Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Cześć! Jako, że często na mirko widzę, że jest tutaj sporo osób borykających się z #depresja (przez co siedzą w #piwnica) postanowiłem napisać o tym jak ja sobie z tym radzę, może komuś się przyda. Na wstępie muszę podkreślić, że zdaje sobie sprawę z faktu, iż są różne poziomy tej choroby, dlatego nie traktujcie poniższego wywodu jako uniwersalnego - opisuje tylko to co się w moim przypadku sprawdza.

Dla jasności muszę zaznaczyć, że nie mam w żaden formalny sposób stwierdzonej tej choroby. Pójście do lekarza było by chyba ostatnią rzeczą jaką bym zrobił (nie chciałbym się na tym skupiać dlaczego, ale łatwo się domyślić), dlatego zacząłem dużo czytać i trochę eksperymentować. Depresja w moim przypadku objawia się tym, iż mozolnie dręczę się otaczającym mnie bezsensem oraz tym jaki to do dupy nie jestem. Przekłada się to na niechęć do czegokolwiek, zły humor, brak motywacji. Dzisiaj już wiem, że - trochę to zabawne, bo to jak "do dupy nie jesteś" nie ma w zasadzie kompletnie związku z rzeczywistością. Przez ostatnie lata zaliczyłem dosyć spory postęp życiowy (studia inż, kupno mieszkania, dobrze płatna praca), i mimo tego zawsze było mi "za mało" aby nie być "do dupy". Jeżeli zastanawiasz się jak można zrobić spory postęp życiowy z tym problemem, to w moim przypadku wynika to z dwóch rzeczy: pierwszej, z faktu, iż są chwile lepsze i gorsze, oraz z drugiej, iż jestem "umysłem ścisłym" i większość swoich decyzji opieram o logikę, a nie swój nastrój i aktualny stan (pewnie to jedyne co mnie uratowało przed stagnacją).

Pierwsze moje próby "leczenia się" miały dość dawno temu - chyba 18 lat, gdy można powiedzieć pierwszy raz problem depresji mnie dotknął. Byłem młodym człowiekiem, którego spotkały spore problemy osobiste. Wyczytałem, że MDMA (ekstaza) kiedyś była testowana jako lekarstwo na depresję (powoduje wyrzut serotoniny w mózgu, czyli właśnie tego czego brakuje), a nie było dla mnie w tamtym okresie problemem załatwienie tej substancji. Kruszyłem więc jedną tabletkę na bardzo drobniutkie kawałki i zażywałem 1 malutki kawałek przez kilka dni (może 3). Ku mojemu zdziwieniu zły nastrój zniknął a chęć do życia powróciła. Niestety MDMA dosyć mocno wpływa na organizm (nawet bardzo małe dawki), źrenice stają się powiększone i dostaje się szczękościsku. Nie jest to więc dobry pomysł na leczenie się "po cichu", a tym bardziej dla kogoś kto kieruje samochodem na drugi dzień (jeżeli dobrze pamiętam utrzymuje się do 2 dni we krwi).

Kilka lat później zaliczyłem kolejne problemy osobiste, które dość mocno wytrąciły mnie ze stabilności. Mimo, iż studiowałem to po studiach trwało wieczne życie związane z alkoholem i imprezami. W tym okresie nie mogę powiedzieć, że miałem depresję. Jestem towarzyski po prostu. Życie toczyło się za szybko, nie było chwili na rozmyślanie. Jednak z czasem życie zwolniło, pojawiła się pierwsza praca (przez co melanż za melanżem nie mógł mieć racji bytu). Ilość znajomych z czasem spadła, życie stało się spokojniejsze. No i pojawił się bezsens. Tym razem niestety większy. Po pewnym czasie w wyniku pewnych konfliktów zostałem z prawie zerową ilością znajomych (nie wiem czy to tak nie jest, że dąży się do wykluczenia). Uważam ten punkt w historii za największe stadium mojego problemu.

