Wpis z mikrobloga

Jeżeli ktoś mówi, ze chce umrzeć niby tak jest ale wciąż czeka się na pomoc ...Opowiem Wam o dniu w którym chciałam umrzeć : Poniedziałek 21:50 Idę i płacze ale nie czuję wyrzutów sumienia. Juz nikt Nie pójdzie za mną, dam im spokój, wreszcie. Wędrówka trwa. Widzę swojego sąsiada z bloku obok, stoi na ulicy. Starszy, gruby mężczyzna o sumiastych wąsach. Co wieczór katuje żonę, aż ona zaczyna błagać go o śmierć, wtedy wychodzi i idzie pić do baru.
- Dzień dobry, panu - mówię spokojnie, uśmiechając się miło.
On wyciąga do mnie dłoń na powitanie, zdaje mi się, iż widzę na niej plamy krwi. Bez wahania ściskam, mocniej niż wypada.
- No witaj, młoda jak tam? - pyta, przez uprzejmość, chcąć już wrócić do domu, jak najszybciej, by zadać ból swojej drugiej połówce.
- Właśnie idę się zabić, bo mam dosyć życia - odpowiadam, sama zaskoczona szczerością.
- Tak, tak, powodzenia... - nie słucha, rusza od razu dalej, nie przetrawił nawet tych słów.
Pomyśleć, iż za parę minut będzie słychać wrzaski i wołania o pomoc, prośbę maltretowanej kobiety. Mieszkanie obok katolicka rodzina będzie akurat odmawiać modlitwę, starannie ignorując błagania. Tak jak każdy. Nigdy nie wezwano policji.
Miasto? Ludzie? A może piekło i potępieńcy? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Idę dalej, przerażona tym, co zamierzam zrobić, choć pewna własnego wyboru. Serce dziko bije mi w piersi, wokół pozbawione liści drzewa smutno skrzypią na wietrze. Jestem śmiertelnie blada i zlana potem, dyszę ciężko, ledwo idę. Instynkt samozachowawczy, moje ciało nie chce umierać. Wokół wędrują ludzie, z twarzami w telefonach, z narzuconymi maskami obojętności. Znieczuleni, ignorujący wszystkich i wszystki a Ja wyglądam naprawdę strasznie. . Nikt nawet na dłużej nie zawiesi na mnie spojrzenia, ludzie unikają kontaktu wzrokowe.
- Ojcze, wybacz im, albowiem nie wiedzą, co czynią - mówię sama do siebie, patrząc na chaos życia wokół. Krzyki, wrzaski, kłótnie i spory, wszechobecne spaliny i zapach moczu. Ludzie, którzy za cel postawili sobie pokazać innym, na co ich stać, wydający ostatnie pieniądze na modne ubrania, gdy w domach dzieci im głodują. Nie rozumiem tego życia i nie chcę go rozumieć. Śmierć jest pewna i konkretna, jasna i prosta do zrozumienia. Tak będzie lepiej. Nie pasuję tu.
Samochody z piskiem przemierzają ulice, słychać trąbienia, na poboczu leży martwy kot, z wnętrznościami na wierzchu. Widziałam go już dwa dni temu, nikt nic nie zrobiło, nie usunięto go, jedynie zepchnięto na pobocze, gdy jakiś kierowca uznał, że nie trzeba jeździć wolno. Ludzie omijają truchło spojrzeniem, jakby to nie była ich sprawa. Ciekawe czy ze mną będzie tak samo. Będę leżała gnijąc, a zniesmaczeni ludzie przejdą obok, jakby nigdy nic. Jakże to tak? Normalnie, taki jest świat. Niczym z bezdomnym, który całą zimę zamarźnięty przeleżał na poboczu. Nikt go nie ruszył, nikt nie pomógł, gdy jeszcze było to możliwe, bo przecież to nikt.
Tak idę licząc kroki do chwili spokoju...498...499....500....ile jeszcze strasznie daleko ten las... dotarłam wybrałam nawet drzewo... w torebce linka ciążyła mi jakby ważyła tonę .. i wtedy zadzwonił telefon... Madziek to ja Raf... szukam Cię od godziny... musimy pogadać - Ok odpowiedziałam.. usiadłam na chwile na trawie... była wilgotna od deszczu i zimna ... wstałam wyrzuciłam ciążącą linkę i wrocilam. Widocznie to nie był mój czas... innym razem pomyślałam.. teraz ktoś mnie potrzebuje.
  • 12
Ten bezdomny jak żył przesiadywał u mnie w bloku ludzie wyganiali go bo śmierdział , ja nie - nawet przynosiłam mu ciepła herbatę i dałam moja stara kurtkę, ale chyba ukradł mu jakiś inny bezdomny. Nie oczekuje medalu ale wolę pomagać żyjącym ... bo tym nieżywym nic już nie trzeba...Nie widziałam go od tygodni, aż do tamtej pory ... popłakałam się gdy pakowali go do karetki takiego zamarzniętego.. biedny człowiek ale przynajmniej