Wpis z mikrobloga

Mam kumpla lekarza i to w dodatku psychiatrę. Gość mega łebski, robił jakieś kursy w Stanford, jest zrzeszony w organizacji skupiających najlepszych młodych psychiatrów na całym świecie, ale ostatnio opowiadał mi, że trafił na przypadek beznadziejny. Wszyscy inni lekarze w województwie załamywali ręce i w zasadzie on był ostatnią deską ratunku dla pacjenta. Okazało się, że pacjent cierpi na straszne urojenia, wydaje mu się, że jest świnią. Nie świnką Peppą, nie świnką skarbonką, nie nawet świnką zakaźną, ale zwykłą świnią.

Mój kumpel mówił, że to nawet nie było by tak źle, gdyby wydawało mu się, że jest świnią i koniec kropka. Przecież leczył już z sukcesami gości, którym wydawało się, że są końmi, psami, krowami, kameleonami czy innymi koalami, ale problem tutaj był taki, że pacjent przez większość czasu zachowywał się normalnie, jego świńska natura wychodziła na wierzch, gdy trafiał do cukierni czy innej ciastkarni. Wtedy totalnie mu odjebywało.

I wiecie co zrobił mój kumpel? Zastosował nowatorską metodę bezpośredniego zderzenia z sytuacją stresową. Umówił się z gościem w supermarkecie i gdy się w końcu spotkali, poszli w stronę cukierni. Gość wydawał się totalnie normalny, ale gdy byli coraz bliżej witryny ze słodyczami, to zaczął zachowywać się nieco bardziej nerwowo, pocić się, coś bełkotać pod nosem. Mój kumpel oczywiście profesjonalnie zadziałał i motywując go lekko popchnął go przez próg, i wiecie co zrobił ten świr? Wyjął z torby trąbkę i zaczął drzeć się na całą cukiernię „Gdy widzę słodycze, to kwiczę!”.

#pasta #heheszki ##!$%@?
  • 1