę innego wytłumaczenia dla sukcesu tego filmu, niż to, że jest o kobiecej bohaterce. Jak ktoś widział niech sobie wyobrazi ten sam film, ale z męskim bohaterem. Czy by mu się podobał?
ciężkiej i ordynarnej propagandy feministycznej generalnie nie ma
@sejsmita: niby nie ma, ale są za to smaczki. Główna bohaterka w wypożyczalni kaset atakuje papierowego Arnolda z reklamy filmu "True lies". Jest wychowywana przez złych, białych rodziców, lepiej jest jej gdy spędza czas z nieskazitelną, murzyńską rodziną (całkiem realistyczne). "Just a girl" to już jest moim zdaniem trochę ordynarne, to tak jakby "thor ragnarok" kończył się inaczej, czyli Hela dostaje oklep od Thora i w tle leci "this is a mens world". W filmie zły musi być facet, wszystkie kobiety są uczciwe, utalentowane i w ogóle bez skazy. No i na koniec "nie po broń, tylko po kobietę". Ogólnie to jest zajebisty trend w filmach i w ogóle w tv żeby pokazywać jakie kobiety są super, a jacy kolesie to fajtłapy. W Wonder Woman było po części podobnie. Tak jest w śwince peppe, tak jest w reklamach i tak było w Wonder Woman (chociaż wszystko ze znacznie sympatyczniejszą główną bohaterką i z większą subtelnością) i jest też w
@stannis: Po pozafilmowych wypowiedziach Larson spodziewałem się czegoś cięższego kalibru. Co do wychowania przez "złych białych rodziców", to niby tak, a jednak nie do końca. Bo choć jej ojciec był despotą i tu przekaz dla widza jest jasny, to jednak dzięki niemu bohaterka ma jedną jedyną cechę, którą można ją określić - ambitność. Chociaż nie spodziewam się podobnej refleksji po większości widzów.
Hela dostaje oklep od Thora i w tle leci "this is a mens world".
Byłaby konkretna gównoburza xD
Moim zdaniem od bezczelnego walenia ideologią dużo gorsze jest takie przedstawienie bohatera, jak napisałem. Trwa to cały film, a ogromna większość widzów nie analizuje tego, tylko chłonie. Pozytywnych białych mężczyzna w sumie nie było, nie licząc agenta shield, masz rację, mogłem
@sejsmita: to ze podobaja mi sie filmy MCU? I ogladam je dla fabuly/story a nie przejmuje sie jakimis bzdetami na ktore zwrociles uwage w swoim wpisie ?
Tobie sie film nie podobal mi i znajomym ktorzy sledza losy MCU sie podobal
@Xemioza: Absolutnie nie, nigdzie tego nie napisałem. Nie rozumiem (albo raczej odmawiam zrozumienia xD) płacenia za obejrzenie filmu bo jest z jakiejś serii i miałby złe oceny. Przykładowo ja uwielbiam uniwersum aliena, ale po gniocie Prometeuszu nie zapłaciłem za Prometeusza 2. W mojej opinii było to wspieranie czegoś niedobrego.
Captain Marvel to męczarnia, praktycznie w każdym aspekcie. Naprawdę mało co działa płynnie, a już na pewno nie najważniejsze elementy.
Narracyjnie jest kompletny chaos, co doskonale widać w pierwszych 15-20 minutach: nasrane sekwencji pociętych przebłyskami wspomnień byle tylko odhaczyć istotne dla późniejszych wydarzeń fakty. To nie jest opowieść, tylko zaliczanie rzeczy z listy "do zrobienia". Zresztą później jest niewiele lepiej i tylko wszechobecna, wszechwiedząca osoba Fury'ego pozwoliła montażystom spać spokojnie. Poszczególne cięcia między scenami nie miałyby żadnego sensu, gdy nie fakt, że postać SLJ to gość, który załatwi wszystko, wszędzie i o każdej porze. Zresztą nawet z nim skoki z miejsca na miejsce walą po oczach. Swoją drogą nie pamiętam, żeby Fury to był taki śmieszek poza kontrolololo.
Główna bohaterka jest fatalna. Zarówno w kwestii gry aktorskiej, jak i samej postaci. Larson gra tylko szczęką (pewnie stąd ma kształt PRL-owskiego traktora; szczęka, nie Larson xD). Jej mimika sprowadza się do ćwierć-, pół-, i całego uśmieszku. A i jeszcze przekrzywia głowę, w takim psim stylu. Ciężkie drewno. To tyle na temat oskarowej aktorki.
