Wpis z mikrobloga

Zadzwoniłem na 112.

Sprawa taka, mieszkam w studni. 4 bloki tworzące kwadrat. Jakieś 2 godziny temu byłem na fajku, z jednego z bloków słyszałem kłótnię. Generalnie głośno raczej, jak słyszę naprzeciwko. Jakaś laska drze się, że ona gotuje, sprząta, cośtam. Chłop #!$%@? nie wiem co, niewyraźnie. Generalnie chwilę potem spokój. Chwilę temu znów na fajce, chwila kłótni, potem głośne uderzenie (nie wiem jakby coś o meble uderzyło), krzyk kobiety (taki z bólu raczej, ale nie znam się) i cisza. No to dzwonię.

Rozmowa, jak mnie uczyli, w bloku tym i tym słyszałem chyba przemoc domową, opisuję itd. A co na to kobieta z alarmowego?
- Jaki numer mieszkania?
- Nie wiem.
- Czy ktoś wzywał pomocy medycznej?
- Nie. (Zastanawiam się co krzyczy ofiara przemocy domowej po #!$%@?? "Medyka!"?)
- A czy zna pan numer mieszkania?
- Nie, ale podałem prawdopodobną klatkę i 2 możliwe piętra.
- Czy może się pan przejść tam i ustalić które to mieszkanie?
- (WTF?) Tłumaczę kobiecie, że nie mój blok, wejścia do klatki nie mam, nie znam tam ludzi, może jednak od tego jest policja?

Skończyło się na przyjęciu zgłoszenia.
Ostatecznie oddzwoniła powiedzieć, że jak nie znam numeru mieszkania to mogę go sam ustalić i oddzwonić, bo policja nie będzie sprawdzać wszystkich mieszkań w bloku.

Wszystkim życzę, żeby czasem nie mieli problemu z przemocą domową, bo nawet jak się trafi świadek to najwyraźniej bez numeru mieszkania gdzie coś się dzieje policja nie pomoże.

[EDIT] Mirki, co zrobić w takiej sytuacji, żeby ktoś faktycznie zareagował? Może ktoś jest w służbach i wie?

[tltr] Zgłosiłem prawdopodobną przemoc domową, policja mnie olała, bo nie znam numeru mieszkania, tylko numer bloku.
  • 1