Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirki i Mirabelki,

Właśnie kończy się mój ponad 7-letni związek (i prawie 2-letnie małżeństwo). Mamy rocznikowo po 26 lat, ona dla mnie
była pierwszą i jedyną partnerką.

Było świetnie poza pewnymi problemami. Nie pamiętam, po ilu latach to było, ale bodajże ok. po 2 latach związku
zauważyłem, że moja dziewczyna sporo lubi pisać z innymi osobami spotkanymi przez gry online (dużo grywaliśmy wspólnie).
Jako, że byłem i w sumie nadal jestem chorobiliwie zazdrosnym typem, bardzo negatywnie wpływało to na moje samopoczucie,
widząc jak ona porusza z tymi osobami tematy, których nie powinna była poruszać. Potem standardowe chichranie się do
telefonu, chowanie rozmowy jak wchodziłem do pokoju i półprawdy z jej strony, gdy wypytywałem.

Postanowiłem, że skoro od niej nie mam co liczyć na szczerość, to muszę sam zacząć weryfikować fakty, więc zacząłem
śledzić ją na własną rękę.

Pewnego razu wracała jakiegoś spotkania ze znajomymi ze szkoły i była trochę wstawiona (wymienialiśmy SMSy). Wróciła do siebie do domu i od
razu zobaczyłem że weszła na Steam, a było dość późno. Wydało mi się to podejrzane, więc wbiłem na jej konto bodajże przez telefon,
tak że byliśmy na nim obydwoje zalogowani (ona o tym początkowo nie wiedziała) i widziałem na żywo jej rozmowy. Chwilę później stałem się świadkiem sex czatu
pomiędzy nią, a jakimś gościem, którego nawet nie kojarzyłem. Ogólnie jedno z najgorszych uczuć, jakie doświadczyłem.
Po jakimś czasie, gdy nie miałem wątpliwości co do tego, co się dzieje, nie wytrzymałem i wyleciałem na nią. Natychmiast
przerwali rozmowę (napisała gościowi "czekaj" xd) i zaczęła mi się tłumaczyć. Następnego dnia przyjechałem do niej
przeprowadzić rozmowę. Wtedy po raz pierwszy brałem pod uwagę zostawienie jej, ale standardowo z jej strony pojawił się
płacz, obiecanki że już to się nie powtórzy, itp. Pomimo, że czułem się jak gówno i nie patrzałem na nią jak na niewinną
osobę, jaką przed tym incydentem dla mnie była, postanowiłem że dam jej szansę.

Ok. 2-3 lata do przodu, po zaręczynach. Widzę powrót jej zachowania, że dużo pisze z innymi osobami (mieszkaliśmy już
razem). Pewien nick pojawia się nader często, więc zapala się mi lampka ostrzegawcza. W międzyczasie znowu chodzę
przybity, bo ten schemat wydarzeń był mi już znany. Wspominałem, że jestem w takich sytuacjach zazdrosny? Nie wiem ile to
trwało, nie dochodziło między nimi do erotycznych rozmów, ale widziałem, w jakim kierunku to zmierza, więc pewnego razu
znowu jej to wygarnąłem, po czym obiecała natychiast zerwać z gościem kontakt i nigdy więcej już tego nie robić. Nie
jestem pewien czy moja pamięć mnie nie myli, ale wtedy być może ostrzegłem ją, że przy następnej takiej sytuacji to
będzie koniec związku, nie ważne czy przed ślubem, czy po. Więc jako tako tym razem do niczego nie doszło, ale nie
podobało mi się, że znowu musiałem ją pilnować.