Sama Carol Denvers kojarzy mi się z typową polską karyną. Oczywiście podrasowaną po amerykańsku, bo jest super ambitna... i tyle można o niej powiedzieć. Pyskata pinda bez charakteru, bez osobowości, bez czegokolwiek co mogłoby ją wyróżniać. Jednowymiarowa, papierowa postać.
Co gorsza ona nie ma żadnych wad czy słabości. Nawet jeśli w filmie na początku jest to przedstawione inaczej, bo jest uczona by pohamować emocje i używać rozumu, to potem jest dokładnie odwrotnie i to jest gloryfikowane wręcz. Emocje > rozum.
Widać disneyowski trend, który tak dobitnie pokazali w nowej trylogii gwiezdnych wojen. Nie ma żadnej progresji bohatera, nie ma słabości, nie ma nauki, nie ma żadnego rozwoju. Wszystko jest od razu dostępne. O nic nie trzeba się starać. A jak ktoś cię #!$%@?, to nie myśl, działaj zgodnie z emocjami - #!$%@? mu z energetycznej pięści. To rozwiązuje każdy problem, #!$%@? fireballami na lewo i prawo. Przegrywasz z kimś w uczciwej walce? Wyjeb mu fireballa. Dyskutujesz z kimś i nie chce ci się argumentować? Wyjeb fireballa. Cudowne.
Trochę spoiler odnośnie jej mocy, żadnych faktów skąd je ma, tylko ich moc i wpływ na oglądalność:
Ten film to zwykły gniot. #gownoniefilm
ps 1 90% filmu dzieje się albo w 4 ścianach albo na jakimś wygnajewie typu pustynia
ps 2 ciężkiej i ordynarnej propagandy feministycznej generalnie nie ma. Za to sam model bohaterki może skłaniać do przemyśleń, czy to rzeczywiście jest coś fajnego. Jest scena #!$%@? do piosenki "i'm just a girl", dość wymowne i idiotyczne
ps 3 Nie widzę innego wytłumaczenia dla sukcesu tego filmu, niż to, że jest o kobiecej bohaterce. Jak ktoś widział niech sobie wyobrazi ten sam film, ale z męskim bohaterem. Czy by mu się podobał?
#marvel #captainmarvel #film
analizujesz film, ktorego grupa docelowa sa dzieci i patusy. czy ty tego nie rozumiesz?
"Nie potrzebuję, aby 40 letni biały facet mówił mi co jest nie tak z filmem Captain Marvel. Ten film nie jest skierowany do niego"
@sejsmita: niby nie ma, ale są za to smaczki. Główna bohaterka w wypożyczalni kaset atakuje papierowego Arnolda z reklamy filmu "True lies". Jest wychowywana przez złych, białych rodziców, lepiej jest jej gdy spędza czas z nieskazitelną, murzyńską rodziną (całkiem realistyczne). "Just a girl" to już jest moim zdaniem trochę ordynarne, to tak jakby "thor ragnarok" kończył się inaczej, czyli Hela dostaje oklep od Thora i w tle leci "this is a mens world".
W filmie zły musi być facet, wszystkie kobiety są uczciwe, utalentowane i w ogóle bez skazy.
No i na koniec "nie po broń, tylko po kobietę". Ogólnie to jest zajebisty trend w filmach i w ogóle w tv żeby pokazywać jakie kobiety są super, a jacy kolesie to fajtłapy. W Wonder Woman było po części podobnie. Tak jest w śwince peppe, tak jest w reklamach i tak było w Wonder Woman (chociaż wszystko ze znacznie sympatyczniejszą główną bohaterką i z większą subtelnością) i jest też w
Byłaby konkretna gównoburza xD
Moim zdaniem od bezczelnego walenia ideologią dużo gorsze jest takie przedstawienie bohatera, jak napisałem. Trwa to cały film, a ogromna większość widzów nie analizuje tego, tylko chłonie. Pozytywnych białych mężczyzna w sumie nie było, nie licząc agenta shield, masz rację, mogłem
@sejsmita: film mi sie podobal bo jest MCU, moglby miec oceny 1/10 i tak bym poszedl
Tobie sie film nie podobal mi i znajomym ktorzy sledza losy MCU sie podobal
@Xemioza: Absolutnie nie, nigdzie tego nie napisałem. Nie rozumiem (albo raczej odmawiam zrozumienia xD) płacenia za obejrzenie filmu bo jest z jakiejś serii i miałby złe oceny. Przykładowo ja uwielbiam uniwersum aliena, ale po gniocie Prometeuszu nie zapłaciłem za Prometeusza 2. W mojej opinii było to wspieranie czegoś niedobrego.