Wpis z mikrobloga

W swoich kilku tekstach pan Romuald Szeremietiew przedstawił tezę dotyczącą możliwości zdobycia całych Niemiec przez Armię Czerwoną jeszcze w 1944 roku. Jako jeden z koronnych argumentów pan Szeremietiew przytoczył fragment wypowiedzi profesora mianowanego WSSMiA Józefa Szaniawskiego dla TV Trwam. Pan Szaniawski w wywiadzie przytoczył cytat z "odkłamanych" wspomnień dowódcy 8 Armii Gwardii - Wasilija Czujkowa, w którym to cytacie nieżyjący już marszałek ZSRR twierdził, że gdyby nie decyzja Stalina wstrzymująca front na Wiśle Armia Czerwona mogła nie tylko zdobyć Berlin, ale dotrzeć nawet do Renu. Będąc zarówno w Polsce jak i w Rosji poświęciłem cały dzień na znalezienie tego cytatu, jak i publikacji "odkłamanych" wspomnień Czujkowa. Ich publikacja miała ponoć miejsce w 1995 roku. Niestety ani Biblioteka Narodowa, ani Biblioteka Kongresu, ani nawet największe rosyjskie bazy książek nie zawierają takiej publikacji. Jedyną wydaną w 1995 roku książką autorstwa Czujkowa do której udało mi się dotrzeć były wspomnienia z bitwy o Stalingrad. Nie muszę wspominać, że we wspomnieniach tych nie ma ani słowa o zdobyciu Berlina i możliwości wcześniejszego zakończenia wojny. Z innych publikacji Wasilija Czujkowa dotarłem do wydanego w 2010 roku wznowienia pozycji "Koniec Trzeciej Rzeszy". Pozycja ta nie różni się jednak zbytnio treścią od tej, której jestem posiadaczem, wydanej w 1975 roku nakładem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej.

Jeżeli ktokolwiek posiada informację dotyczącą źródła tego cytatu bardzo proszę o podanie dokładnej informacji, najlepiej z numerem ISBN.

Muszę przyznać, że kiedy przeczytałem tekst pana Szeremietiewa byłem ciężko zdziwiony. Nie jestem zawodowym historykiem, interesuję się historią, a w szczególności operacjami RKKA na ziemiach polskich w latach 1944-1945. Czytałem sporo opracowań, trochę pamiętników. Spędziłem naprawdę wiele godzin nad mapami, analizując sytuację na froncie wschodnim i na pytanie o możliwość zdobycia Berlina w 1944 zawsze odpowiedziałbym, że było to niemożliwe. Nie jest to tylko moja opinia. Spośród zawodowych historyków, których poznałem, w tym kilku rosyjskich (a co, pochwalę się), żaden nie byłby skłonny przychylić się do tej tezy, a na stwierdzenie o możliwości dotarcia Sowietów nad Ren odpowiedzieliby, że to niedorzeczne.

Mimo wszystko, kiedy były wiceminister obrony narodowej naszego kraju przedstawia taką tezę wydaje się niezbędne powtórne jej przeanalizowanie. Przedstawię poniżej zbiór informacji dotyczących zarówno Operacji Bagration, jak i Wiślańsko-Odrzańskiej. Nie omieszkam opatrzeć ich także własnym komentarzem. Wszystkich czytających zachęcam do wyciągnięcia wniosków. Podstawą analizy wydarzeń historycznych powinny być źródła, liczby, ale także zdrowy rozsądek.

Operacja Bagration, jak powszechnie wiadomo była jednym z największych sukcesów Armii Czerwonej w trakcie trwania II Wojny Światowej. W jej wyniku rozbito Grupę Armii "Środek", dziesiątkując już i tak mocno zniszczone siły III Rzeszy. Jak dla mnie nie ulega najmniejszym wątpliwościom, że na tym etapie Niemcy nie mieli już szans na powstrzymanie sowieckiej ofensywy, o wygraniu wojny nie wspominając. Oczywiście można snuć wizje historii alternatywnych, począwszy od sukcesu zamachu na Hitlera i przejęcia dowodzenia nad armią przez generałów, skończywszy na wizji, w której generałowie przekonują Hitlera, że odwrót jest niezbędny, a rozkazy nakazujące utrzymywanie pozycji za wszelką cenę są nierozsądne, jednak nie to jest tematem niniejszego artykułu.

