Wpis z mikrobloga

Na początek kilka słów o mnie. Nazywam się Maciej i pierwszą część Wiedźmina uznaję za najlepszą grę XXI wieku.

Nic zatem dziwnego, że Wiedźmina 3 zamówiłem jeszcze przed premierą (dotąd w karierze gracza trwającej od 1991 r. zdarzyło mi się to tylko raz, przy okazji Gothica 2). Zamówiłem, odpaliłem, pograłem. Następnego dnia pograłem, przez kilka kolejnych dni grałem i zapomniałem. Potem powrotów było jeszcze kilka, nie mam jednak pewności, czy kiedykolwiek uda mi się przejść Wiedźmina 3 do końca.

Ta gra jest nudna

Jestem świadomy tego, że w sieci na temat gry możemy przeczytać niemal wyłącznie peany. Ba, sam wygłaszałem je moim kolegom z sekcji graczy w ciągu pierwszego tygodnia po premierze.

Jestem też świadomy, że w internecie można natrafić na liczne głosy merytorycznej krytyki. Zgadzam się z nią w zupełności i nie popieram prób odbijania tych zarzutów stwierdzeniami, że to jest gra dla dorosłych.

Otóż nie, dorosłość nie ma tutaj nic do rzeczy. CD Projekt RED schrzanił robotę na poziomie technicznym i to w tak wielu miejscach, że momentami człowiek zastanawia się, czy przy produkcji nie pomogli mu ludzie z Bethesdy.

Ta gra jest męcząca

Nie sposób nie zakochać się w Wiedźminie 3 od pierwszego wejrzenia. Wprawdzie inspirowane jest bardziej mitologią słowiańską, niż klasyką od Greków. Ale blichtr, kunszt, artyzm, przesyt, rozmach biją z ekranu już od pierwszych sekund spędzonych z grą. I ta grafika! Rany, gdybym miał komuś wytłumaczyć, czym jest gra komputerowa, jak wygląda doskonałość osiągnięta na rok 2015 przez gry komputerowe, pokazałbym mu Wiedźmina 3. Ale nie dałbym mu w niego grać.

Oto bowiem miłość od pierwszego wejrzenia pryska. Ale nie robi tego szybko. Nie, przez pierwsze godziny z grą już wiesz, że coś jest nie tak, ale głośno powtarzasz sobie, że wszystko będzie w porządku. Że się musisz przyzwyczaić, inne sterowanie, że konwencja action rpg, tak chcieli twórcy, a oni się znają. Jest fajnie.

Ta gra jest irytująca

Tylko nie jest. Jesteś wielkim fanem Sapkowskiego. Idealizujesz go (jeśli to w ogóle konieczne). Gloryfikujesz go. Rozumiesz go – czemu wypowiada się o graczach tak, a nie inaczej. Doceniasz rzekomo nudne fragmenty o polityce i budowaniu relacji z Ciri. Bo tak ma być, takie jest fantasy, taka jest sztuka.

W Wiedźminie 3 albo sztuki jest za dużo jak na mojego chłopskiego pada (czego nie wykluczam), albo też to już nie jest sztuka, tylko odpowiednik jakiegoś pretensjonalnego filmu niezależnego, o utopcach zakładających skłot w opuszczonej chacie.

Oto bowiem Wiedźmin 3 nudzi, męczy i irytuje

To nie jest tak, że robi to cały czas – skądże znowu. Są randki lepsze i randki gorsze, ale przecież nie o to w grach dekady chodzi, by wracać do domu z poczuciem zniesmaczenia, bo dziewczyna puszczała śmierdzące bąki w filharmonii.

Zabawa w Wiedźminie 3 jest niesatysfakcjonująca. Psuje ją źle wyważony poziom trudności. Nie wiem, w którym momencie studio od jednej serii, niekończenia rozpoczętych projektów i wyzyskiwania pracowników powiedziało sobie klocuchowe „kruci”.

W rezultacie frustruję się oglądając setną animację młynka mieczem i uciętej głowy, których nie da się pomijać bez jakiegoś karkołomnego wykorzystywania błędów gry. Za każdym razem muszę pamiętać o tym, aby jak najszybciej mashować X. Irytuje mnie fakt, że istotną częścią zabawy są właśnie zlecenia wiedźmińskie, jednak w grze nie stanowią one żadnego wyzwania. Jeśli ktoś nie cierpi na obsesję kończenia gier w 100 proc. – a Wiedźmin 3 z tej obsesji skutecznie leczy – to większa część aktywności pobocznych staje się zbędna i mało interesująca.

Ta gra frustruje

Mało interesująca jest również fabuła. Nie czuję się związany z bohaterami, a w jeszcze większym stopniu przestają mnie oni interesować, gdy większa część misji sprowadza się do schematu polegającego na wspólnej podróży na koniu przez 10 minut i wymieniania umiarkowanie fascynujących refleksji. Potem trochę pomachać mieczem. Schemat zapętlić. No gra dekady.

A misje główne trzeba robić, bo wbrew powszechnym opiniom świat gry wcale nie wydaje się interesujący i wypełniony zawartością. Nie, na mapie można się solidnie wynudzić i pod tym względem gra ustępuje chociażby – aż nie wierzę, że to piszę – Assassin’s Creed: Origins. A spędzimy tam wiele czasu, ponieważ nieracjonalne mechaniki gry wymagają notorycznych kursów po – jak już ustaliliśmy – nie aż tak wypełnionych treścią terenach.

A przecież to wszystko nie odbywa się z gracją i lekkością, tylko okraszone jest naprawdę bardzo topornym sterowaniem, które lata świetności ma już za sobą. Ani przyjemnie nie jeździ się tutaj konno, ani nie cieszy eksploracja pomieszczeń. Nawet z walkami coś jest nie tak. Pojedynki w stylu grupowym z pierwszego Wiedźmina były esencją tej gry, tym razem perspektywa walki z wieloma przeciwnikami budzi tylko irytację z powodu nadchodzącej frustracji.

Czy arcydzieło może być zarazem przeciętną grą?

Ocenienie i próba kategoryzacji Wiedźmina 3 są bardzo trudne. Bo to absolutnie kandydat do Oscara i zdobycia 12 statuetek. A z drugiej strony to taki typ kandydata, którego potem widzisz w telewizji i przerzucasz kanał na Comedy Central, bo nie masz ochoty się z nim znowu mierzyć.

A to świadczy o zabójcach potworów CDPR bardzo niedobrze. Zrobili piękną, ale nieporywającą, niezbalansowaną grę, która czaruje od pierwszego wejrzenia, a potem z każdą kolejną godziną męczy, nudzi i irytuje. Z jednej strony nie mam najmniejszych złudzeń: Wiedźmin 3 to arcydzieło. W pełnym znaczeniu tego słowa. Ale zarazem nie jest to gra, do której planowałbym jeszcze kiedyś wracać. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem.

#wiedzmin3 #pasta