Wpis z mikrobloga

Słuchajcie o życiu anona stuleja, słuchajcie ballady o #!$%@?:
Ostrzegam, że będzie raczej długo. Piszę tego posta by dowiedzieć się co zrobić, jak się uratować.
Wszystko zmierza w stronę bohatyra lub conajmniej załamania psychicznego/zniszczenia zdrowia do reszty (co jest niestety rodzinną tradycją męskiej części mojego rodu) a ja nie chcę by się to tak skończyło.

Kiedyś w życiu szło mi co najmniej nieźle, sporo talentów, inteligencja, w dodatku nigdy źle nie wyglądałem więc odkąd sięgam pamięcią zawsze miałem powodzenie (jednak byłem zbyt nieśmiały żeby z tego jakkolwiek skorzystać).
Po licbazie pojechałem zagramanicę studiować saksofon (pierwszy koszmarny błąd) - tam mając bardzo mało zajęć (raptem kilka godzin tygodniowo), w dodatku w większości indywidualnych (brak towarzystwa), kisząc się w klitce pod Paryżem zacząłem piwniczyć przed kompem jak jeszcze nigdy dotąd (gry, czany, anime, te sprawy), przez co zdziczałem do reszty i niestety nabawiłem się kilku różnych nerwic i depresji. Na drugim roku studiów tate bohatrynął pistoletem w łeb, wróciłem na pogrzeb do Polski i nie wróciłem już na tamte studia. Przez to wydarzenie moje nerwice przerodziły się w totalną #!$%@? manianę - ataki paniki, stany lękowe non stop, ekstremalna hipochondria, natrętne myśli cały czas (np. nagła myśl 'umrzesz na zawał/wylew za 5 minut', gg/wp enjoy instant panic i #!$%@? do najbliższego pogotowia po leki na uspokojenie/ekg by dowiedzieć się, że jednak nie umieram), cały czas byłem przekonany, że mam przynajmniej jednego raka, inną 100% śmiertelną i nieuleczalną chorobę (np. wścieklizna - jezu jak ja się bałem tego #!$%@? - chociaż żadne zwierze mnie nawet nie ugryzło )lub inne #!$%@? które może mnie natychmiast zabić. Dostałem antydepresanty na ten syf i jako tako funkcjonowałem, poszedłem na studia w Polsce (tym razem normalny, ścisły przedmiot) i szło mi jako tako, niestety potem bohatyrnął dziadek (rodzinne predyspozycje do depresji) i po tym jak ściągałem go ze sznura, znowu dostałem #!$%@? z powikłaniami, przestałem chodzić na studia i się w końcu wypisałem. Kolejna iteracja - poszedłem w końcu na przedmiot który wg mnie jest sensowny i go dobrze chwytam (informatyka, chciałem wyprostować sobie życie i zostać programistą) no i niestety te nerwice cały czas wracają, nie dają żyć. Depresja jest już tak straszna, że nie jestem w stanie się uczyć, czuje że przegrałem już życie (kto tyle razy studia zmienia, jestem dużo starszy od innych),dziewczyny oczywiście dalej brak (bo jestem wrakiem emocjonalnym z depresją i nerwicą lękową) leków mam już #!$%@? dość bo nie są bez wpływu na organizm. Co #!$%@? robić , żeby się uratować
#tfwnogf #przegryw #depresja
  • 6
  • Odpowiedz
@klosimierz: Wiem też, że prawdopodobnie zdobycie różowej naprawdę by pomogło - gdyż objawy ustąpiły niemal do zera gdy poznałem śliczną dziewczynę na weselu (nieskromnie dodam, że chociaż jestem wrakiem to jednak przystojnym - ale każda dziewczyna po kilku randkach wyczuję depresje/zrytą banię) no i po paru spotkaniach zauważyła, że coś ze mną jest nie tak, i cześć pieśni, wszystko wróciło ze zdwojoną siłą
  • Odpowiedz