W dniu 22 czerwca 1944 roku wojska sowieckie przeszły do ofensywy. Nie są mi znane publikacje zawierające dokładne cele tej operacji, poparte dokumentami. Ze wspomnień Czujkowa możemy się dowiedzieć, że w planach Kwatery Głównej dotyczących operacji letnio jesiennej było całkowite oczyszczenie "ziemi radzieckiej" od zaborców, wyzwolenie sąsiednich krajów i wkroczenie na terytorium nieprzyjaciela. Jeżeli założyć, że według Czujkowa "ziemiami radzieckimi" były tereny zajmowane przez ZSRR przed 22 czerwca 1941 roku, to okaże się, że nawet pierwszy cel nie został w pełni osiągnięty. Na początku 1945 roku Niemcy wciąż utrzymywali się na terenie Łotwy (która według Czujkowa stanowiła łotewską SSR).

Zanim omówię możliwości kontynuowania ofensywy sowieckiej przez ziemie polskie na Berlin w 1944 roku omówię sytuację panującą na pozostałych odcinkach frontu wschodniego.

Front wschodni w dniu rozpoczęcia Operacji Bagration miał przeszło 4000 km długości. Wbrew temu co twierdzi w wywiadzie dla TV Trwam pan Szaniawski front ten rozciągał się nie tylko od Morza Czarnego do Bałtyku. Sięgał on bowiem aż do Morza Barentsa. Pod Leningradem wciąż operowała 30 tysięczna grupa wojsk niemieckich, a na terenach Finlandii operowały sprzymierzone wojska fińskie i hitlerowskie. Ofensywa sowiecka w Finlandii, rozpoczęta 9 czerwca została powstrzymana bitwą o Tali-Inhantala miesiąc później. Zawieszenie broni z 4 września i rozejm z 19 września nie były spowodowane klęską militarną Finlandii co więcej, w związku z przygotowaniami do operacji wiślańsko-odrzańskiej Stalin musiał wycofać z frontu północnego część sił. Finlandia podpisała rozejm w związku z problemami z zaopatrzeniem oraz nieuchronnością klęski III Rzeszy. Można przypuszczać, że istotny wpływ na podjęcie tej decyzji przez prezydenta Ryti było wyzwolenie Paryża końcem sierpnia. Tak czy inaczej, w Finlandii wciąż przebywały wojska niemieckie w liczbie blisko 200 000. Podpisanie rozejmu w tych warunkach pozwoliło Finlandii uzyskać dużo lepsze warunki pokojowe, również powojenny los Finlandii zdaje się sugerować, że było to rozsądne rozwiązanie.

Na obszarze państw nadbałtyckich operowała niemiecka Grupa Armii "Północ", przemianowana po odcięciu na Grupę Armii "Kurlandia", licząca blisko 750 000 żołnierzy. 5 lipca 1944 roku wojska sowieckie w ramach Operacji Bagration związały walką część sił tej grupy armii. Próba całkowitego odcięcia Grupy Armii "Północ" na wysokości Rygi po początkowych sukcesach spotkała się z kontrofensywą niemiecką - Operacją Doppelkopf, rozpoczętą 15 sierpnia, która odblokowała Grupę Armii "Północ". Dopiero w październiku, w ramach operacji memelskiej Sowietom udało się ostatecznie odciąć siły niemieckie w państwach bałtyckich. Ze wspomnień Leona Degrelle, Belga, który wstąpił do armii niemieckiej, gdzie awansował od szeregowca do pułkownika, pełniąc w ostatnich miesiącach wojny funkcję dowódcy ochotniczej dywizji SS "Wallonien", składającej się z ochotników belgijskich i holenderskich możemy się dowiedzieć, że jeszcze w lipcu 1944 Grupa Armii "Północ" była uzupełniana nieprzeszkolonymi ochotnikami, a sam Degrelle dotarł do niej drogą morską, którą dostarczano zaopatrzenie do wojsk. Grupa Armii "Kurlandia" skapitulowała dopiero w maju 1945, w momencie kapitulacji liczyła jeszcze blisko 200 000 żołnierzy.

