Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #film #2017

Brawl in Cell Block 99(2017)
Reżyseria: S. Craig Zahler
Gatunek: Thriller, Kryminał, Prison Film, Exploitation

jako, że w końcu mam wolny dzień, wolną głowę i inspiracje zajętą pogonią za kolejną muzą, to postanowiłem sobie machnąć coś o fajnym filmie. zapraszam !

gdybym chciał, jak twórca "Bloku 99", ograniczyć formę wypowiedzi do minimum potrzebnych środków, i ująć na czym polega wybitność takiego kina, to bym zaczął od słów, że to "proste, męskie kino, dla skomplikowanego widza".

zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach przymiotnik "męskie", szczególnie mając z tyłu głowy ostatnie hollywoodzkie skandale(których istotność i problematyka, wymownie zostały spłycone do hasztaga #metoo ), może się źle kojarzyć. i może przywołać w bardziej wrażliwym widzu skojarzenia z kiczowatym kinem drugiej kategorii, pełnego NIEUZASADNIONEJ PRZEMOCY, i samców niszczących czołgi. gołymi rękami.

i zacznijmy od tego - czemu uwypukliłem frazę NIEUZASADNIONEJ PRZEMOCY? bo Zahler znajduje w niej odpowiedź na dylematy głównego bohatera. jest w 100% uzasadniona. jest najbardziej intuicyjnie wybranym narzędziem do komunikacji z widzem. i co więcej, może niektórzy uznają to za zbyt pochopny wniosek - jest elementem pomagającym wprowadzić w życie twórczą filozofie, zapożyczoną od R.Bressona, pozwalającą stworzyć i wywołać w widzu konkretną, intelektualną łamigłówkę. przy pomocy formalnej oszczędności, skupianiu się na detalu, sprowadzeniu człowieka jako dodatek do ustrukturyzowanego świata, mającego iść z punktu A do punktu B, mówiąc kwestię A1, robiąc czynność B2. ale głównym elementem, zapadającym w pamięć, w duchu Bressonowskiego minimalizmu jest podejście do kwestii dźwięku. reżyser ozdabia, ubiera, wręcz fetyszyzuje nim każdą ze scen, sprawiając, że fizycznie odczuwalny ból złamanej kości wydaje się drugoplanową kwestią, skoro towarzyszą temu tego typu odgłosy.

chęć sprowadzenia wizji Zahlera do eksploatacyjnych zabaw, w myśl których wiemy, że możemy zrobić więcej, możemy spuścić na nieudane rozwiązania kurtynę pastiszu, jest mocno krzywdząca. ma to związek z tym, że Brawl... to kino, które zupełnie na serio przedstawia przerysowaną historie, sprzedając z dużą gracją absurdalną wręcz brutalność, jednocześnie dbając o każdy szczegół na ekranie. także w kwestiach technicznej strony filmu, gdzie montaż i niespiesznie obserwująca głównego bohatera kamera sprawia, że widz może śledzić choreografię walk i nasłuchiwać akcji wiedząc, że widzi absolutnie wszystko co powinien(a może nawet więcej?)

no tak, jeżeli mowa o "czymś więcej". najważniejszą jest jedna z pierwszych scen. gdzie wyrzucony z pracy Bradley, z którego wytatuowanym na tyle głowy krzyżem już się oswoiliśmy, w przypływie gniewu na tle powiewającej, amerykańskiej flagi wyładowuje emocje na swoim samochodzie(uprzednio odsyłając wybrankę serca do domu). od razu wiemy z jakim bohaterem mamy do czynienia(swoją drogą świetna rola Vince'a Vaugha, do którego niby jestem podobny :|). przejrzystość symboli już od początku jest instrukcją do tego jak czytać wydarzenia na ekranie, jak podążać za bohaterem i pomaga z łatwością towarzyszyć mu na drodze do oczyszczenia i odkupienia win. ale co najważniejsze, z biegiem czasu pojawiają się sprzeczności, nielogiczności i wyglądające na pochopnie podjęte decyzje, wprowadzając element zagadkowości a tym samym wielowymiarowości u bohatera, którego największą z zalet jest umiejętność bicia innych po ryju.

przynajmniej cały czas wiemy, że ten krzyż i Amerykańska flaga przed domem, to nie atrapa, tylko w pełni, bezgranicznie i w konsekwencji fanatycznie rozumiane symbole, wedle których podejmowane są decyzje w trudnych momentach(czyli wszystkich spotykających Bradleya, począwszy od wyrzucenia z pracy, po trafienie do więzienia, aż po dramatyczne ratowanie życia najbliższych)

ale w tym momencie możemy polemizować i zacząć się zastanawiać, czym są te "trudne momenty"? trudność leży tylko w kwestii podjęcia odpowiedniej decyzji, przyswojenia rzeczywistości. a jeżeli żyjemy wedle sztywnych zasad, "trudne" zamienia się w "wyczekiwane".

Brawl in cell Block 99 jest filmem, który mógłby nakręcić Tarantino, gdyby się nie sprzedał, obejrzałby filmografie Bressona i ktoś pochowałby sztuczną krew na planie filmowym. niemniej uważam, że takie porównanie jest trochę krzywdzące dla Zahlera, bo to w mojej opinii najbardziej oryginalny amerykański reżyser na ten moment. dlatego zachęcam do wyrobienia własnego zdania na podstawie seansu jego drugiego filmu. będącego swoistym, sztywno osadzonym w realiach kina eksploatacji, moralitetem o dogorywającym w dzisiejszym świecie męskim męczeństwie, które w swoim poświęceniu dla bliskich widzi przepustkę do duchowego spełnienia...

7/10
źródło: comment_Mg0L0vaNOPDfWH6iLgZu4zOsOzsQHWBh.jpg
  • 7
@KurtGodel: Dobry tekst, szkoda, że tak rzadko piszesz o filmach. SCZahler powoli dogania w moim rankingu McDonagha, któremu niedługo zbuduję ołtarzyk. Ta jego fiksacja na zbudowaniu i przedstawieniu krwistych postaci mi imponuje, aktorom zresztą też. Jego następnym film, Dragged Across Concret, ma obsadę BiCB99 + Mell Gibson.

niszczących czołgi. gołymi rękami.

Rękami to może nie, ale mając łom Bradley poradziłby sobie.
@sejsmita: zamierzam pisać częściej.

i wciąż odkładam seans "Trzech Bilboardów...", mam nadzieję, że znowu nie będzie tak, że moje oczekiwania za bardzo wpłyną na odbiór po takim czasie

a o kolejnym filmie Zahlera słyszałem i się nie mogę doczekać ;)
@KurtGodel: Też jeszcze nie widziałem TBOEM, ale po obejrzanych materiałach nie wierzę, by nie spełnił oczekiwań, a przy okazji nie zaskoczył. McDonagh to - na szczęście - nie ten gość, który daje się zmielić hollywood, co zresztą udowodnił w "7 psychopatach".

Btw, znasz jakichś gości kręconych w podobny, oryginalny sposób jak SCZ i McD? (nie licząc brata McD)