Wpis z mikrobloga

Kiedy czytam komentarze pod informacją o promocji mięsa w Biedronce to mam wrażenie, że albo piszą je wojujący weganie albo wariaci, którzy potrafią jechać 400km, na wzgórza południowej części Bieszczad, gdzie mieści się okręg mający średnice 1,5km, wyliczony tak, by był maksymalnie oddalony od wszelkich możliwych źródeł "toksyn" (wliczając w to nawet dym z komina). Tam wybierają sobie cielaka z gatunku Bos Strzyzus Debilus, który był karmiony wyłącznie paszą osobiście wcześniej przeżutą przez gospodarza. Sami mu gardło podrzynają, spuszczają krew chłepcząc ją języczkiem, potem osobiście rozbierają mięso, wyrzucając 99% z niego, bo to odpady niegodne człowieka. Z tych 300g mięsa, które zostały z tego biednego zwierzaka, robią 3 zasrane hamburgery, wsadzone w bezglutenową, niekaloryczną, raz zmieloną, upieczoną z popiołu i żwiru bułkę. Jedynym dozwolonym sosem dla takich są łzy rekina, uzyskane przez puszczanie mu kawałków starego, niezależnego, awangardowego kina francuskiego, a dodanie sałaty, cebuli lub pomidora to zbrodnia, bo mogliby w ten sposób przyłożyć rękę do wycinania lasów deszczowych. Siedzi potem taki jeden z drugim, zmęczony, głodny i głupi i żali się po netach jak to mięso nie kosztujące 168zł za kilogram to nie mięso a trucizna wyprodukowana przez nikczemne korporacje w celu zniewolenia człowieczeństwa.

#pasta #biedronka