Wpis z mikrobloga

Dzwon z bieszczadzkiej cerkwi w Balnicy

Bieszczady to region o bogatej i dramatycznej historii. To teren, którego nie oszczędziły wojenne fronty I i II Wojny Światowej, a rok 1945 nie oznaczał zakończenia walk. O tragicznych wydarzeniach świadczą widniejące na mapach miejsca bitew, leśne pozostałości umocnień i okopów oraz wspomnienia nielicznych żyjących jeszcze świadków. Częścią historii są niemal już legendarne, cerkiewne dzwony. W odróżnieniu od położonych bardziej na północ parafii skupiających niejednokrotnie kilkanaście tysięcy wiernych, tutaj niemal w każdej wiosce mieszkańcy wznosili własną świątynię z dzwonnicą. Podczas niemieckiej okupacji oraz akcji „Wisła” ograbiono i bezpowrotnie zniszczono wiele cerkwi. Wraz z nimi zniknęły dzwony cerkiewne, otaczane kultem przez wiernych. Wg czasami trudnych dziś do zweryfikowania opowieści, wiele z nich udało się w ostatniej chwili ukryć, zakopać w sekretnych, znanych tylko wtajemniczonym osobom miejscach. W ostatnich dniach kwietnia 2006 r. jeden z poszukiwaczy takich tajemnic przemierzał bieszczadzkie lasy w oczekiwaniu na...

Mieszkaniec Radoszyc Marek Gosztyła od lat pasjonuje się zbieraniem militariów i metalowego złomu w pobliskich lasach. Pod koniec kwietnia pan Marek wybrał się na poszukiwania w okolice Woli Michowej. Gdy wykrywacz metalu nagle zapiszczał, okazało się, że pod dosłownie kilkucentymetrową warstwą ziemi spoczywa duży obiekt z metalu. To, co z początku wydawało się być metalową obręczą, okazało się być potężnym dzwonem zakopanym w pozycji odwrotnej do tej, w jakiej mocuje się go na dzwonnicy. Gosztyła nie ukrywa, że metalowego złomu poszukuje również w celach zarobkowych. Jednak zdając sobie sprawę z wagi znaleziska, zamiast sprzedać dzwon na złom, postanowił powiadomić o nim naukowców.

Jerzy Ginalski, dyrektor sanockiego skansenu – Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku opowiada, że niejednokrotnie dane mu było uczestniczyć w poszukiwaniach rzekomo zakopanych dzwonów i jak dotąd, tylko raz akcja poszukiwawcza nie okazała się być fałszywym alarmem. Tym razem wiadomość o znalezisku w pobliżu granicznego pasma zaintrygowała go, ponieważ dotarła do niego dość okrężną drogą. - Otrzymaliśmy telefon z Krakowa z informacją, że w okolicach Woli Michowej znaleziono dzwon. Choć tego typu doniesienia traktujemy z dużą rezerwą, to jednak fakt, iż wiadomość dotarła do nas spoza regionu, postawił nas na nogi. Dlaczego z Krakowa? Znalazca po prostu nie wiedział, kogo ma poinformować – mówi Ginalski. – Po powiadomieniu Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz służb leśnych, zorganizowaliśmy akcję wydobycia dzwonu. 24. kwietnia pojechaliśmy na miejsce z ekipą leśników. Muszę przyznać, że byliśmy pod wrażeniem. Nie spodziewaliśmy się, że dzwon będzie aż tak duży. Jego wydobycie było prawdziwym wyzwaniem. Musieliśmy posłużyć się liną zamocowaną do pobliskiej jabłoni oraz przekładnią, a dzwon wydobywało kilku mężczyzn. Dzwon jest naprawdę piękny. Jego obwód wynosi 3,30m, a średnica ponad 1 m. Waży 625 kg. To prawdziwy olbrzym. Jedyny tak wielki egzemplarz kiedykolwiek znaleziony i sklasyfikowany na tych terenach – relacjonuje dyrektor sanockiego MBL. Dzwon został z trudem załadowany do „Żuka” i przetransportowany do sanockiego skansenu, gdzie wg pozostał. – Mamy aż cztery uratowane i zrekonstruowane obiekty sakralne, ale żaden z nich nie ma własnego dzwonu. Po zamontowaniu na parawanowej, specjalnie wybudowanej do tego celu dzwonnicy, chcielibyśmy udostępnić go turystom – mówi Ginalski dodając, ze dzwon zostanie umieszczony przed cerkwią z Ropek.

