- Kogo tam znowu niesie? - To tylko ja panie Brossolini! - Wchodź śmiało Davide - odpowiedział zachrypnięty głos, dochodzący z ciemnego pokoju.
Młodzieniec ostrożnie wszedł do pomieszczenia, omijając przewrócone na podłodze naczynie, które jeszcze kilka (a może kilkanaście) godzin temu było wypełnione wonną substancją.
- Uważaj - zachrypnięty głos wydawał się zbliżać do niego - to, że czujesz zapach róż i mięty nie znaczy, że powinieneś to zbyt długo wdychać. Przeklęty kocur... - Panie Brossolini, przychodzę z listem od mojego ojca. - Zdania nie zmienię! - wtrącił szybko głos.
Z półmroku wyłoniła się postać starszego, otyłego mężczyzny. W jednej dłoni trzymał kieliszek ze szkarłatnym trunkiem, drugą opierał na pięknie zdobionej lasce.
- Ale Panie Brossolini, wiem co chce Pan powiedzieć. Tym razem... - ... będzie inaczej? - wycedził starzec - Siedem wypraw, trzy kolonie, Bóg wie ile pieniędzy utopili królowie, książęta, bankierzy, kompanie handlowe. Skąd właściwie mogę mieć pewność, że wszystkie towary nie są sprzedawane berberyjskim piratom, a kapitanowie statków nie zaszywają się gdzieś w Afryce, żyjąc jak pączki w maśle z pieniędzy inwestorów. - Pan chyba nie mówi poważnie panie Brossolini.
Mężczyzna zasępił się.
- Nie no jasne, załóżmy że jeden astronom z drugim nie byli po prostu pijani, twierdząc, że można płynąć na zachód, żeby znaleźć się na wschodzie. Niech będzie, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Tylko co to zmienia w mojej sytuacji? Spójrz na tę mapę.
Davide spojrzał na ogromną mapę basenu Morza Śródziemnego z zaznaczonymi kilkudziesięcioma miastami.
- Uwierzyłbyś, że zaczęło się od pewnych braci, którzy zbierali jakieś jagody i zioła, ale poszli po rozum do głowy i zaczęli przywozić dobra luksusowe z Latakii do Europy? - To było w czasach męczeńskiej śmierci świętego Margarina Gregua. Każdy zna historię Hrabiego, zamęczonego przez saracenów, poćwiartowanego jak zwierzę. Wzór męstwa dla nas wszystkich. Samotnej ostoi chrześcijaństwa pośród...
Młodzieniec urwał widząc zdziwioną i zdegustowaną twarz starca.
- Jak długo zamierzałeś jeszcze o nim p-------ć? To była dygresja! Tak więc rozumiesz już, że handel ze Wschodem na zawsze będzie przebiegał przez Morze Śródziemne. Wiem to ja, wiedział to mój ojciec, dziad, pradziad i tak dalej. Robactwo może sobie pomarzyć o fortunie z handlu... bez urazy Davide, ale zamiast siedzieć u swojego ojca nieudacznika, powinieneś terminować u mnie. Zrobiłbyś ogromną karierę. Dostaniecie kredyt na statek, jeżeli będziecie pływali dla mnie do Tyru.
- Nie w tym rzecz panie Brossolini...
- A w czym? - zaciekawił się starzec - Chyba nie chcesz powiedzieć że... chcesz płynąć przez Atlantyk? W nieznane? Chyba cię poje...
* * *
- ...mność ładunkowa to 20 skrzyń towarów! I do tego jest tak samo szybki jak karawela! - Nie mam tyle franków... - Js też nie...
Dwaj mężczyźni umilkli, wpatrując się w mętną portową wodę. W oddali powoli znikał kolejny statek, płynący w stronę zachodzącego słońca. Jeden z mężczyzn spojarzł na swoje czerwone, obtarte i pulsujące z bólu dłonie. Poczuł dłoń drugiego na swoim ramieniu.
- Nie zazdrość im, nie ma czego. Nie wiadomo nawet czy bezpiecznie dopłyną. My tu mamy spokojne życie. Może czasem nie zapłacą, ale człowiek się cieszy, że w ogóle jest robota.
- Skoro jesteśmy w temacie, to mam do was sprawę - odezwał się za ich plecami trzeci głos.
Mężczyźni odwrócili się. Zobaczyli sylwetkę smukłego młodzieńca, trzymającego na ramieniu niewielki tobołek z dokumentami.
"Gryzipiórek", pomyślały pachoły portowe.
"Pachoły portowe", pomyślał gryzipiórek.
- Wiecie gdzie Alberto Brossolini ma swój kantor? - Wiemy, a co - odburknął jeden z mężczyzn
Młodzieniec odwiązał ciężką sakiewkę z pasa i rzucił ją niebezpiecznie blisko brzegu morza. - Dziś wieczorem nakarmicie nim ryby, tu jest dwieście zaliczki, pozostałe osiemset florenów po robocie. Przyjdziecie jutro rano na tamten statek.
Zanim mężczyźni zdążyli podnieść szczęki z ziemi, młodzieniec obrócił się na pięcie i skierował się w stronę miasta.