Na odcinku południowym frontu wschodniego sytuacja Niemiec wyglądała równie niekorzystnie. Jeszcze w kwietniu 1944 Sowieci stanęli na granicy rumuńskiej. Rozpoczęcie operacji jassko-kiszyniowskiej 20 sierpnia przyspieszyło wybuch powstania pod przewodnictwem króla Michała I, przeciwko marszałkowi Antonescu i zmianę stron przez Rumunię. Resztki z rozbitej niemieckiej Grupy Armii "Południowa Ukraina" wycofały się do Siedmiogrodu, gdzie po uzupełnieniu stworzyły Grupę Armii "Południe".

Powyżej granicy rumuńskiej front przebiegał na linii Kołomyja - Tarnopol - Kowel. Armia Czerwona zebrała tam bardzo duże siły więc generalicja niemiecka przypuszczała, że właśnie tutaj rozpocznie się ofensywa letnia. Dowództwo radzieckie w tajemnicy przerzuciło jednak część sił z tego odcinka na północ. Między innymi przerzucono tam 8 Armię Gwardii pod dowództwem Wasilija Czujkowa (według jego relacji przerzut rozpoczęto na 10 dni przed Operacją Bagration). Tak szybki przerzut wojsk był możliwy tylko dzięki temu, że w poprzedzających operację miesiącach poświęcono bardzo wiele środków na odbudowę sieci komunikacyjnej zniszczonej przez wycofujące się wojska niemieckie. Atak na tym odcinku frontu, nazywany operacją lwowsko-sandomierską rozpoczął się 14 lipca, w momencie gdy zdobyto już Mińsk, rozdzielono Grupę Armii "Środek" i "Północna Ukraina", a wojska sowieckie forsowały Bug. W jego efekcie Sowieci stanęli w połowie sierpnia pod Krosnem, a obrona niemiecka rozciągała się na linii Karpat.

Mówiąc o możliwości dotarcia wojsk sowieckich nad Ren warto zapoznać się bliżej z całokształtem sytuacji na froncie wschodnim, nie tylko na odcinku polskim. Rozpoczynając Operację Bagration Sowieci nie mogli mieć pewności, że Rumunia i Finlandia wycofają się z wojny, armia niemiecka, choć już poważnie wyczerpana wciąż przedstawiała poważną siłę, a jej pozycja strategiczna utrudniała sowieckie operacje wojskowe.

Operacja Bagration rozpoczęła się 22 czerwca 1944 roku. Spoglądając na mapę z łatwością dostrzeżemy, że jej najważniejszym celem była likwidacja "balkonu białoruskiego", w którym znajdowała się Grupa Armii "Środek". W związku z oczekiwaniami Hitlera i niemieckiego dowództwa natarcia na odcinku południowym Grupa Armii "Środek" została pozbawiona znacznej części sił pancernych. W efekcie przeciwko sowietom walczyła tam głównie piechota. Niemcy w wyniku tej operacji stracili blisko pół miliona żołnierzy. Była to największa klęska od czasu Stalingradu. Mimo wszystko Stalin nie wykorzystał powstałej luki we froncie i po zdobyciu przyczółka Moguszewskiego na lewym brzegu Wisły wstrzymał ofensywę. W trakcie bitwy pod Studziankami, zakończonej 16 sierpnia siły 8 Armii Gwardii oraz 1 Brygady Pancernej im. Obrońców Westerplatte powstrzymały natarcie niemieckich dywizji pancernych, ostatecznie zabezpieczając przyczółek na zachodnim brzegu Wisły.

