Wpis z mikrobloga

  • 32
Wracając z pracy natknąłem się na niego, biedaczysko oddychało bardzo szybko, na nosie oraz w okolicach paszczy miał krew, widziałem jego przerażone oczy, nie wiedział co się dzieje, próbował wstać ale to go chyba tylko bardziej męczyło. Stałem przez w chwile w osłupieniu nie wiedząc co robić, mówiłem do niego, nie podchodziłem gdyż nie wiedziałem czy nie jest czymś zarażony, szukałem na internecie jakichkolwiek weterynarzy w okolicy, wszystko zamknięte (to było kolo 7, nocne zmiany). Czekałem jakieś 30 sekund aż jakiś starszy Pan podejdzie bym mógł go spytać o jakiekolwiek informacje, chciałem zadzwonić na policje powiedział że pod numerem emergency nie zajmują się takimi rzeczami, podał mi inny numer który okazał się nie trafiony, sprawdziłem na szybko w necie (wiem że mogłem wcześniej ale nie wiem jak to działa tutaj w Anglii). Zawczasu zrobiłem zdjęcie kota, sprawdziłem na mapach nazwę ulicy, dzwonię...

Zanim mnie w ogóle z kimkolwiek połączyło musiałem odsłuchać pieprzoną sekretarkę (wybierz 1 by..., wybierz 2 by...) ale w końcu usłyszałem jakiś głos.

- Policja słucham.
- Dzień dobry, wracając teraz z pracy do domu napotkałem koło drogi kota który jest chyba w kiepskim stanie, leży, szybko oddycha, krwawi, nie może wstać i nie wiem co robić...
- Proszę podać swoje pełne imię.

Podałem, starałem się powiedzieć mniej więcej na jakim odcinku jestem, że blisko centrum, koło wejścia do lasu itd.
Pytała o szczegóły, jak wygląda kot, czy jest ktoś kolo mnie, kiedy go znalazłem. Koniec końców podała mi numer pod który rzekomo zajmują się takimi rzeczami, wiec zadzwoniłem, kolejna sekretarka...

Odezwała się Pani, stan kota się pogarsza, zapytała o moje imię, mój kod pocztowy oraz nazwę ulicy, niestety była to brytyjka którą niekiedy bardzo źle rozumiałem przez przejeżdżające samochody, ja też super wyraźnego akcentu nie posiadam, z dobre parę minut (!) próbowała określić mój adres zamieszkania, kiedy już doszliśmy do zrozumienia spytała co się stało, wytłumaczyłem jej wszystko tak samo, również zadawała standardowe pytania i w momencie kiedy próbowałem do jasnej cholery wytłumaczyć jej na jakiej ulicy jestem gdyż nie potrafiła odnaleźć na mapach, zauważyłem iż kot przestał oddychać, próbowałem druga ręką go rozruszać, cokolwiek byle tylko drgnął ale ujrzałem tylko jego ostatni oddech, ostateczne podniesienie głowy, spojrzenie w górę... i na tym był koniec.

Na całe szczęście (lub w tym wypadku, nieszczęście) pojawiła się przemiła Pani z psem, pracowniczka Tesco która jako JEDYNA zatrzymała się i spytała co się stało. Spytałem czy jest brytyjką i czy mogła by porozumieć się z Panią z telefonu. Niewiele dowiedziałem się z rozmowy, chyba nic nie wynikło bo dość szybko się rozłączyła. Zaczęła opowiadać że kot wygląda bardzo znajomo od jej sąsiadki który uciekł, że sama niedaleko centrum mieszka i powiedziała że to może być on, zrobiła zdjęcie, powiedziała ze skontaktuje się z kim może gdyż o tej godzinie niewiele można było zrobić. Strasznie się wzruszyła, widziałem tylko łzy w jej oczach, nawet sam pies zaczął się cały trząść co mnie lekko przeraziło, powiedziala ze nienawidzi takich rzeczy ale podziękowała ze przynajmniej próbowałem coś zrobić i na tym się pożegnaliśmy, ja też poszedłem w swoją stronę, absolutnie otępiały wyjąłem i zapaliłem papierosa, naprawdę przedziwne uczucie...

Przepraszam cię kocie że nie zareagowałem wcześniej, pierwszy raz miałem do czynienia z taką sytuacją, mam nadzieję że jesteś teraz w lepszym miejscu ( ͡° ʖ̯ ͡°)

#koty #dziendobry #feels #czujezleczlowiek
Sercio - Wracając z pracy natknąłem się na niego, biedaczysko oddychało bardzo szybko...

źródło: comment_8Rbq9GqU2WnyULTfZbJTeKCALGuFj28w.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz