Wpis z mikrobloga

Sniło mi się, że byłem na wycieczce w jakimś byłym polskim obozie koncentracyjnym i zwiedzałem

Tak, polskim, żadnym niemiecim czy radzieckim. Polacy kiedyś tam mordowali innych Polaków.

No i nagle przedemną przeleciał duch, taki jakby człowiek tylko półprzezroczysty i lewitujący. Z góry założyłem, że to duch jednego z jeńców. A potem nagle zaczęła sie ziemia trząść i szczeliny się robiły i ludzie wpadali. Pamiętam, że spojrzałem w jedną szczelinę i wyglądała zupełnie jak ta szczelina w Þingvellir, tylko tak z 2-3 razy głębsza. Pamiętam, że w środku był ten Islandczyk, co według pewnej islandzkiej legendy wskoczył w przepaść za elfką. Jeszcze spadał, ale już był blisko dna.

Jak to spojrzałem to przestraszyłem się i szybko pobiegłem do auta. Jeszcze na parkingu trzeba było szczeliny omijać, ale jak wyjechaliśmy z terenu obozu to "uff...".

Pamiętam, że przed wyjazdem na wycieczkę było w domu ciasto, bo jakieś święto miało być, ale świąt nie doczekało, bo mama oddała je jakiemuś bezdomnemu. Jak to zauważyłem, to ją skrzyczałem i ona za to obiecała kupić 10kilowe pudło kokosowych ciastek ze sklepiku z pamiątkami i papieskimi kremówkami przy wejściu do obozu. Problem w tym, że okazało się, że ciastka kosztowały 30$ i dla mamy było to "przesada, nie do kupienia", więc powiedziała, że wrócimy, jak będziemy wracać z wycieczki, może będzie promocja.

Promocji oczywiście nie było, więc mama zaczęła mnie namawiać, żebym wybrał sobie jakieś inne ciasto. Ale ja mówiłem, że obiecała te ciastka, więc niech spełni obietnicę. Ona dalej swoje, więc ja zacząłem pokazywać na najwyższą półkę, tą, z której kupowała królowa Anglii, która akurat tam była. Tam były takie drogie ciasta po 300$. Mama oczywiście za każdym mówiła, że nie. To jej zapytałem, po co każe wybierać, skoro na wszystko mówi nie, i kazałem jej kupić te obiecane 10kilowe ciastka za 30$.

Mama nie odpowiedziała, spojrzała się takim szyderczym uśmieszkiem i w milczeniu i poszła do kasjera. Myślałem, że coś knuje, że chce spowodować, żeby nas wyprosili ze sklepu czy coś, wtedy nie będzie musiała szukać wymówki.

A tam był taki patent, że można było se zamówić ciasto na żądanie według własnego przepisu i płaciło się tylko za skladniki. A akurat pianka z tradycyjnych duńskich ciasteczek była w promocji 1$ za kilogram, normalnie 100$. Więc mama zażyczyła sobie wielki tort z tej pianki, oblany czekoladą i posypany wiórkami kokosowymi. Niestety, nie starczyło pianki, więc nie wyszedł cały tort, dwóch kawałków zabrakło - wyglądał, jakby były już wykrojone i zjedzone. Ale zapłaciła niecałe 3 złote, a było to najlepsze ciasto jakie kiedykolwiek w życiu jadłem, no i zapychało, więc na długo starczyło.

W ogóle ten polski obóz koncentracyjny był gdzieś w Izraelu i był miejscem międzynarodowej turystyki, dlatego tam się dolarami płaciło.

#sny ##!$%@? #snyzawszespoko