Warto wspomnieć, że przez długi czas przyczółek nie posiadał połączenia ze wschodnim brzegiem. Pierwszy most pontonowy przetrwał całe dwie godziny. Zgodnie z relacją Czujkowa pierwsze siły przeprawiły się przez rzekę 1 sierpnia, a stałe połączenie między brzegami udało się osiągnąć dopiero 9 sierpnia.

Czy wojska sowieckie mogły kontynuować ofensywę?

Zgodnie z relacją Czujkowa, już w trakcie Operacji Bagration pojawiły się problemy z zaopatrzeniem wojsk. Jednym z efektów tych problemów było zwycięstwo wojsk niemieckich pod Radzyminem i rozbicie całego korpusu pancernego. Z relacji Aleksandra Łuczynskija, dowódcy 28 Armii wynika, że w połowie lipca Sowieci dokonali konfiskaty 8000 chłopskich furmanek, by umożliwić zaopatrzenie wojsk. Pomimo tego skala sukcesów tej operacji przypuszczalnie zaskoczyła samych Sowietów. W czasie krótszym niż dwa miesiące przesunięto linię frontu o przeszło 400 kilometrów. Tereny te miały bardzo słabo rozwiniętą sieć infrastruktury, a tę jeszcze dodatkowo zniszczyli Niemcy. Na obszarze tym brakowało utwardzonych lotnisk, czego efektem był brak wsparcia lotniczego nawet dla wojsk przeprawiających się przez Wisłę. Dodatkowo należy wspomnieć, że i obrona niemiecka końcem lipca zaczęła krzepnąć. W efekcie przyczółek na Narwi Sowieci zdobyli dopiero we wrześniu.

Ofensywa sowiecka zatrzymała się w połowie sierpnia. Na niektórych odcinkach walki toczono do września. Istotny był także wynik operacji lwowsko-sandomierskiej i jassko-kiszyniowskiej. Te zakończyły się końcem sierpnia przejście do dalszej ofensywy nie było możliwe wcześniej aniżeli początkiem września. Aby tego dokonać Sowieci musieliby zrezygnować z operacji nadbałtyckiej oraz wkroczenia na Węgry. Wolne siły, których by nie wykorzystano do forsowania przełęczy dukielskiej i odcięcia wojsk niemieckich na Łotwie pozwoliłyby na zebranie wystarczających sił, by impet ich uderzenia przełamał odbudowaną na linii Wisły obronę nazistów. Oczywiście przerzucenie tych sił wymagało czasu, mówimy więc o sytuacji czysto hipotetycznej.

Zgodnie z dyrektywami STAWKI 220162 z dnia 28 lipca oraz 220166 z 29 lipca wojska radzieckie po sforsowaniu Wisły miały podjąć próbę okrążenia Warszawy. Niestety nie tylko natarcie dywizji pancernych na przyczółek moguszyński, ale także problemy ze zdobyciem przyczółka na Narwi pokrzyżowały plany radzieckie. Jedynym elementem tego fragmentu operacji, który się udał było opanowanie prawobrzeżnej Warszawy. W związku ze ściągnięciem przez Niemców posiłków realizacja tego zadania w drugiej połowie sierpnia była poważnie utrudniona. Oczywiście Sowieci wciąż dysponowali wystarczającymi siłami by wesprzeć powstańców, nawet miały miejsce takie pojedyncze elementy (przyczółek czerniakowski), jednak jak wszyscy wiemy Stalinowi nie zależało na pomocy powstańcom, a zagłada Warszawy była mu całkowicie na rękę.

Nie jest jednak tematem tego artykułu analiza możliwości pomocy walczącej Warszawie przez Sowietów, a potencjał ofensywy sowieckiej na Berlin i dalej do Renu.

