Wpis z mikrobloga

Przykra historia, która przydarzyła mi się przed dwoma laty, zamieszczam ku przestrodze, trzeba uważać. Wszystko prawda, nie kłamię!

Pojechałem do miasta Krakowa pomimo wakacji, z powodu drobnych kłopotów z indeksem, nieistotne dla historii. Po załatwieniu wspomnianych komplikacji uznałem, że z racji późnej już daty (27 września) i po raz kolejny odrzuconego wniosku o akademik najwyższy jest czas już na rozejrzenie się za jakimś przyzwoitym mieszkaniem na rok akademicki.
Wszedłem więc na znaną i nie wymagającą wypowiadania jej nazwy stronę z ogłoszeniami lokalnymi i ustawiłem filtry wyszukiwania tak, by wyskoczyły mi same pokoje w ścisłym centrum Krakowa, w kolejności od najtańszych, do najdroższych. Przejrzałem kilka ofert, wykonałem kilka telefonów zrobiłem kilka...dziesiąt kilometrów, paląc 9 litrów benzyny w krakowskim ruchu miejskim,
wiadomo, nie zawsze zdjęcia i opisy są miarodajne, ciężko za 1 razem trafić w przysłowiową dziesiątkę. Oczywiście kwestią niejasną było zawsze pojęcie tzw. świetnej lokalizacji, często figurujące w ogłoszeniach.
Gdy dzwoniąc pod numer podany w ogłoszeniu usłyszałem informacje w stylu : doskonała lokalizacja dla studentów, w samym centrum Mistrzejowic, byłem zaskoczony. Być może w Krakowskim Parku Wodnym otworzyli już wydział hydrologii, jednak nic mi o tym do tej pory nie było wiadomo.
O godzinie 17 byłem już nieco zmęczony, toteż postanowiłem wykonać ostatni telefon i to ostatnie mieszkanie obejrzeć. Padło na ogłoszenie o przekonującym tytule „Karmelicka!!! Dla chłopaka miejsce najmę 500+ media!”
Okazja - pomyślałem. Wstukuję numer, 794, bez jaj podaje prawdziwy, 218, 521 i dzwonię...
Po wysłuchaniu z grania na czekanie całego "Naucz mnie" Sarsy odezwał się chrapliwy, głos starej kobiety:
-Halo? o co chodzi?- Zabrzmiała skrzekiem niemożliwym do naśladowania, czy opisania.
- Dzień dobry, moje nazwisko Marcin Trzmielewski, dzwonię w sprawie ogłoszenia, czy to aktualne?
-Ale kto mówi?
-Marcin, Trzmielewski, w sprawie mieszkania.
-Ale ja nie znam
-Zgadza się, chciałbym obejrzeć mieszkanie (odpowiadam uprzejmie, z szacunku dla wiekowej rozmówczyni nie
pytając, czy spodziewała się kogoś
znajomego dzwoniącego w tej sprawie, licząc wciąż, że to miła staruszka
-A ile pan ma lat?
- Dwadzieścia jeden, droga pani.
- A czym się pan zajmuje?
- Studiuję, na trzecim roku łaskawa pani ( mówię, zastanawiając się, czy aby na pewno ogłoszenie dotyczy
mieszkania)
-A jaki kierunek pan studiuje?
- Teologię, (łżę perfidnie, aby zyskać w jej oczach, wciąż mając przed oczami atrakcyjny tytuł ogłoszenia)
-Mhm, powiedziała i przez chwilę słychać było tylko charakterystyczne dla seniorów dyszenie w słuchawkę.
w końcu przerwałem.
- Czy mógłbym obejrzeć mieszkanie?
-Tak sądzę, jutro.
Wolałem jednak dzisiaj, ponieważ nie miałem gdzie w Krakowie przenocować, większość znajomych była
jeszcze na wakacyjnych wojażach. Po krótkiej wymianie zdań i ciężkich oddechów umówiłem się na 19.
Za 15 siódma oczywiście zaczął padać deszcz. Wsiadłem niechętnie na motocykl i pojechałem pod wskazany adres.
Po naciśnięciu domofonu usłyszałem znajomy już, chrapliwy głos cierpko zapraszający do mieszkania numer 16...
Wdrapałem się na czwarte piętro kamienicy po absurdalnie wąskich, krętych i skrzypiących drewnianych schodach.
W drzwiach stała już właścicielka tego przypominającego dźwięk tłuczonego szkła głosu.
Jej wygląd nie odbiegał szczególnie od tego, którego się spodziewałem. Niewiele niższa ode mnie, wyprostowana
jak struna babusza o solidnej, gęstej budowie i świdrujących oczach oraz wąskich, przypominających ranę
ciętą ustach wykrzywionych w dziwnym grymasie sugerującym pracę w uczelnianej bibliotece lub dziekanacie wpatrywała się we mnie z widoczną nienawiścią i wstrętem.
