Wpis z mikrobloga

Przestałem oglądać ten serial po tym sezonie w którym Sansa z Mamympalczakiem wypchnęli jej ciotkę przez tę dziurę w podłodze jej zamku, ale wciąż sledze sobie na YT fragmenty i zauważałem pewną rzecz, która po czasie strasznie irytuje.

- Bitwa pod tym wielkim lodowym murem. Dzikusy z gigantami oblegają tą ich całą straż. Klęska jest już prawie pewna... i nagle pojawia się wielka armia konnych rycerzy i pokonują oblegających.

- Denerys oblegana w jakimś tam mieście. Spuszcza smoki na oblegających, a zza horyzontu nadjeżdżają hordy Dothraków. Zwycięstwo Denerys.

- Obrona stolicy. Tyrion odwodzi obroną. Palą tym zielonym ogniem połowę inwazyjnej floty. Druga połowa ląduje i wywiązuje się bitka. Tyrion inkasuje bułę na ryj. Bitwa już prawie jest przegrana... i nagle przyjeżdża Senior rodu Lannisterów i rozjeżdża lamusów. Zwycięstwo!

- Ta bitwa w której dzikusów otoczyli pikinierowie. Walka trwa, góra trupów rośnie. Już prawie klęska i koniec. A tutaj przyjeżdża Sansa z Małympalczakiem z rycerzami z Zasiedmiogórogrodu i pokonuje tych pikinierów.

- I teraz znowu nikt nie zauważył setek tysięcy Dothraków którzy przepłynęli morze, przeszli pół kontynentu i zaatakowali Lannisterów?

Kurdę, latający smok mi nie przeszkadza, ale te ciągłe niespodzianki z armią pojawiającą się z czapy całkowicie niszczą imersję. Jestem w stanie uwierzyć że latająca jaszczurka przemierzy niezauważona setki kilometrów dziennie, ale tysiące rycerzy?
#gameofthrones
  • 1