Wpis z mikrobloga

Na początku jak zawsze w tym miejscu i czasie. Sady miło mi, że tak twierdzisz, jednak ja mogę jedynie pisać o moim przemyśleniach czy odczuciach, ale nie formułując je w postaci porad, bo nie mam ku temu odpowiednich uprawnień.

Do poznańskiego półmaratonu jeszcze miesiąc z malutkim haczykiem. Wiem jedno w obecnym moim stanie wagowo – przygotowawczym, start to byłaby pewna forma artystycznego samobójstwa. Moja obecna waga co prawda w porównaniu sprzed 3 tygodni spadła do poziomu 88 kg, czyli o 7 kilogramów mniej, ale to i tak jeszcze za dużo, by moje kolana wytrzymały 21 kilometrowy start. Wiem jedno. Jeżeli chcę wystartować w półmaratonie muszę zgubić jeszcze minimum 8 kg, a optymalnie 10-12. Więcej w miesiąc choćbym łykał tylko najmocniejsze tabletki na przeczyszczenie nie jedząc praktycznie nic nadto nie byłbym w stanie. A w jakim stanie formowym i siłowym byłbym po miesięcznej kuracji przeczyszczającej to wolę nawet nie myśleć.

Dlatego robię swoje, biegam jak biegam i powoli wprowadzam się w trans startowy. Pytanie czy przez miesiąc doprowadzę się do stanu, by poważyć się na start bez niemal pewnego ryzyka zakończenia połówki z potrzaskanymi kolanami. Na razie jeszcze tego nie wiem. Jednak walkę postanowiłem podjąć. Na razie łączę odchudzanie z delikatnym bieganiem,a co będzie na połówce? Mam jeszcze miesiąc do zgubienia wagi i wzmocnienia biegowej mocy. Wiem, że w teorii wielu specjalistów obie te czynności wzajemnie siebie wykluczają.

No, ale ja nie jestem specjalistą, ja jestem amatorem, który często postępuje wg własnych zasad. Może i one wydają się kłócić z logiką, ale jak się u mnie sprawdzają, to dlaczego nie mam tak czynić. Wyścig do półmaratonu trwa w najlepsze. Z drugiej strony, można do określić, jako wyścig do połówki, ale mogłoby to nieść za sobą niezbyt zdrowe skojarzenia. Na razie pędzę, a rezultaty powoli się robią. Czy zdążę się nie wiem, ale bomba poszła górę. Zastanawiam się jeszcze gdzie jest moje miejsce wagowe, po którym będę mógł napisać: tak mogę wystartować. Niby te 80 kg to jest cel, ale czy jak będie jeden czy dwa więcej, to mogę już ryzykować, czy raczej nie. Muszę przyznać, że na razie nad tym się za bardzo nie rozwodzę. Jest cel i do niego chcę dotrzeć. Jak nie dotrę, to wtedy zacznę myśleć co w takim przypadku.