Jakkolwiek Sowieci byli w stanie zgromadzić w krótkim czasie wystarczające siły do przełamania obrony niemieckiej wzdłuż Wisły, tak nie można być pewnym sukcesów w dalszym toku takiej operacji. Nie poruszam oczywiście kwestii zaopatrzenia takiej operacji, ten temat poruszę później. Hitler w przypadku dalszego przesuwania się wojsk sowieckich z całą pewnością nie przygotowywałby kontrofensywy w Ardenach. Jeśli nawet wojska sowieckie rozbiłyby w pył obronę z linii Wisły, to na Odrze należałoby sie spodziewać kilkudziesięciu dywizji niemieckich. Można również przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że oddziały niemieckie próbowałyby obrony wzdłuż Bałtyku, pozostawiając sobie możliwość zamknięcia ofensywy sowieckiej w kotle. Warto także zauważyć, że Niemcy przypuszczalnie na południowym odcinku broniliby się wzdłuż Karpat, tym samym drastycznie wydłużyliby linię frontu, ze szkodą dla Sowietów (obrona w paśmie górskim wymaga zdecydowanie mniejszych sił), . Na Armię Czerwoną czekałby Międzyrzecki Rejon Umocniony, a także miasta przemieniane w twierdze, Poznań, Wrocław, Kostrzyn, a w efekcie Berlin. Pozostawienie tych miast w okrążeniu znacząco osłabiłoby siły Armii Czerwonej. Ich zdobywanie jedno po drugim zajęłoby sporo czasu. Wrocław bronił się przeszło 80 dni wiążąc blisko 100 tysięcy radzieckich żołnierzy.

W 1944 roku nie tylko III Rzeszy brakowało ludzi do walki. Również ZSRR brakowało ludzi do uzupełnień.

Od Wisły do Renu jest ponad tysiąc kilometrów. Pokonując 20 kilometrów dziennie potrzeba blisko dwóch miesięcy by pokonać tę odległość. To oczywiście pod warunkiem, że tempo natarcia byłoby utrzymane. Należy jednak pamiętać, że ofensywa ta miałaby miejsce na jesieni. Istotnym czynnikiem byłaby więc także pogoda. Przy planowaniu operacji wiślańsko-odrzańskiej zakładano, że front będzie się przesuwać z prędkością 10 kilometrów dziennie. Przy takim tempie Armia Czerwona do Renu mogłaby więc dotrzeć najwcześniej w grudniu. To wszystko oczywiście tylko i wyłącznie pod warunkiem, że wojska niemieckie nie zatrzymałyby ofensywy sowieckiej ani na Odrze, ani na Łabie.

Z punktu widzenia potencjału zbrojnego Armii Czerwonej możliwość dotarcia w 1944 roku nad Ren była tylko czysto teoretyczna. Z punktu widzenia logistycznego taka operacja stanowiła czysty absurd.

Szybko przesuwający się front powodował bardzo duże komplikacje dla Armii Czerwonej. Przykładem może być wynik bitwy pod Warszawą, gdzie II Armia Pancerna poniosła bardzo ciężkie straty. Wasilij Czujkow opisując operację wiślańsko-odrzańską zwrócił uwagę na fakt, że w związku z planowaniem postępowania frontu z prędkością 10 km dziennie pojawił się poważny problem logistyczny. Armia Czerwona pokonywała dziennie 20 kilometrów, w efekcie już pod Łodzią wojskom zabrakło zaopatrzenia. Przytoczę tu parę liczb przedstawionych przez dowódcę tyłów 1 Frontu Białoruskiego - Nikołaja Antipienkę. Na potrzeby operacji wiślańsko-odrzańskiej zgromadzono 524 tysiące metrów sześciennych drewna jako paliwo dla parowozów, 160 tysięcy ton amunicji, 60 tysięcy ton paliwa i 200 tysięcy ton żywności. Aby dotrzeć nad Ren Armia Czerwona potrzebowałaby 3 razy więcej. Dzienne potrzeby frontu mieściły się w 1000 wagonów. Zakładając nawet, że taką ilość zaopatrzenia Sowieci posiadali w swoich magazynach ( w rzeczywistości na zebranie tego potrzeba było 3 miesięcy) do przewiezienia takiej ilości materiałów potrzeba 100 tysięcy wagonów towarowych. Pojedynczy tabor kolejowy, który pomieściłby to wszystko musiałby mieć 2000 kilometrów długości. Zwrócę także uwagę na fakt, że Niemcy wycofując się niszczyli tory kolejowe i wysadzali mosty. Według Antipienki w okresie od września do grudnia Sowieci odbudowali na zajętych terenach 2803 kilometry linii kolejowych i 10770 kilometrów dróg. Bez tego zaopatrzenie Armii Czerwonej byłoby całkowicie niemożliwe.

Podsumowując. Teza przedstawiona przez panów Szeremietiewa i Szaniawskiego, o możliwości dotarcia wojsk sowieckich nad Ren w 1944 roku jest całkowicie oderwana od rzeczywistości. Nawet jeśli Wasilij Czujkow faktycznie przedstawił w swoich pamiętnikach takową (jeszcze raz proszę o bezpośrednie wskazanie źródła tego cytatu) była to z jego strony czysta figura retoryczna. Jakkolwiek pod względem potencjału zbrojnego Armii Czerwonej można snuć rozważania o kontynuacji ofensywy bezpośrednio po Operacji Bagration, tak pod względem logistycznym działanie takie było całkowicie niemożliwe. Wybuch Powstania Warszawskiego, jakkolwiek był czynem bohaterskim z całą pewnością nie ocalił Europy Zachodniej przed zalewem Armii Czerwonej. Realizacja takiego natarcia wymagałaby rezygnacji Sowietów ze zdobycia Węgier i Czechosłowacji. Patrząc na to z punktu widzenia strategicznego (w kontekście potencjalnej III Wojny Światowej) byłoby to rozwiązanie bardziej niekorzystne od zajęcia całej Europy Środkowej i wschodnich Niemiec. Co więcej Stalin w żadnym wypadku nie mógłby rozpocząć takiej operacji wcześniej aniżeli we wrześniu, tym samym oczekiwanie na ostateczną pacyfikację Warszawy (warto pamiętać, że już 9 września "Bór" Komorowski prowadził za pośrednictwem Czerwonego Krzyża rozmowy o kapitulacji) opóźniłoby rozpoczęcie takiej operacji najwyżej o kilka dni (Sowieci mogli przecież pozostawiając niewielkie siły wokół Warszawy rozpocząć ofensywę na innych odcinkach frontu)."

Na zdjęciu - Wasilij Czujkow (1900-1982), dowódca 8 Gwardyjskiej Armii.

#gruparatowaniapoziomu #historia #ciekawostkihistoryczne #1944 #bagration #drugawojnaswiatowa #romualdszeremietiew #tvtrwam
D.....o - W swoich kilku tekstach pan Romuald Szeremietiew przedstawił tezę dotyczącą...

źródło: comment_GWdMkPrUVlf45beYXJxSWtF8PAiOuhRM.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
@DonVincento: Gdzieś czytałem, ze szybkie tempo natarcia w operacji wiślańsko-odrzańskiej spowodowało chaos wśród niemieckich obrońców. Na przykład do obrony Festung Posen nakreślono trzy linie umocnień pierścieniowych wokół miasta, ale zaskoczenie szybkimi postępami Armii Czerwonej było tak duże, że pierwsza linia pozostała tylko na papierze, druga nie została obsadzona choćby w połowie, a poważnie broniła się dopiero trzecia linia fortów XIX wiecznych. Sam widok radzieckich zagonów pancernych wprawiał obrońców w popłoch
  • Odpowiedz