* * *
- Zrobione - oświadczył dumnie jeden z dwóch oprychów - Dobre wieści szybko się rozchodzą, nagroda jest w tamtym sekretarzyku.
Jeden z mężczyzn odwrócił się plecami i wykonał kilka kroków w stronę wskazanego mebla, gdy nagle ogłuszający huk wypełnił pomieszczenie. Odwrócił się szybko, by zobaczyć swojego towarzysza, padającego bezwładnie na podłogę. Z lufy trzymanego w lewej ręce garłacza wydobywał się ciemny dym.
Bandzior stanął jak wryty. Czasu na kalkulację było niewiele, ponieważ w prawej ręce szczupłego młodzieńca znajdował się dokładnie taki sam garłacz, z tym że nabity i skierowany w jego stronę.
- Panie miej litość, oddam ci wszystko co mam - upuścił z brzękiem na ziemię mieszek - sto osiemdziesiąt osiem florenów, możemy zapomnieć o całej sprawie
- Nie możemy - uśmiechnął się chłodno chłopak - zabiliście mojego nauczyciela, mojego mentora. Ciężko będzie mi się pozbierać po jego śmierci.
Zbir przełknął głośno ślinę.
- A poza tym - ciągnął wywów młodzieniec - jestem tylko małym, bezbronnym gryzipiórkiem, który będzie miał mnóstwo problemów z podniesieniem waszych sztywnych cielsk. A co dopiero, gdybyś pozostał ruchomy.
Mężczyzna poczuł ostatni zryw odwagi i rzucił się na młodzieńca, ale było już za późno. Rozległ się kolejny huk, a zbir padł, pozbawiony połowy twarzy. Młodzieniec pogładził kciukami oba garłacze w dłoniach.
- Wysoki, niski, biedny, bogaty, silny, słaby - mówił do siebie - wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi. A Wy, moi najdrożsi metalowi przyjaciele, niesiecie powiew wolności i równości...
Odłożył obie bronie i zabrał się za przeciąganie trupów, wkładając w to mnóstwo wysiłku. Gdy już przerzucił trupy przez burtę, spojrzał w kierunku portu. Wśród wielu szyldów dostrzegł jeden z trzema zdobionymi literami B.
- Wygląda na to, że Bank Braci Brossolinich ma wakat...
----------------------------------------
- Kogo tam znowu niesie?
- To tylko ja panie Brossolini!
- Wchodź śmiało Davide - odpowiedział zachrypnięty głos, dochodzący z ciemnego pokoju.
Młodzieniec ostrożnie wszedł do pomieszczenia, omijając przewrócone na podłodze naczynie, które jeszcze kilka (a może kilkanaście) godzin temu było wypełnione wonną substancją.
- Uważaj - zachrypnięty głos wydawał się zbliżać do niego - to, że czujesz zapach róż i mięty nie znaczy, że powinieneś to zbyt długo wdychać. Przeklęty kocur...
- Panie Brossolini, przychodzę z listem od mojego ojca.
- Zdania nie zmienię! - wtrącił szybko głos.
Z półmroku wyłoniła się postać starszego, otyłego mężczyzny. W jednej dłoni trzymał kieliszek ze szkarłatnym trunkiem, drugą opierał na pięknie zdobionej lasce.
- Ale Panie Brossolini, wiem co chce Pan powiedzieć. Tym razem...
- ... będzie inaczej? - wycedził starzec - Siedem wypraw, trzy kolonie, Bóg wie ile pieniędzy utopili królowie, książęta, bankierzy, kompanie handlowe. Skąd właściwie mogę mieć pewność, że wszystkie towary nie są sprzedawane berberyjskim piratom, a kapitanowie statków nie zaszywają się gdzieś w Afryce, żyjąc jak pączki w maśle z pieniędzy inwestorów.
- Pan chyba nie mówi poważnie panie Brossolini.
Mężczyzna zasępił się.
- Nie no jasne, załóżmy że jeden astronom z drugim nie byli po prostu pijani, twierdząc, że można płynąć na zachód, żeby znaleźć się na wschodzie. Niech będzie, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Tylko co to zmienia w mojej sytuacji? Spójrz na tę mapę.
Davide spojrzał na ogromną mapę basenu Morza Śródziemnego z zaznaczonymi kilkudziesięcioma miastami.
- Uwierzyłbyś, że zaczęło się od pewnych braci, którzy zbierali jakieś jagody i zioła, ale poszli po rozum do głowy i zaczęli przywozić dobra luksusowe z Latakii do Europy?
- To było w czasach męczeńskiej śmierci świętego Margarina Gregua. Każdy zna historię Hrabiego, zamęczonego przez saracenów, poćwiartowanego jak zwierzę. Wzór męstwa dla nas wszystkich. Samotnej ostoi chrześcijaństwa pośród...
Młodzieniec urwał widząc zdziwioną i zdegustowaną twarz starca.
