Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Z różowym znamy się już parę lat, zaczęło się na odległość (jak żyję, sądziłem, że mieszkamy naprawdę blisko siebie, fakt, że jej rodzinne jest jednak całą Polskę dalej wyszedł jak miałem pierwszy raz spotkać jej rodziców, do teraz nie wiem czemu ubzdurałem sobie, że mieszka tam gdzie studiowała), związek burzliwy, ona potrzebuje ciągłej bliskości, nawet krótka rozłąka sprawia, że dziewczyna odchodzi od zmysłów. Kłótnie tydzień w tydzień, kilkudniowe. Spotkania weekendowe nie wystarczały, doszło do ostatecznej konfrontacji stwierdziła wprost, że mnie nie potrzebuje. Powiedziałem sobie dość, kontakt się urwał na 2 tygodnie. Po tym czasie ona wpadła w histerię życia, że nie można tak, że wszystko da się naprawić, że przecież wspólne plany, wspólne mieszkanie, na moje "że to nie ma sensu, bo skoro cały związek opiera się na kłótniach, których z dnia na dzień jest coraz więcej, to oboje skończymy w psychiatryku", następnego dnia zjawiła się pod moim domem, bez zapowiedzi, bo miłość, bo tak się nie da. Nie przekonały mnie jej łzy, widziałem ich już zbyt wiele, podtrzymałem decyzję, że to nie ma sensu. Nie ma sensu pomimo szczerej miłości.

Minął rok, może nawet więcej, ktoś komuś wysłał życzenia z okazji urodzin, od słowa do słowa, chyba dojrzeliśmy do tego, żeby spróbować jeszcze raz, wyciągając wnioski z poprzednich błędów, wiedząc co było przeszkodami. Zamieszkaliśmy więc razem, to ona przyjechała do mnie z mniejszego do większego miasta, tutaj są większe możliwości. Mieszkanie razem to nie jest hop siup, pierwsze miesiące uświadomiły, że problemem może być nawet w której przegródce są widelce, a w której łyżki, ale to wszystko błahostki, nic czego nie da się rozwiązać rozmową.

Życie toczyło się dalej, ona znalazła pracę, może nie wymarzoną, ale w zawodzie, z możliwością rozwoju, ruszyliśmy z remontem mieszkania. Docieramy się, uczymy coraz lepiej własnych ciał i potrzeb, generalnie zdrowo rozwijający się związek, który rokuje na założenie szczęśliwej rodziny. Dzielimy się obowiązkami w domu, finanse również akceptujemy i sprawiedliwie dzielimy między siebie, jeśli spojrzeć z boku, to większość osób by zemdliło, no pasujemy do siebie jak nikt i płynnie jedziemy dalej.

Pośród tego wszystkiego jest jednak jeden szkopuł, cień przeszłości powrócił, problem bliskości, nawet mieszkanie razem nie jest dla niej wystarczające. Powinniśmy zawsze przebywać razem, wychodzić razem, wszystko robić razem. Jest w obcym mieście, nie ma tu swoich przyjaciół, na początku uważałem, że tak trzeba, że w ten sposób zapewnię jej komfort aklimatyzacji, a ona z radością to przyjmowała. Niestety zamiast powoli zacząć to rozgraniczać, dla niej stało się to normą, nie, to nie jest dobro słowo, niczym uzależniona od bliskości zaczęło jej to co ma nie wystarczać. Powróciły kłótnie jakie pojawiały się podczas bycia na odległość. Naiwnie wierzyłem, że to chwilowe, że to skumulowany stres zmiany otoczenia. Żeby jeszcze jej sprawę ułatwić postanowiłem pomóc sobie. Jestem dorosłym człowiekiem, wiem, że korzystanie z usług psychologa czy psychiatry to nic złego i tak też postanowiłem zrobić. Łykam sobie przeciwlękowe i na uspokojenie doraźnie.

