Wpis z mikrobloga

Swego czasu często chodziłem z wykrywaczem metali w poszukiwaniu skarbów. Ojciec mojego kumpla kupił taki w Stanach Zjednoczonych. Pomimo tego, że było to dość dawno temu, to model wciąż uchodzi za bardzo udany i jest polecany zarówno początkującym jak i dla bardziej zaawansowanych poszukiwaczy. Jedynym mankamentem, uciążliwym szczególnie dla tych "zielonych" użytkowników, było to, że wykrywacz dostosowany był do potrzeb amerykańskich eksploratorów. Nie ma się co cieszyć, kiedy na ekranie pojawia się rysunek monety. Centów w Polsce raczej nie spotyka się pod ziemią, ale zawleczki i śmieci wykonane z podobnych stopów metali- owszem.
Pewnego razu wczesną jesienią wybrałem się z kumplem- Antonim (bo tak się właśnie nazywał) na ekspedycję do lasu, w którym w czasie wojny stacjonowało radzieckie wojsko. Jak zawsze byliśmy pełni entuzjazmu, nadziei i zapału. Dziewczyna poprosiła mnie abym poszukał jakiś kolczyków z sierpem i młotem lub innej biżuterii. Tato od zawsze marzył o popiersiu Lenina i jakiejkolwiek części od prawdziwego czołgu! Mama na odchodne jedynie szepnęła, że gdybym przypadkiem trafił na wojskowy żeliwny garnek, to żebym go nie zakopywał tylko wziął i jej przyniósł.
Lasek był niedaleko. Wypakowaliśmy się z samochodu i zagłębiliśmy w leśną gęstwinę. "Przygodo nadchodzimy!" podśpiewywaliśmy pod nosem. Początki były rozczarowujące, ale co tu się oszukiwać: standardowe. Kilka gwoździ, łusek karabinowych, jakieś skorodowane żelastwo itp. Nie przejmowaliśmy się tym. Kiedy ostatnio znaleźliśmy pierwszy niewybuch o podejrzanie dużych rozmiarach, minęło ponad dwie godziny od rozpoczęcia poszukiwań.
Jest sygnał! Stal, a więc najpewniej jest to miecz wiedźmiński, katana albo kapsel od piwa. Przejechałem parę razy talerzem ze zwojnicą po ściółce, kreśląc w powietrzu znak plusa. Najsilniejszy sygnał odbierany był w pobliżu dużego muchomora. Wyjątkowy to był grzyb: miał tradycyjne dla muchomorów ubarwienie i rozmiary. Dodatkowo znajdował się w typowym miejscu. Trąciłem go lekko, tak żeby się nie złamał. Tuż po chwili, zza grzyba wyszedł krasnoludek. 10-centymetrowy skrzat był raczej stereotypowy: z twarzy wesoło dyndała długa, siwa broda. Ubrany był w zieloniutki płaszczyk i czerwone spodenki. Po ściółce tuptał w brązowych kaloszach a na głowie miał taką szpiczastą czapeczkę, jakie noszą dzieci na przyjęciach urodzinowych.
Antonii delikatnie wydziobał łopatą kwadrat dookoła muchomorka. Następnie powoli, z pietyzmem podnieśliśmy powstałą w ten sposób kostkę zbitej ziemi, uważając aby nie naruszyć konstrukcji grzybka. W końcu krasnoludek prawie na pewno w nim mieszkał! Trzeba być człowiekiem...
Z dna dziury zagarnąłem łopatą warstwę twardszej gliny i wysypałem ją obok. Wykrywacz wskazał, że to tam znajduje się nasz upragniony przedmiot. Zalepiliśmy dziurę wyjętą bryłką ziemi. Krasnoludek zrobił się cały blady i zalany potem. Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył, że udało się nam nie naruszyć delikatnej muchomorkowej konstrukcji.
Roztarłem rozsypane grudki gliny w rękawiczkach. #!$%@?... jednak kapsel od Harnasia. Po oczyszczeniu okazało się, że kapsel był wygrywający w losowaniu i do końca września byliśmy uprawnieni do odebrania jednej puszki tego cudownego napoju. Dopiero kiedy wracaliśmy, doszło do nas, że promocja trwa niecałe dwa miesiące a kapsel znajdował się dość głęboko. Do tej pory zachodzimy w głowę z Antonim jak on się tam w ogóle znalazł? Kto wyrzucił wygrywający kapsel?
Jak widzicie na takich wyprawach dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. Koniec końców przegapiliśmy termin promocji. Z resztą i tak szkoda by było oddawać takie trofeum!

#pasta #wykrywaczmetalu #opowiadanie #gownowpis #heheszki
  • Odpowiedz