Apropo pilnowania, dodam że za każdym razem po jej przeprosinach, itd. starałem się obdarzać ją pełnią zaufania.
Śledzenie/pilnowanie partnerki nie jest ani trochę przyjemne i bardzo czasochłonne. Zawsze gdy chciała wyjść na
imprezę/dancing/piwo z koleżankami, NIGDY nie miałem do niej o to pretensji, nie robiłem wyrzutów. Jedynie, jak robiło
się późno, np. 1-2 w nocy to wykonywałem telefon kontrolny, czy wszystko w porządku i kiedy mniej więcej planuje wrócić.
Nie chciałem, żeby czuła się ograniczana/kontrolowana. I naturalnie nie sprawdzałem jej czatów/telefonu. Po prostu
widziałem, że jest ze mną szczera. Jednocześnie NIGDY nie podejmowałem działań, przez które ona mogłaby się poczuć
zazdrosna (flirtowanie z innymi kobietami w realu/online, dopuszczanie do sytuacji, które mogłyby doprowadzić do czegoś
konkretnego). Bardzo mnie bolało gdy ona mi to robiła, a nie jestem
mściwy więc nie odwzajemniałem jej tej wątpliwej przyjemności. I byłem kompletnie transparentny. Miała nieograniczony
dostęp do mojego telefonu i komputera - bo wiedziałem, że nie mam nic do ukrycia i z wiernością nie miałem nigdy
problemów. Był to dla mnie pewien powód do dumy, tym bardziej, że wydawało mi się, że ona to docenia.

To, co opisałem do tej pory, pamiętam trochę przez mgłę. Teraz przejdę do punktu kulminacyjnego, czyli ok. 2 miesiące
temu (ok. 1.5 roku po ślubie).

Ostatnimi miesiącami obydwoje byliśmy zapracowani (ona znalazła sobie słabo płatną pracę biurową, pomimo to, że
wielokrotnie mówiłem jej, że nie musi pracować, bo bez problemu utrzymywałem nas obojga - ona zarabiała ok. 1500zł
netto, a ja w zależności od miesiąca od 5-15 razy tyle). Naturalnie, mieliśmy przez to mniej czasu dla siebie.
Jak to zimową porą u nas bywa, sporo czasu spędzaliśmy na graniu online.
W sumie to możnaby powiedzieć, że obydwoje złapaliśmy konkretną fazę. Ona, jak to osoba bardziej
towarzyska z naszego dwojga, znalazła sobie grupkę osób,
z którymi rozmawiała na TeamSpeak, ale była dla mnie bardziej otwarta, pokazując mi, że od początku uświadamia osoby,
które wysyłają je jakieś sygnały, że ma męża więc raczej nie mają na co liczyć. Bardzo mnie to cieszyło, bo w końcu
zobaczyłem u niej jakąs pozytywną zmianę w tej kwestii. I siedząc obok, faktycznie widziałem że były tym razem niewinne rozmowy,
więc byłem spokojny.

Z pracy wypadła mi delegacja na weekend, wyjazd w piątek rano i powrót w poniedziałek po południu. Pożegnaliśmy się, i
generalnie przez cały wyjazd pisaliśmy do siebie. W dzień powrotu napisała mi, żebym nie był
zły ale zalała laptopa martini. To tylko rzecz, a laptop się nie zepsuł, tylko klawiatura się pokleiła, nawet mnie to rozśmieszyło, bo wiem że
ona bywa trochę niezdarna i zdarza się jej coś przewrócić/upuścić (jak widziałem że trzyma picie w pobliżu
laptopa, to jej to z automatu przestawiałem, więc "a nie mówiłem?"). Potem pomyślałem, że czemu ona będąc sama w domu
pije martini? I nie dawało mi to spokoju, miałem złe przerzucia.

Gdy przyjechałem do domu, pierwsze co zrobiłem to uruchomiłem jej laptopa i zaczałem sprawdzać maila/czat na Steam w
poszukiwaniu wiadomo czego. Nic nie znalazłem - ale przypomniałem sobie, że po jej ostatnim wybryku włączyłem w
TeamSpeaku opcję zapisywania czatu do pliku i tak już zostało. Znalazłem zapisane czaty, w tym jeden z
datami, gdy byłem na delegacji... Szybko przejrzałem jej wielogodzinne rozmowy z gościem, bo było tego sporo, a ona
mogła lada chwila wrócić, i momentalnie złapałem doła. Pamiętam, że pierwsze co zrobiłem to wziąłęm tydzień wolnego w pracy.
Bez wątpienia zdradziła mnie z gościem, tym razem nie był to tylko czat, ale także seks przez kamerkę... A poznali się
zaledwie 2 tygodnie przed tym incydentem, więc tylko tyle czasu potrzebowała. Skopiowałem tylko wszystkie rozmowy (dla
bezpieczeństwa w kilka miejsc) i położyłem się do łóżka, pod pretekstem zmęczenia. Ona przyszła jakgdyby nigdy nic,
przytulanie, seks i wszystko super. Pewnie zapytacie, skoro gadali głosowo, to czemu pisali? Otóż on mieszkał razem z
żoną i dzieliła go od niej tylko ściana, więc dlatego oglądali się przez kamerkę, a konwersacja odbywała się pisemnie,
na moje szczęście.