Czas mijał, a sprawy przyjmowały tylko coraz gorszy obrót. Leki przestają mi wystarczać, zaczynam nadużywać alkoholu, sytuacja mnie przerasta. Ona już nie potrzebuje bliskości, ona potrzebuje "jedności". Nawet bycie w osobnych pomieszczeniach jest dla niej problemem, widać jak się tym stresuje. Raz na jakiś czas wybucha wojna, wojna bez wyjaśnień z jej strony, bez słowa, bo ona nie mówi co jej leży na sercu, kumuluje to i wybucha, po wszystkim udaje mi się, gdy się rozklei, wyciągnąć o co poszło, zanim jednak do tego dojdzie... Każdy z takich wybuchów odcina jej rozsądek, rzucanie przedmiotami, wstanie i wyjście, bez telefonu, bez kluczy, bez słowa i powrót nie wiadomo kiedy, nieważne czy mróz, środek nocy, obce miasto, w którym nigdy wcześniej nie była, środek lasu, leci przed siebie jakby lunatykowała. Najgorsze, że to się nasila, a każda taka sytuacja wykańcza mnie psychicznie.

Skoro nie dzieje się lepiej, zamiast robić z siebie męczennika postanowiłem, że należy różowego również wysłać, może na jakieś wspólne sesje, może sama niech chodzi, niech ktoś z niej wyciągnie co się w jej głowie dzieje, ale nie, dostałem kategoryczną odmowę, nie pójdzie i kij w oko, ona tego nie potrzebuje.

Kocham ją, jest wspaniałą kobietą, ciepłą, opiekuńczą, wspierającą, ale te nagłe wybuchy się nasilają, tak być nie może, chcę jej pomóc, chcę byśmy mogli za 40 lat siedzieć na ganku, popijając razem herbatę patrząc jak nasze wnuki bawią się w ogrodzie. Ona pragnie dokładnie tego samego, ale przy obecnej sytuacji to się raczej tak nie skończy.

Skoro sama nie pójdzie, to trzeba ją zmusić. Żeby wysłać kogoś na badania bez jego zgody istnieją chyba tylko dwa sposoby, więc wymyśliłem dwie opcje. Pierwsza jest taka, cóż, wstyd się przyznać, zawsze byłem człowiekiem #!$%@?, takim co to ludzie unikają jak ognia. Udało mi się zmienić na lepszą osobę, taką do rany przyłóż, i to tylko i wyłącznie dzięki niej. Tylko dla niej nigdy nie byłem w stanie być nawet złośliwy. Ale to wszystko ciągle we mnie siedzi, pstryknę palcami i zrobię takie piekło, że siłą rzeczy będę mógł ją wysłać na badania bez jej zgody, bo odwali coś przez co będę mógł wezwać odpowiednie służby i pociągnąć na znęcanie się nade mną (tylko kto kutwa uwierzy w taką historię, musiałaby mnie chyba nożem dziabnąć. Druga opcja nie jest wcale lepsza, stać się zimnym niczym lud, zacząć traktować ją jak powietrze, doprowadzić ją na skraj rozpaczy gdy sama postanowi, żeby sobie coś zrobiła, wtedy z automatu ją zabiorą.

Problem polega na tym, że z jej stanem obie opcje mogą się skończyć naprawdę tragicznie, ale ja naprawdę niczego innego nie potrafię wymyślić. Czy ktoś ma jakieś inne pomysły? Ona nie posłucha ani przyjaciół, ani matki, ojca, siostry, mnie, nikogo, typ: "ja wiem lepiej".

Boję się, że w obecnej sytuacji skończy się to tragedią tak czy inaczej.

Ktoś ma doświadczenie z takimi osobami?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
  • 5
@AnonimoweMirkoWyznania: Chyba nie myślisz poważnie o tak drastycznych metodach? Przecież to ją zupełnie zrujnuje. I jak Ty potem sobie sam w oczy w lustrze spojrzysz ze świadomością, że wpędziłeś ukochaną kobietę w takie tarapaty?

Próbuj rozmów, próbuj uświadamiać, ale nie doprowadzaj do takich chorych prowokacji, bo to prędzej wszystko rozwali niż naprawi.