- Jak długo zamierzałeś jeszcze o nim p-------ć? To była dygresja! Tak więc rozumiesz już, że handel ze Wschodem na zawsze będzie przebiegał przez Morze Śródziemne. Wiem to ja, wiedział to mój ojciec, dziad, pradziad i tak dalej. Robactwo może sobie pomarzyć o fortunie z handlu... bez urazy Davide, ale zamiast siedzieć u swojego ojca nieudacznika, powinieneś terminować u mnie. Zrobiłbyś ogromną karierę. Dostaniecie kredyt na statek, jeżeli będziecie pływali dla mnie do Tyru.
- Nie w tym rzecz panie Brossolini...
- A w czym? - zaciekawił się starzec - Chyba nie chcesz powiedzieć że... chcesz płynąć przez Atlantyk? W nieznane? Chyba cię poje...
* * *
- ...mność ładunkowa to 20 skrzyń towarów! I do tego jest tak samo szybki jak karawela!
- Nie mam tyle franków...
- Js też nie...
Dwaj mężczyźni umilkli, wpatrując się w mętną portową wodę. W oddali powoli znikał kolejny statek, płynący w stronę zachodzącego słońca. Jeden z mężczyzn spojarzł na swoje czerwone, obtarte i pulsujące z bólu dłonie. Poczuł dłoń drugiego na swoim ramieniu.
- Nie zazdrość im, nie ma czego. Nie wiadomo nawet czy bezpiecznie dopłyną. My tu mamy spokojne życie. Może czasem nie zapłacą, ale człowiek się cieszy, że w ogóle jest robota.
- Skoro jesteśmy w temacie, to mam do was sprawę - odezwał się za ich plecami trzeci głos.
Mężczyźni odwrócili się. Zobaczyli sylwetkę smukłego młodzieńca, trzymającego na ramieniu niewielki tobołek z dokumentami.
"Gryzipiórek", pomyślały pachoły portowe.
"Pachoły portowe", pomyślał gryzipiórek.
- Wiecie gdzie Alberto Brossolini ma swój kantor?
- Wiemy, a co - odburknął jeden z mężczyzn
Młodzieniec odwiązał ciężką sakiewkę z pasa i rzucił ją niebezpiecznie blisko brzegu morza.
- Dziś wieczorem nakarmicie nim ryby, tu jest dwieście zaliczki, pozostałe osiemset florenów po robocie. Przyjdziecie jutro rano na tamten statek.
Zanim mężczyźni zdążyli podnieść szczęki z ziemi, młodzieniec obrócił się na pięcie i skierował się w stronę miasta.
* * *
- Zrobione - oświadczył dumnie jeden z dwóch oprychów
- Dobre wieści szybko się rozchodzą, nagroda jest w tamtym sekretarzyku.
Jeden z mężczyzn odwrócił się plecami i wykonał kilka kroków w stronę wskazanego mebla, gdy nagle ogłuszający huk wypełnił pomieszczenie. Odwrócił się szybko, by zobaczyć swojego towarzysza, padającego bezwładnie na podłogę. Z lufy trzymanego w lewej ręce garłacza wydobywał się ciemny dym.
Bandzior stanął jak wryty. Czasu na kalkulację było niewiele, ponieważ w prawej ręce szczupłego młodzieńca znajdował się dokładnie taki sam garłacz, z tym że nabity i skierowany w jego stronę.
- Panie miej litość, oddam ci wszystko co mam - upuścił z brzękiem na ziemię mieszek - sto osiemdziesiąt osiem florenów, możemy zapomnieć o całej sprawie
- Nie możemy - uśmiechnął się chłodno chłopak - zabiliście mojego nauczyciela, mojego mentora. Ciężko będzie mi się pozbierać po jego śmierci.
Zbir przełknął głośno ślinę.
- A poza tym - ciągnął wywów młodzieniec - jestem tylko małym, bezbronnym gryzipiórkiem, który będzie miał mnóstwo problemów z podniesieniem waszych sztywnych cielsk. A co dopiero, gdybyś pozostał ruchomy.
Mężczyzna poczuł ostatni zryw odwagi i rzucił się na młodzieńca, ale było już za późno. Rozległ się kolejny huk, a zbir padł, pozbawiony połowy twarzy. Młodzieniec pogładził kciukami oba garłacze w dłoniach.
- Wysoki, niski, biedny, bogaty, silny, słaby - mówił do siebie - wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi. A Wy, moi najdrożsi metalowi przyjaciele, niesiecie powiew wolności i równości...
Odłożył obie bronie i zabrał się za przeciąganie trupów, wkładając w to mnóstwo wysiłku. Gdy już przerzucił trupy przez burtę, spojrzał w kierunku portu. Wśród wielu szyldów dostrzegł jeden z trzema zdobionymi literami B.
- Wygląda na to, że Bank Braci Brossolinich ma wakat...
----------------------------------------
Grafika 88grzes @ deviantart
Sponsor: Grupa Facebookowa z promocjami z chińskich sklepów
Nie chcesz być wołany/a jako plusujący/a? Włącz blokadę na https://mirkolisty.pvu.pl/call lub odezwij się do @IrvinTalvanen
@Mnichuy
@2077 to może glewia?