Po dokładnym opisie i podaniu wytłoczonej liczby okazało się, że dzwon został wytłoczony właśnie w Przemyślu. Pochodzi z bardzo starannie wykonanej serii z roku 1920 i został kupiony bezpośrednio u Felczyńskich w roku 1927. Wg producentów, w tym samym roku właśnie ta partia dzwonów została wysłana na wystawę do… Paryża. Po zakończeniu wystawy, dzwony wróciły do Przemyśla, a następnie zostały sprzedane. Wszystko więc wskazuje na to, że zanim dzwon zabrzmiał w głębokich Bieszczadach, przebył niezły szmat drogi po Europie.

Mieszkańcy nieistniejącej wsi Balnica zaangażowani w akcję ratowania dzwonu przed Niemcami musieli utrzymywać swoje plany w ścisłej tajemnicy. – Pewnego dnia dzwon nagle zniknął. Na przycerkiewnej dzwonnicy zostały tylko dwa mniejsze, które mu towarzyszyły – opowiada Stefan Seńko, jedyny mieszkaniec Balnicy, który po akcji „Wisła” powrócił w Bieszczady. – Nikt nie wiedział, co się z nim stało. Zapadł się jak pod ziemię. Ludzie mówili, że chyba Niemcy go zabrali. To było ok. 1943 roku – byliśmy wtedy pod ich okupacją. Zabierali duże dzwony i je przetapiali. Te małe ich nie interesowały, ale i one później zniknęły. Niestety nie wiem co się z nimi stało. W ostatnie dni kwietnia 1947 roku przyjechało Wojsko Polskie. Mieliśmy 2 godziny na opuszczenie wioski. Z 70 rodzin większość wysiedlono na Ukrainę. Ja w raz z innymi mieszkańcami Bieszczadów trafiłem na Pomorze do Mrzeżyna. Tam z kolei mówiło się, że dzwon został uratowany. Nikt nic jednak nie wiedział o jego dalszych losach. Słyszało się za to opowieści, że przyjeżdżali ludzie z Ukrainy aby go odszukać. Na pewno o losie dzwonu wiedziało niewielu. Zaraz obok była przecież niemiecka strażnica i wszystko mogło się wydać – opowiada Seńko. Mieszkający dzisiaj w Smolniku Stefan Seńko powrócił z przesiedlenia w 1968 roku. – Wcześniej powrót w rodzinne strony był niemożliwy. Starałem się dowiadywać się co się stało z nasza wioską. Wiedziałem, że już nikogo tam nie ma, że zniszczono cerkiew, dzwonnicę i wszystkie domostwa. Chciałem jednak wrócić i mi się udało. Ale już nie do mojej wioski – tam nie było już przecież nikogo. Jeszcze przed dłuższy czas w każdą niedzielę jeździłem tam z żoną. Bardzo żal mi tego miejsca. Tam się przecież wychowałem – opowiada ze smutkiem Seńko. – Nasza grecko-katolicka cerkiew była przepiękna. Prawie tak duża, jak ta w Smolniku, ale drewniana. Mieszkaliśmy na samym końcu wioski, zaraz obok tego kamiennego krzyża na samej górze. Postawili go moi pradziadkowie. Potem dowiedziałem się, że z drewnianych bel cerkwi budowano okoliczne budynki w PGRze. Jeszcze do dzisiaj w Woli Michowej stoi stodoła zbudowana właśnie z tego drzewa. A kamienny gruz z dzwonnicy posłużył do budowy drogi w Osławicy – dodaje ze smutkiem pan Stefan.


wiecej http://www.bieszczady.pl/_8222_Aby_znow_dzwony_gorom_graly..._8221_?newsID=4669§ionNo=1
reportaż w wydobycia dzwonu http://www.#!$%@?.net/report/dzwon.php
#gruparatowaniapoziomu #polska #bieszczady #sanok #cerkwisko #historia #ciekawostkihistoryczne #sztuka #dzwon
bijotai - Dzwon z bieszczadzkiej cerkwi w Balnicy
 Bieszczady to region o bogatej i d...

źródło: comment_5m50hV3GqeWYN4gdj5tCm8oCewXZe6CT.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz