Wpis z mikrobloga

#kremowkaboners
Mało kto pamięta dziś ten zwyczaj, ale w każdą wigilijną noc przez ponad 26 lat pontyfikatu papież Jan Paweł II kultywował tradycję driftowania swym papamobile po placu św. Piotra. Z głośników leciała wtedy na okrągło "Barka" na przemian z "Góralu czy ci nie żal". Ale nie było mu ani trochę żal, miał zajebisty dom, świetne auto i miliony fanów na całym świecie. Poza tym co chwilę jakieś pielgrzymki i audiencje z ciekawymi ludźmi. No żyć nie umierać! A jednak jednej z wigilijnych nocy, a było to we wczesnych latach 90-tych stało się coś niedobrego.
- Gdzie do #!$%@? moja piosenka? - krzyczał papież
- Karol, odtwarzacz się popsuł, nie możemy Ci puścić "Barki" - uspokajał go Dziwisz - Proszę wypij trochę tego winka mszalnego, zrobi Ci dobrze.
- Półwytrawne? A #!$%@?, niech będzie! - zakrzyknął papaj po czym #!$%@?ł całą butlę na hejnał.
Gdy alkohol uderzył w łepetynę Wojtylaka nie potrzebował już "Barki", ani tym bardziej kolęd. Wsiadłszy ochoczo do swego papajmobilu rozpoczął przejażdżkę po ulicach Rzymu.
- Gdzie wasze święconki do #!$%@? wafla?! - krzyczał #!$%@? Wadowiczanin. Nie liczyło się to, że sunął 100 na godzinę na podwójnym gazie po nieodśnieżonych ulicach, liczyła się tylko dobra zabawa i obrażanie innych. - Już ja wam #!$%@?ę szopkę Rzymianie!... - znowu zaczął krzyczeć po czym wyjął telefon i wykręcił numer do swojego dilera. - Słuchaj Giorgio, załatw mi tyle kremówek ile tylko zdołasz, będę na Campo de Fiori za 7 minut.
Kremówki! To one zapewniały Jankowi Pawełkowi potrzebne cukry do #!$%@? po Wiecznym Mieście i szerzenia swej zwyrolskiej propagandy pod tytułem "małe dzieci zawsze spoko", ale szczegóły tej sprawy już może zostawmy... Tak czy owak dla mieszkańców Rzymu nie była to "Cicha Noc", a co drugi z nich tylko błagał w myślach by nie spotkać przypadkiem Papieża Polaka. W końcu wybiła jednak północ, a z nią przyszła pora na prywatną pasterkę w Kaplicy Sykstyńskiej, na którą zaproszono wąskie grono kardynałów i biskupów w tym - a jakże! - naszego rodaka.
- Zebraliśmy się tutaj by służyć naszemu panu, którym jest Latający Potwór Kremówka! Zapraszam do śpiewania:
"Oto jest dzień, oto jest dzień
Który dał nam pan,
Chodźmy na kremówki, chodźmy na kremówki
I radujmy się"
Po chwili głos zabrał Dziwisz
- Moi mili przystojni chłopcy, panowie kardynałowie... Nastała wiekopomna chwila. Od dziś decyzją Głowy Kościoła obecnego tu Jana Pawła II zmieniamy nazwę... - na sali zapadła cisza, nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy - Otóż od dziś skrót KRK należy odczytywać jako Klub Radosnej Kremówki.
- Hurrra! Niech żyje Papaj, niech żyją Kremówki! I pomyśleć, że wszystko zaczęło się ponad 50 lat wcześniej w podkrakowskich Wadowicach gdy młody Karol świeżo upieczony maturzysta po raz pierwszy skosztował tego specjału.
Wzruszylemsie.jp2gmd