-Pan dzwonił?
-Owszem- odpowiedziałem spokojnie i niegłośno.
-Wejdzie!- Wszedłem, nie pytając kto wejdzie i nie ściągając butów z racji stanu posadzki, przypominającej
klepisko raczej, niż podłogę mieszkania.
-Buciory! - słysząc to wiedziałem, że popełniłem błąd. Pośpiesznie zrzuciłem trzewiki i podszedłem do
stojącej w drzwiach obok starszej pani, paproląc skarpety lepkim brudem i krzywiąc się z obrzydzenia.
- To byłby ten pokój- tu wskazała na wnętrze pomieszczenia niewielkiego, ale ku mojemu zaskoczeniu wcale
przystępnego do mieszkania jak na tę niską cenę, 500 plus media, razem od 600 do 650 w zimie. Czerwona lampka
zapaliła się w mojej głowie, gdy spostrzegłem w środku nie dwa jak się spodziewałem, a trzy łóżka.
- Mieszka tu jeszcze dwóch studentów - Polonista z Ujotu i jeden inżynier z AGH
- W ogłoszeniu wspominała Pani o miejscu w DWUosobowym pokoju- napomykam uprzejmie rozpędzającej się kobiecie.
- Ale ten z ujotu zdecydował się chwilę przed Panem, pomieścicie się.
- A zatem rozumiem, że cena spada do 330?
- W żadnym wypadku, jak pan to sobie wyobraża? Pięćset – jak w ogłoszeniu- oburzyła się ropucha
Nie jestem orłem matematycznym, lecz sądzę, że jeżeli w pokoju dwuosobowym cena miejsca wynosi 500 złotych,
to cały pokój kosztuje 1000, co daje 330 w przybliżeniu dla 1/3. Zresztą pokój i tak jest za mały na 3 osoby.
Opanowałem jednak wzburzenie i pomyślałem, że obejrzę całe mieszkanie, nim bez potrzeby pożrę się z tępa babą
o kwestie finansowe.
- Jak pan widzi mamy 3 piece kaflowe, w których palimy we własnym zakresie, daję Panom wolną rękę,
w drugim pokoju mieszkają 2 dziewczyny, to se poradzicie sami, w końcu palenie w piecu
to nie zajęcie dla kobiety - wyjaśniła.
Ani dla nikogo innego, kto płaci 150 złotych za media- uznałem w duchu wciąż chcąc dokończyć oględziny
mieszkania.
-Tu jest kuchnia…
Moje bystre oko od razu wychwyciło kilka punktów strategicznych w dyskusji o cenę najmu. Kuchenka była elektryczna,
ale nie indukcyjna, ani nie taka z cienką, czerwona spiralką pod szkłem, jeżeli wiecie o czym mowa,
a z takimi grubymi, żeliwnymi płytami rozgrzewjącymi się 40 minut do temperatury pokojowej. Zaczynałem
rozumieć, skąd te 150 za media, pobierała pewnie z dziesięć kilowatów.
Radziecka lodówka marki napisanej grażdanką była zżółkła i pokryta lepkim brudem, podobnym jak na podłodze.
Była tu też starsza ode mnie pralka, co sugerowało, że nie zmieściłaby się w mikroskopijnej,
jak mniemam łazience. Wodziłem wzrokiem po pomieszczeniu, gdy nagle usłyszałem słowo zasady.
- Proszę?
-Głuchy? Mówię że to porządny dom i tutaj pewne zasady są.
-Zamieniam się w słuch.
-Żadnego alkoholu i imprez! Moja siostra mieszka naprzeciwko i wszystko słyszy i wszystko mi opowiada!
Nie ma też mowy o żadnych gościach w nocy. Potem się myjo, koszty nabijajo i łajdaczo, nie ma mowy pod moim dachem. Ma być porządek, nie to co teraz, co w wakacje narobili, macie to doprowadzić do porządku, sprawdzę.
Poczułem dziwny metaliczny zapach - to krew ciekła mi z nosa z #!$%@?.
- Nie ma grania na żadnych instrumentach to jest porządny dom a nie burdel jakiejś bohemy cyganerii. Potem dopalacze i narkotyki bioro, chodzo, jeszcze kogo pobijo albo gorzej.
A tak w ogóle to nie wiem czy ja panu mogę to nająć , bo widzę , że pan na motorze jeździ, to pewnie w gangu jest, może i kryminalista. Chyba że przyniesie zaświadczenie o niekaralności, to może jeszcze
pomyślę. Nie byłem przekonany, co mam powiedzieć tej starej purze, jednak opanowując złość wyjasniłem, że kryminaliści
maja pieniądze i nie muszą szukać mieszkań o takim standardzie u starych prukiew.
