Harley Quinn w wydaniu nowego (chociaż aktualnie uśmierconego) DC, autorstwa Amandy Conner i Chada Hardina, czyli jak zmarnować potencjał uroczej wariatki.
Zacznijmy od tego, że DC jest pozbawione RiGCzu i to co zrobili z okładkami to absolutne #piekloperfekcjonistow. Poczynając od kompletnej zmiany szaty graficznej po drugim tomie, poprzez zmianę logo, kończąc na fontach, które potem już żyły własnym życiem i na każdym tomie mają inny rozmiar i układ. Dusza mi krwawi za każdym razem gdy spoglądam na półkę z komiksami.
Dalej jest teoretycznie lepiej, ale dobrze wcale. Harley opuściła Gotham i prawdopodobnie zostawiła tam cały swój urok. Mimo, że gościnnie dostałam Jokera, a nawet Batmana, to głównie mój czas i uwagę pochłania zgraja bohaterów, którzy w moim odczuciu są bezpłciowi, jeśli nie liczyć ich dziwnego wyglądu i pochodzenia. Wielkie jajko, karzeł, kozioł, zombie bóbr i nikt kogo dałoby się lubić. Komiksy kuleją też nieco fabularnie, bo autorzy chyba nie mają pomysłu na Harley, która jest główną bohaterką, a nie jedynie uzupełnieniem Jokera. Dostałam więc trochę kosmicznych podróży, trochę psychodelicznych tripów, nieco magii, hodowlę zwierząt, zupełnie nijakie klony Quinn, morską żeglugę i obmacywanki z Poison Ivy, przeplatane walką z transformersami i rosyjską mafią.
Harley mało wygląda jak Harley, jest pozbawiona śmiesznych broni (jeśli nie liczyć katapulty do pozbywania się psich odchodów, a nie ma sensu jej liczyć), a ostatecznie pozbawiają ją też śmiesznych powiedzonek i rozmyślań, a nawet celu i sensu istnienia. Pod koniec czytałam komiks o postaci barwnej i niezrównoważonej, to na pewno, ale brakowało mi w niej Quinn, którą poznałam i polubiłam.
Ogólnie to takie 5/10 i to tylko dlatego, że kocham Harley Quinn miłością wielką i nieskończoną, ale to nie tak, że z czystym sumieniem mogłabym ją komuś polecić.
@hardkorowymoksu: Jak masz ochotę sprawdzić Harley, no to DC w swoim wcale niepotrzebnym odrodzeniu kontynuuje jej historie, są już 3 tomy i jeden kosztuje w necie mniej niż 30 zł. To właściwie tak jakby poza kolejnym restartem i zupełnie nowym stylem okładek nic się nie zmieniło i nowa seria zaczyna się tam, gdzie stara się skończyła, ale nie zrobi Ci to fabularnie różnicy, bo jak już wspomniałam, fabuła tam nieco kuleje
Zacznijmy od tego, że DC jest pozbawione RiGCzu i to co zrobili z okładkami to absolutne #piekloperfekcjonistow. Poczynając od kompletnej zmiany szaty graficznej po drugim tomie, poprzez zmianę logo, kończąc na fontach, które potem już żyły własnym życiem i na każdym tomie mają inny rozmiar i układ. Dusza mi krwawi za każdym razem gdy spoglądam na półkę z komiksami.
Dalej jest teoretycznie lepiej, ale dobrze wcale. Harley opuściła Gotham i prawdopodobnie zostawiła tam cały swój urok. Mimo, że gościnnie dostałam Jokera, a nawet Batmana, to głównie mój czas i uwagę pochłania zgraja bohaterów, którzy w moim odczuciu są bezpłciowi, jeśli nie liczyć ich dziwnego wyglądu i pochodzenia. Wielkie jajko, karzeł, kozioł, zombie bóbr i nikt kogo dałoby się lubić. Komiksy kuleją też nieco fabularnie, bo autorzy chyba nie mają pomysłu na Harley, która jest główną bohaterką, a nie jedynie uzupełnieniem Jokera. Dostałam więc trochę kosmicznych podróży, trochę psychodelicznych tripów, nieco magii, hodowlę zwierząt, zupełnie nijakie klony Quinn, morską żeglugę i obmacywanki z Poison Ivy, przeplatane walką z transformersami i rosyjską mafią.
Harley mało wygląda jak Harley, jest pozbawiona śmiesznych broni (jeśli nie liczyć katapulty do pozbywania się psich odchodów, a nie ma sensu jej liczyć), a ostatecznie pozbawiają ją też śmiesznych powiedzonek i rozmyślań, a nawet celu i sensu istnienia. Pod koniec czytałam komiks o postaci barwnej i niezrównoważonej, to na pewno, ale brakowało mi w niej Quinn, którą poznałam i polubiłam.
Ogólnie to takie 5/10 i to tylko dlatego, że kocham Harley Quinn miłością wielką i nieskończoną, ale to nie tak, że z czystym sumieniem mogłabym ją komuś polecić.
#harleyquinn #komiks #dc #komiksy