Wpis z mikrobloga

Ostatnimi czasy dosyć często odwiedzam szpital, właściwie mówiąc gabinet chirurga. Chciałem się z Wami podzielić pewnymi przemyśleniami. Nie będę mówić o swoich dolegliwościach - bo to temat na całkowicie inny wpis - lecz obserwacjach, jakie poczyniłem przez kilka ostatnich wizyt w szpitalnej poczekalni.

Przyjęło się, że szpitale w Polsce to prawdziwa katorga. Ja również, za opinią wielu moich znajomych, miałem wrażenie, że publiczna służba zdrowia chce nam celowo zrobić na złość dłużącymi się terminami wizyt i wielogodzinnymi posiedzeniami w poczekalni. Dziś, po mojej ostatniej wizycie zmieniłem zdanie i doszedłem do paru wniosków.

Ludzie zachowują się jak bydło. I to jedno zdanie wystarczyłoby, by podsumować to, co codziennie dzieje się w wielu szpitalach w Polsce. Notorycznie dochodzi do sytuacji, w których ludzie - nazwijmy tych ludzi pacjentami - nawzajem sobie szkodzą swoją głupotą. Kilka przykładów:

- Zawsze, ale to zawsze trafi się ktoś kto się spóźnia na wizytę. Ja rozumiem, że można utknąć w korku ale wypadałoby to uwzględnić, np.: wyjeżdżając wcześniej, by w szpitalu być te 30 minut przed czasem. Ale nie... w Polsce jak w lesie obsranym gównem. Przychodzi taka księżna Diana 5 minut po czasie i ma pretensje do całego świata, że ktoś wszedł przed nią. Oczywiście musi podzielić się swoimi przemyśleniami na głos, ze wszystkimi innymi pacjentami w poczekalni. Jak już gabinet się zwolni to na 99% taka osoba będzie się wpychać do środka z tłumaczeniami, jednak równie często zostaje wyproszona na koniec kolejki. I znów sie zaczyna pokłosie debilizmu, którego musi słuchać cały blok.

- Nie potwierdzanie obecności. Jeśli zarejestrowaliśmy się w szpitalu to wypadałby zgłosić swoją obecność w recepcji. To kolejny częsty błąd. Ludzie od razu pchają się do gabinetu i zostają z niego wypraszani, by potwierdzić obecność. Kiedy wracają, okazuje się, że kolejka poszła dalej. I znów zaczynają się pretensje i obwieszczenia. Nie każdy może o tym wiedzieć aczkolwiek Panie w recepcji powtarzają to za każdym razem podczas rejestracji i wejścia do budynku szpitala.

- Dzieciaki. Wróć, rozwydrzone bachory. Często natrafiałem na wesołe rodzinki z dziećmi, które nie potrafiły upilnować pociech. Te biegały po całym korytarzu, darły się bardzo głośno, bądź dokuczały innym pacjentom. Rodzice często to ignorowali bądź byli bierni. Na miłość boską - jeśli nie umiesz upilnować swojego dziecka to nie zabieraj go ze sobą do szpitala. Tutaj też odniosę się do tego, że i owszem, zdaje sobie sprawę, że pozostawienie takiego 8 latka samego samemu sobie może nieść pewne problemy... ale to w jaki sposób zachowuje się ten mały gałgan zależy tylko i wyłącznie od Ciebie więc naucz go kultury. Najgorzej jak takie dzieciaki dobiorą się w grupę i wspólnie szturmują korytarze szpitala.

- "Ja wejdę tylko o coś zapytać". Klasyka. Jak chcesz o coś zapytać to pytaj na recepcji albo wyjazd na koniec kolejki i czekaj. Ilekroć byłem w szpitalu, to zawsze ktoś nie proszony szarpał klamkę i wkładał łeb do środka.

- Wpychanie się w kolejkę. Nie zawsze zdarza się, że lekarz wywołuje pacjenta z imienia i nazwiska. W takich przypadkach często dochodzi do sytuacji, w których ktoś brzydko mówiąc #!$%@? się w kolejkę. Często jest tak, że zapytani o godzinę wizyty kłamią w żywe oczy. I robią to z uśmiechem na ustach. Jednego razu byłem pierwszy (wizyty od 12:00, ja jako pierwszy) i przychodzili ludzie, którzy twierdzili, że są z 11:20. Bydło

Mógłbym tak jeszcze długo o tym rozprawiać, bo sytuacji było więcej, a ja nie mam teraz czasu by opowiedzieć Wam o wszystkim. Mam tylko jedną myśl - ludzie sami sobie szkodzą i z własnej winy ich przygody w szpitalu wyglądają tak jak z tych wszystkich opowiadań. Osobiście - w miły i uprzejmy sposób - załatwiłem swoje sprawy i jestem zadowolony. I to nie chodzi, że mnie się udało a innym nie. To wina tylko i wyłącznie głupich, kobinujących na każdym kroku ludzi.

#szpital #opowiadanie #historia #obwieszczenie #ogloszenie #glupieludzie
  • Odpowiedz