Wpis z mikrobloga

Już minęło tyle czasu od ostatniego, że zapomniałem o czym był, ale wracam z nowym odcinkiem #historieinformatyka!

Pominę kilka głupszych sytuacji jak ktoś chciał większy monitor bo mu się nie mieszczą ikony na pulpicie, a nie będzie nigdzie wchodził skoro ma wszystko na tacy.

Opowiem jak kiedyś byłem na rozmowie rekrutacyjnej do mojego działu.
Mój przełożony ze swoim (nieoficjalnie) zastępcą pojechali na jakieś szkolenia czy konferencje i zostałem ja z kumplem, który miał video-meeting, więc jak przyszło co do czego to dziewczyna z HaErów przyszła i poprosiła mnie do siebie, bo przyszła młoda, zdolna do mojego działu a ona nie wie o co pytać.

Swoją drogą świetnie umawiać kogoś na termin gdzie od przynajmniej od 2 miesięcy wiadomo o wyjeździe można powiedzieć góry i konferencji telefonicznej - jakaś gruba sprawa była wtedy, już nie do końca pamiętam o co chodziło.

Przed wejściem dostaję coś jak instrukcje: "Dziewczyna jest miła, wydaje się kompetentna do zasilenia waszego zespołu" - oho, czyli jestem nastawiany jeszcze zanim cokolwiek zobaczę. Czuję dobrze...

Ale dobra, wchodzę - tak, jestem introwertykiem i to dość srogo, spojrzałem na nią i teraz wam ją opiszę:
Młoda, bo ja wiem, koło 20, może starsza, blondyna, nie wiem czy wysoka czy niska bo cały czas siedziała, taki bitch-face (tylko teraz uwaga. Dla części z was może to i pozytyw, ale jak ja to widzę, takie spojrzenie cwaniary to mnie rozkłada na łopatki, w negatywnym tych słów znaczeniu). I te brwi, nie mam pojęcia skąd ta moda i jak wygląda proces tworzenia tego dzieła. Kiedy artystka staje przed lustrem, patrzy z dumą i stwierdza, że dzieło jest kompletne? No ale mniejsza o to.

Siedzi i widzę, że kompletnie ma w dupie to co się dzieje, tak jakby ktoś jej kazał tu przyjść, albo jakby była pewna że się jej uda. I jeszcze będzie chciała zarabiać, może jeszcze pieniądze!
Ale (nie zaczyna się zdania od Ale. Ale mam to gdzieś) najbardziej do nerwicy doprowadziło mnie żucie gumy. Nie takie, że ze stresu zapomniała się jej pozbyć, poza tym miała na to kilka minut jak HRówa wyszła po mnie. Ona tak *urwa chamsko mlaskała, że myślałem, że wyjdę z siebie. Siadam, przedstawiłem się, ona podała mi rękę i ani słowa - no przecież mam CV co się będzie produkować.
Poprosiłem o utylizację gumy w koszu.

-Aż tak to przeszkadza?
-Tak. Proszę wypluć, albo wyjdę.
-Oesu, dobra - wyrzuciła.

Podczas tej okropnej czynności pozbywania się gumy spojrzałem na moją koleżankę, nasze spojrzenia się spotkały, momentalnie zrobiła się blada i schowała spojrzenie w ksero jej CV.

Usiadła i czytając to co tam napisała proszę, żeby coś o sobie powiedziała.

-No to ogólnie to co tam czytacie, robię dobre wrażenie na klientach, jestem komunikatywna i dobrze pracuję w zespole. A reszta w CV.

-A poprzednie prace? - ogólnie CV na 2 strony jednej kartki, każda praca po miesiąc czy nawet mniej.
-No to odchodziłam sama, bo mi się nie podobało.
-A skąd mamy wiedzieć, że tutaj będzie się Pani podobało?
Zacisnęła zęby, spojrzała na dziewczynę z HR.
-Bo wiele dobrego słyszałam i wogle.

-A wygląda z umiejętnościami w dziedzinie IT?
-No dużo umiem, to co tam jest napisane.
Myślałem, że w rozmowach chodzi o to aby się pokazać z jak najlepszej strony, a nie powtarzać "to co w CV".
I wtedy trafiłem na słowo programowanie - akurat szukaliśmy kogoś kto by poprawiał błędy w programach - niewdzięczna robota, ale ktoś musiał to robić. Czytam dalej i co widzę?

-Umiejętność płynnego programowania w Microsoft Office.
ocochodzi.jpg

-A coś o programowaniu w Office? Jakieś makra?
-Nie, nie żadne makra, word, excel, tabelki, prezentacje i inne takie.
-Aham. No z mojej strony to wszystko co chciałem wiedzieć, może koleżanka ma coś do powiedzenia?
-Niee, to wszystko, dziękujemy, odezwiemy się telefonicznie w ciągu dwóch tygodni - odpowiedziała bardzo zmieszana dziewczyna z działu HR.

Wyszła, zeszła na dół i szła w kierunku ulicy. My jeszcze chwile rozmawialiśmy i pytam jej:
-Zapytam wprost. Widziałaś CV a i tak ją tu zaprosiłaś? Poza tym ta rozmowa mogła odbyć się beze mnie i mogła nie odbywać się w ogóle bo przecież "Wszystko było w CV".
-Miała przyjemną twarz na zdjęciu, wydawała się po prostu skromna.
-Następnym razem umawiajcie ludzi na terminy gdzie będzie (dajmy mu na imię) Marek, albo Paweł. Jak dla mnie to nawet nie ma co im o tym mówić, chyba że w ramach żartu.

Opuściła głowę i poszła. Po jakieś godzinie, może dwóch wraca ten kumpel z meetingu i pyta się: Jak tam, była ta kuzynka na rozmowie? Ponoć niezła partia hehehe - widział ją i znał moje zdanie na temat brwi rysowanych od 2 litrowych kufli piwa.
Poza tym wszystko stało się jasne, skąd miłe przyjecie, nastawianie mnie przed wejściem, nie odzywaniem się ani słowem, pewnie pewnie któraś z nich liczyła że ta praca jest pewna, a jednak nie.

Mimo wszystko dobrze, że trafiło na mnie i nie zrobiłem z tego szumu. Mój przełożony jest oazą spokoju ale jakby ktoś mu zmarnował czas w taki sposób i jeszcze by wyszło że to chęć załatwienia pracy po znajomości to dziewczyna pewnie też szukałaby pracy.

Opowiedziałem o tym na cotygodniowym spotkaniu, bo zawsze się dzieliliśmy różnymi rzeczami, w tym też takimi głupotami, zaśmiał się i powiedział to co przewidziałem:
-Jakby trafiło na mnie to obie szukałyby sobie teraz pracy.

Ogólnie staram się być miły i pomocny dla ludzi, ale czasami ktoś zachowuje się tak, że bańka pęka i mam już to gdzieś, zwłaszcza gdy ktoś ewidentnie nie ma szacunku do rozmówcy.
Z resztą co ja się tłumaczę...

#truestory
  • 121