Wpis z mikrobloga

Przyjaciel żenił się i poprosił o zrobienie zdjęć.
Wybrał mnie, gdyż podziwiał moje fotografie przyrody, lasu i dzikiego ptactwa. Wszystko przebiegało rutynowo aż nadszedł moment założenia obrączek i wypowiedzenia formuły zaślubienia. Jak na tamte czasy (2009) miałem wysokiej klasy puszkę: Canon PowerShot SX10 IS i nic nie zapowiadało katastrofy.
W momencie gdy Młodzi zbliżali się do księdza, ja na szybkiego zrobiłem makro na niepodpisane papiery (chciałem w gimpie utworzyć jakiś podpis w stylu "kartki białe dziewicze, zaraz dziewczę cię zaliczę" czy coś). Wtem okazało się, że zapomniałem jak wyłączyć makro. Byłem głupi bo chciałem wyglądać PRO i udawałem, że im robię zdjęcia a na serio w panice klikałem po menu. Widząc, że już podnoszą obrączki zrobiłem ..... reset aparatu! Pot chyba zaczął przepalać mi koszulę a ja patrzyłem się jak pajac w klepsydrę na LCD. Młodzi zakładali obrączki!!! Znowu udawałem, że cykam, z doskoku, z boku od dołu ... a reset trwał bo coś się kurna zawiesiło :(
W końcu wstali a ja będąc blisko postradania zmysłów, ujrzałem na LCD obraz z wizjera i ratującą życie zieloną ikonkę AUTO. Było za późno. Było po wszystkim, właśnie wstawali już zaślubieni!
Nagle w ultrakrótkim momencie w przypływie potrzeby bycia uczciwym, usprawiedliwienia się przed samym sobą, ZROBIŁEM ZDJĘCIE PUSTEGO OŁTARZA i to z taką miną, która mówiła - "spójrz robiłem co mogłem, to wasza wina, że poszliście tak szybko".
Dalej było wesele. Moja pucha banglała na cztery bateryjki AAA, musiałem po nowe skoczyć autobusem na stację benzynową (nie miałem nigdy auta a bolące sumienie sprawiło, że podziękowałem za podwózkę każdemu po kolei).
Finał możecie sobie wyobrazić... w trakcie wesela cierpiałem męki, bo jak niby mam się usprawiedliwić? Nie mogę nawet za bardzo nakłamać, ze strachu nagadałem wszystkim, że zdjęcia wyszły ostre i tylko wymagają podrasowania na Gimpie i kategorycznie nie wolno mi ich pokazać, bo tak mówi etyka zawodowa fotografa (cozazjeb.exe).
To była najgorsza noc w moim życiu, ze strachu nie zrobiłem na weselu ani jednego zdjęcia, 1/3 czasu przesiedziałem w kiblu i tłukłem się w głowę.
Pan młody zwęszył, że coś nie gra, zaoferował pomoc i wspólnego kielicha na boku (wiem stary, że masz ciężko, życie jest choojowe i takie tam, zapłacę ci ekstra 500zł za te foty bo jesteś moim kumplem od dzieciaka...). Wpatrywałem się w niego wzrokiem tak tępym, że aż zatrząsł się w sobie. Widać to było. Wyswobodził się z mojego towarzystwa pod jakimś pretekstem, na odchodne krzyknął, że chciałby abym już kamerował węża, bo grał cover Maryli Rodowicz ("pamiętam był ogromny mróz od Cheetaway do Syracuse"). Dżdżownica przetaczała się po sali podnieconym slalomem, oddałem moją puszkę młodszemu bratu ("filmuj węża, tylko pamiętaj to idzie na Adobe Premiere, chcę mieć z tego teledysk") surowo rozkazałem tonem co najmniej laureata Oskara, ale brat nie przejął się tym wcale, bo tylko nazwał mnie debilem (jak zwykle) i zażądał połowy mojej gaży. Umyślnie obiecałem mu 3/4 domyślając się, że o żadnej gaży nie będzie raczej mowy.
Pod koniec chciałem zasięgnąć ostatniej deski ratunku i wpadłem na kretyński pomysł. Na werandzie, gdzie zgromadziliśmy się wianuszkiem - najbliżsi przyjaciele Młodych, podjąłem gadkę na temat wartości ślubu bez zdjęć xD, że niby najważniejsza jest pamięć, że w Hollywood trwa szał na śluby bez fotografa xD - robiłem tak z siebie balona, aż młody wykrzyknął, że oni nie wyobrażają sobie nie mieć zdjęć, że jestem najlepszym artystom (był już spity) i gdybym teraz stracił te pliki to by mnie zrzucił ze skały :( Uśmiechnąłem się tylko głupio, bo boję się pijanych ludzi i zapewniłem go, że "wszystkie węże i kręciołki ciotki Ali masz jak w banku" xD. Zmierzył mnie groźnie oczami, chwycił żartem ale z wielką siłą za kark i potrząsając zapytał o fotki z przysięgi. Odrzekłem, że wyszły świetnie....
Po tym wszystkim zwlekałem TYDZIEŃ z powiedzeniem prawdy, spałem do późna i otępiałem się. Ostatecznie zrobiłem coś co mnie pogrążyło do końca na wszystkich frontach.... nasze matki znały się od dawna. Wypłakałem się swojej, zaklinałem na pamięć dziada, błagałem na kolanach aby poszła do nich do domu i wytłumaczyła się w moim imieniu.
W godzinę po jej wyjściu usłyszałem gasnący silnik i łomotanie do drzwi, to był mój ex-przyjaciel.
W progu zażądał płyty CD z fotkami. Fioletowy ze strachu, obsługiwałem nagrywarkę a on stał nade mną i patrzył się jakby z zaciekawianiem, nie mówiąc ani słowa. Spociłem się wtedy jak świnia, pod pachami i nawet w kroku. Z powodu silnego strachu zobaczyłem przed oczami zielone plamy.... W końcu CD osiągnęło 100%, podałem mu ją, wstał, ruszyliśmy do wyjścia. Za progiem zapragnąłem coś powiedzieć, sam nie wiem co, obojętnie aby rozładować napięcie.
Nie zdążyłem wydać z siebie tchu bo on wziął zamach... dostałem trzy potężne liście w pysk, aż mnie morda zapiekła a z oczu pociekły łzy.
( ͡° ʖ̯ ͡°)

#pasta
  • 2