Wpis z mikrobloga

@kociolek2: Cóż. Dubbing to 1:1 z angielskiego. Jeśliby chcieć go tylko nieco przepolszczyć to wyjdzie: dubbowanie (albo bardziej fonetycznie dabowanie). Zwykle -ing odpowiada rzeczownikowi odczasownikowemu czyli -owanie. Mogłoby być też dabstwo.

Pożyczki z francuskiego są zazwyczaj zgrabniejsze: pejzaż, makijaż, reportaż, czy właśnie dublaż. Nie rażę mnie tak jak dubbingi czy parkingi.
@kociolek2: Akurat zapożyczenia z francuskiego wychodziły często lepiej niż z angielskiego, zwykle pozbywano się końcówek fleksyjnych. Jakoś fonetycznie bardziej pasują i często kończą z polskim zapisem. A ten angielski tfu ketchup czy tfu igloo mnie denerwują.

Podkład, podkładanie i podkładca, za bardzo logiczne.
@Okcydent: Nie żebym sama lubiła te angielskie potwory, ale podejrzewam, że jakby moda się zmieniła i znowu zaczęlibyśmy importować słowa z Francji, nawet je spolszczając, to osobiście bym ich nie znosiła tak samo, jak angielskich, bo po prostu byłyby "dziwne", i piszę to jako osoba znająca i lubiąca francuski.
@kociolek2: Istnieje taka gałąź literatury zajmująca się potępianiem tego jak inni piszą (w zakresie słów, zwrotów i konstrukcji). Taka wiecznie bijąca na alarm - „bo język niszczeje”. Więc w tego typu publikacjach z przełomu XIX i XX wieku francuski królował, zaraz potem był niemiecki :)
@Okcydent: Gdybym wtedy żyła, to pewnie byłabym fanką-hipokrytką tych publikacji używającą na co dzień zapożyczeń z łaciny ( ͡° ͜ʖ ͡°) No niestety, całkiem "czysto" mówić się raczej nie da, a z drugiej strony właśnie moim zdaniem fajnie byłoby mieć na takie codzienne rzeczy własne, polskie określenia.