-A i krew panu z nosa leci, chory może? Bo jak pozaraża to ja nie wiem co będzie, zdrowy pan?
-Zdrowy, tylko zdenerwowany- powiedziałem już głośniej i z wrzutem.
- A to widzę nietrudno pana zdenerwować.
-Trudno, ale pani ma talent. Chciałbym zobaczyć łazienkę i sracz.
Niestety łazienka i sracz okazały się jednym pomieszczeniem, bardzo wygodne rozwiązanie we rozumowaniu gospodyni.
Może i racja, gdy ktoś nigdy się nie śpieszy i lubi zapach fekaliów podczas kąpieli.
Łazienka była dość estetyczna w porównaniu do gospodyni, wydawała się też czysta, dlatego wciąż biłem się z myślami w sprawie najęcia mieszkania, czas przecież naglił.
- Aha, zajmiecie się też moim psem, bo wyjeżdżam. To jest Major – powiedziała, otwierając drzwi do pokoju dziewczyn, z których wybiegł wyjątkowo mały i wyleniały york szczekając głośno i piskliwie.
Poczułem, że robi mi się słabo.
Opadłem na scianę. Było cholernie duszno i gorąco. Nic dziwnego, skoro znalazłem się w głębokiej, czarnej dupie.
Za parę dni zaczyna się rok akademicki, musze przecież gdzieś mieszkać. Miałem wrażenie, że pewna niemiecka telewizja kręci nową edycję
reality show "Mamy Cię" i upatrzyli sobie mnie jako ofiarę. Że zaraz znikąd wyskoczy jakiś metroseksualny
prowadzący z mikrofonem i krzyknie, ze dałem się nabrać. Z korytarza wbiegnie piszcząca widownia,
a bardzo ładna, ponętna hostessa przyniesie mi słodki kuferek albo kwiaty.
Tak się jednak nie stało, poczułem natomiast, że nogi się pode mną uginają.
Nie poddałem się jednak. Resztką sił kopnąłem tego małego szczura, poszedłem chwiejnym krokiem w stronę toalety
po drodze odpychając straszliwą babę i zamknąłem za sobą drzwi. Nerwowo zdjąłem prawą rękawicę motocyklową,
która była na wpół już przeżarta kwasem, który pokrywał tamtego potwora, a może miałem już omamy?
Usiadłem i wyjąłem z kieszeni telefon. Drżącą ręką wklepałem 997, podczas, gdy ta dobijała się do drzwi.
- Komenda miejska Policji w Krakowie, podkomisarz Dawid Baran, słucham- Odezwał się pewny, lecz spokojny baryton.
- Karmelicka 18, mieszkania 16. Chciałbym zgłosić szał #!$%@?! pomocy!
- Dobry Boże! krzyknął przerażony oficer - w tej chwili wysyłam patrol!
Zemdlałem na 15 minut.
Po tym czasie ocucił mnie sierżant Wysocki.
-Żyje! Miał wielkie szczęście!- Usłyszałem jeszcze niewyraźnie, ale po kilku sekundach zacząłem odzyskiwać zmysły.
-Co, co się stało? - zapytałem próbując się podnieść.
- Dobrze że w porę pan zadzwonił, bo padłby pan ofiarą Krystyny M, członkini zorganizowanej grupy przestępczej
prężnie działającej na terenie Krakowa i Poznania. To już nie pierwszy przypadek. Grupa ta pod pretekstem wynajmowania
tanich mieszkań zwabia młodych ludzi z poza Krakowa do oglądania pokojów. Przed wizytą palą w piecach kaflowych
Specjalne kartofle arabskie, wydzielające silne środki usypiające i tumaniące, by potem mordować potencjalnych
lokatorów, zabierać wszystko co mieli
przy sobie, a wreszcie bezcześcić ich ciała, by i je palić w piecach kaflowych.
- Dlaczego kartofle nie usypiały i ich?
- Ponieważ są na nie przyzwyczajone. Taka odporność jest nabywana wśród starszych mieszkańców Krakowa wskutek
regularnego wdychania smogu przez wiele lat od rana do nocy, co połączyć można ze zjawiskiem emerytów
codziennie jeżdżących autobusami bez względu na porę dnia. A swoją drogą długo pan wytrzymał, panie Trzmielewski,
większość padłaby zaraz po przekroczeniu progu.
Wszystko w tej chwili ułożyło mi się w głowie jak #!$%@? puzzle. Gdy zobaczyłem drugiego, barczystego policjanta
wyprowadzającego właścicielkę z mieszkania w kajdanach, poczułem wreszcie ulgę, poczułem się bezpieczny.
Na komisariacie złożyłem wszelkie zeznania i wróciłem spokojnie do domu rodzinnego by odpocząć.

#pasta #autorskie #heheszki #historia

Interesujące? Zajrzyj na https://web.facebook.com/Supertrzmiel
  • 4