Wpis z mikrobloga

Ależ #!$%@?ą mnie te rozmowy o pracę. Za te niektóre pytania, to powinna być komora gazowa albo pluton egzekucyjny. Ci rekruterzy, to chyba lecą z jakiegoś podręcznika #!$%@? społecznego. Bo jak można wytłumaczyć pytanie „Jakie jest Twoje największe osiągnięcie?”, kiedy przez ostatnie półgodziny opowiadałeś jak jedyne co do tej pory robiłeś, to wprowadzanie danych do CRMu na praktykach dla firmy z Kleszczowa Dolnego. No bo na pewno zapomniałem wspomnieć, że wymyśliłem lek na raka i bezstratny generator zimnej plazmy. Ale #!$%@? z babeczkami z HRu, bo po socjologi też bym się starał żeby mnie z roboty nie #!$%@?, najgorsi są techniczni i ich pytania, które po składni na bank komponował jakiś tłumacz książek z Helionu.
Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej rozmowy, jak to się wyuczyłem wszystkich wzorców projektowych z książki gangu czworga, #!$%@?łem w garnitur i poszedłem powtarzając sobie pod nosem wszystkie żelazne zasady dobrej rozmowy kwalifikacyjnej. Złota zasada numer jeden: pewny uścisk dłoni – więc przez 30 minut ćwiczyłem podawanie dłoni na pokrętle od kaloryfera. No i super, rękę podałem pierwsza klasa, na pewno babeczka pod HRu była pod wrażeniem. Szkoda tylko, że na jej pytaniach się wyłożyłem jak niedorozwinięty. Coś tam wydukałem po angielsku gdzie siebie widzę za 5 lat i że moje zalety, to pracowitość i uczciwość, a wady, to że po angielsku mógłbym się w końcu nauczyć mówić… No i tak mnie przemaglował, że miałem dosyć interakcji międzyludzkich do końca swojej kariery. Ale po niej miałem mieć rozmowę z „szefem projektu” na Polskę, Europę i sąsiednie galaktyki, więc trochę odetchnąłem, bo sądziłem, że technicznie jestem obryty. No i faktycznie po chwili wpada łysy koleś, ale pierwsze pytanie jakie mi zadaje to „Gdybyś mógł wybrać, to wolałbyś być foką, czy delfinem?” i jeszcze do tego gestykuluje i wydaje z siebie odgłosy foki, a później delfina. Mnie wewnętrznie #!$%@? strzela, bo miałem się wykazać, a gość sobie ewidentnie jaja ze mnie robi, ale przypomniałem sobie te wszystkie porady i że to pewnie pytanie na kreatywność, podejmowanie decyzji, albo że nie mam kija w dupie. Więc odpowiadam, że w sumie, to wolałbym być foką, i nawet zaszczekałem po foczemu i klaskałem dłońmi. W duchu modliłem się żeby następne pytanie było normalne, ale facet wstał podał mi dłoń i powiedział, że się do mnie odezwą. Tak się zmieszałem, że półgodzinny trening na gałce od kaloryfera poszedł się #!$%@?ć i podałem rękę jak niemota. Myślałem, że gościówa z HRu po prostu powiedziała , że się nie nadaję i „szefowi zespołu” się ze mną gadać nie chciało. Ale nie, następnego dnia telefon, że mnie chcą i zapraszają na podpisanie umowy. Więc super pierwsza praca, wychodzę z przegrywu i w ogóle, ale nie dawało mi spokoju dlaczego mnie przyjęli. Więc na jakimś lunchu pytam „szefa na Europę i galaktykę”, co by było jakbym wybrał delfina. Na początku myślałem, że facet się gotuję ze śmiechu. Ale nie, z twarzą czerwoną jak burak prawie się na mnie wydarł: „Jak to #!$%@? delfinem?!? Przecież ja jestem delfinem!”

#nocnazmiana