Wpis z mikrobloga

#gosciniecgraf #willakarpatia #pasta #nosaczezkarpaczakasujoopinie #towrzucamtu
Jak co roku postanowiliśmy z żonką i dzieciakami ruszyć w urlopowe tango. Odpaliłem internet, sortowanie po cenie, otwieram pierwsze 3 oferty, mówię "Grażyna wybierz coś sobie, patrz jakie piękne miejsca znalazłem". No i o Boziu padło na ten grajdół. Jak podjechaliśmy Passatem z dzieciakami to tragedia na miejscu, nic ze zdjęciami się nie zgadzało, pod "lokalem" mnóstwo bezdomnych psów, dzieciaki zaraz się wzięły za głaskanie, zanim wypakowałem bagaże to już całe przesiąkły tym zapachem brudnych kundli, no nic złapałem za fraki i ciągnę do środka. Po wejściu musiałem jednego dzieciaka do nosa przystawić, waliło szczynami i starymi ludźmi, już wolałem zapach kundli i spoconego Briana. Moja ślubna coś z właścicielem ustalała, ten chłopina w dziurawym swetrze stał, zaraz obok jego ślubna. Pierwszy raz widziałem jak Grażyna tak toleruje zapach wódy, ja trochę pociągnę i już mam się nie zbliżać, a od nich waliło jak z kadzi ze spirytusem. No cóż, może przypominali jej rodziców. Prowadzę dziecioki na piętro, tylko muszę uważać, żeby na żadnego łażącego po podłodze karalucha nie nadepnąć, ani łbem o żaden lep na muchy nie zaczepić. Otwieram drzwi do tej zapyziałej obory zwanej przez właścicieli pokojem, w zasadzie to przestawiam nie otwieram, bo zawiasów nie było, tylko przystawione były do ściany. Rzucam Briana i Dżejsike na te prycze poupychane słomą. Kurz wprost unosił się w powietrzu, na chwilę straciłem z nimi kontakt wzrokowy, w sumie to dobrze, bo nikt chyba na to nie chciałby patrzeć co tam było, jakby takie warunki były w Betlejem 2000 lat temu, to do dzisiaj byśmy po lesie latali i darli japę do jakiś drewnianych rzeźb. Musiałem tym imbecylom wytłumaczyć, że bawimy się w szopkę bożonarodzeniową, bo nawet one minuty w tym #!$%@? nie chciały zostać. Przychodzi Grażyna, drze japę, że w łazience tylko dwie miednice stoją i nie ma płytek, że zamiast drugiego pokoju jest zasłona przewieszona. Ja jej mówię, że zapłacone i nie będę im przyjemności sprawiał darmową kasą i że ma przecierpieć. Wieczorem jak dzieciaki i ślubna spali poddreptał do mnie szczur i mówił, że się ukrywa tam przed właścicielami. Cała jego rodzinę już zdążyli na obiady przerobić, on jest ostatni bo się schował na piętrze, a tym grubasom z obsługi nie chciało się po schodach wchodzić. Szybko się zaprzyjaźniliśmy opowiadał mi jak stąd ludzie uciekali w popłochu i jak po każdej takiej wizycie i opinii właściciel krzyczał i kombinował cały wieczór co by takiemu niezadowoleńcowi odpisać. Po rodzinie dzwonił podobno i syna wzywał, żeby mu to w ten komputer wprowadzić. Aż wreszcie mój mały przyjaciel doprowadził mnie do czerwoności. Powiedział, że ten potwór na dole wyklina i obraża papieża Polaka, co mnie już do reszty wpieniło. Aostatnio podobno korki od szampana strzelały jak się dowiedział że Kubica nie załapał się na dwójkę w Williamsie. Mówię "O kurła, tak być nie byndzie" Budzę dzieciaki, pakuję szczura do torby, wciągam do Passata Grażynę i jedziem do domu. Mogę mieszkać w #!$%@?, ale u wrogów polskości moja noga nie postanie!