Myślałem kilka razy aby powtórzyć kuracje z młodości, jednak MDMA jest zbyt inwazyjne oraz już niestety nie był dla mnie tak łatwo dostępny. Postanowiłem więc poszukać innego rozwiązania. Zacząłem czytać sporo książek, warta polecenia jest lektura Dale Carnegie: "Jak przestać się martwić i zacząć żyć" (można znaleźć w sieci pdf). Na początku wydawało mi się to strasznie głupie, że czytam tego typu książki, jednak po przeczytaniu mogę śmiało stwierdzić, że książka buduje dobry fundament, który pozwala zrozumieć wiele błędów podczas "obwiniana się". Polecam również inne jego książki.

Udało mi się z czasem podreperować kontakt z pewną częścią znajomych. Przełomową chwilą dla mnie było trywialne odkrycie. Zauważyłem, iż im dłużej nie wychodzę na miasto ze znajomymi tym jest gorzej. Przyjąłem więc zasadę, że "nie odmawiam" i z czasem zacząłem chodzić gdzie się tylko da. W tygodniu praca, w weekendy i czasami w tygodniu znajomi. Między czasie pojawiła się kobieta. ( ͡º ͜ʖ͡º) Ilość kontaktu "z człowiekiem" wzrósł diametralnie przez co mój stan się znacznie poprawił. Zrozumiałem więc, że kontakt z ludźmi jest bardzo ważny, i należy robić wszystko aby go mieć jak najwięcej. W momencie kiedy stajesz się dla innych ważny depresja maleje.

Mój stan stawał się coraz lepszy, jednak nadal pewne wahania miały miejsce. Udało mi się jednak znaleźć rozwiązanie i na to około roku temu. Odkryłem dziurawca. :-) Jest to roślina, którą może każdy kupić w aptece. Generalnie jestem dosyć sceptycznie nastawiony do medycyny bazującej na krzewach i ziołach, jednak tutaj się o dziwo zdziwiłem. Przygotowanie jest banalne, dziurawiec jest sprzedawany w torebkach podobnych do herbaty. Wrzucamy torebkę dziurawca do szklanki, zalewamy wrzątkiem, przykrywamy talerzem aby się wyparzyło i pijemy. Za każdym razem gdy czuje, że "idzie dół" zaparzam sobie herbatę (maksymalnie 1 na dzień). Warto zaznaczyć, że pijąc dziurawca należy unikać słońca (taka informacja widnieje na opakowaniu, choć ja nigdy żadnych przykrych dolegliwości nie miałem). W zasadzie można powiedzieć, że średnio pije dziurawca może dwa razy na miesiąc.

Podsumowując. Depresja pojawiła się u mnie dwa razy w życiu (dwa nasilenia, jednak sądzę, że nie da się z niej kompletnie wyleczyć), raz podczas problemów osobistych, drugi raz gdy "wypadłem" z życia towarzyskiego. Dzisiaj patrzę na depresję jak na efekt życia niezgodnego z ludzką (zwierzęcą) naturą. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, musimy pełnić jakąkolwiek role w grupie, czuć się ważni i potrzebni. A herbatka z dziurawca czy inne substancje (nawet te od lekarza) może w tym pomóc. :)

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
Pobierz
źródło: comment_lhBKifDr0YgkKFXzfVuPJccjSL33a0SE.jpg
  • 11
@AnonimoweMirkoWyznania: Depresja to choroba, stwierdzana u lekarza lub psychologa. Nie wychodź do ludzi z radami, jeśli sam nie jesteś pewien czy w ogóle ją masz/miałeś, bo o wiele częściej możesz zaszkodzić niż pomóc.
"Wychodzenie do ludzi", tak samo jak zresztą wszystkie inne rozrywki czy zajęcia zajmujące umysł wcale tak magicznie nie pomagają, bo depresja, mieszając z gospodarką neuroprzekaźników w mózgu, blokuje/minimalizuje ci jakiekolwiek uczucie przyjemności, radości, szczęścia, współbycia. Jesteś z ludźmi