Wieczorem gdy weszła do domu, zapytałem się jej, czy ma mi coś do powiedzenia. W tym momencie ona już wiedziała, że ja
wiem, więc zaczęła od "tak, w sumie chciałam o tym porozmawiać" - w co oczywiście nie wierzyłem i nie wierzę. Rozmowa
była krótka, ale powiedziałem jej, że dla mnie to oznacza rozwód i zależy mi na szybkim załatwieniu sprawy. Że kasę
podzielimy po równo, chociaż nie uważam że ona się przyczyniła w takim stopniu do powstania tego majątku. Nie posiadamy
żadnych nieruchomości na własność, ani kredytów czy innych zobowiązań, ani dzieci, więc sytuacja idealna do rozwodu.

Nastały ciche dni, ona chodziła do pracy, a ja generalnie następne 4 dni spędziłem w łóżku. Miałem trochę czasu żeby
dokładniej zaznajomić się z jej rozmowami. Gość, z którym mnie zdradziła, był żonatym Polakiem, mieszkającym w Norwegii. I generalnie
zadurzyli się w sobie, chociaż dla mnie nie różniło się to niczym od naszych początków. Potem odkryłem, że
pisała też równolegle z drugim gościem z Polski. W podobny sposób, ale ostatecznie do czegoś konkretnego tutaj nie
doszło (albo nie zdążyło dojść). Więc skupmy się na Polaku z Norwegii, a raczej na fakcie, że był żonaty. W jego związku się nie układało, ogólnie
miał plan się rozstać z żoną ale czekał na wygodny dla siebie moment. Postanowiłem go w tym uprzedzić. Z rozmów niestety
nie wynikało na korzyść tej sprawy zbyt wiele - miałem jego nick, imię, kraj zamieszkania i jedno stare zdjęcie.
Po kilku godzinach gromadzenia faktów i przeczesywania Internetu znalazłem jego Facebooka, potem Facebooka jego żony.
Jak się potem okazało, trudniejsze od znalezienia jego żony było nawiązanie z nią kontaktu. Nie mogłem zaprosić jej do
znajomych z mojego konta, bo wyświetlenie się faktu o zawarciu znajomości na jej tablicy mogłoby wzbudzić podejrzenia
jej męża. Nie mogłem napisać bezpośrednio nie będąc znajomym, bo wtedy rozmowa wyświetla się w miejscu, gdzie
praktycznie nikt nie zagląda. Użyłem fake'owego konta, niestety nie akceptowała mojego zaproszenia. Jej siostra
natomiast miała stronę firmową, gdzie mogłem napisać do niej przez czat. Prawie zostałem olany (fake'owe konto widocznie
nie wyglądało zbyt wiarygodnie, ale udało mi się ją przekonać, żeby dała cynk swojej siostrze). Powiem wam, że po raz pierwszy
od kilku dni przestałem czuć się jak gówno, gdy mi podziękowała za te informacje.

W czwartek wieczorem postanowiłem, że zagram sobię partyjkę w CSa. Mniej więcej w tym
samym czasie obok mnie siadła moja żona chyba z podobnym zamiarem. W tym momencie widzę, że pisze do niej ten gość, i
mówi że muszą jak najszybciej pogadać. Ona mu pisze, że ja widzę, że on do niej pisze xD. A on żeby mu dała numer
telefonu i wyszła z nim pogadać, co też zrobiła. Nie było jej chyba z pół godziny, ale wróciła wkurzona na mnie. "Nie
sądziłam, że jesteś do tego zdolny" xDDD. Ogólnie miała do mnie pretensje, że śmiałem powiedzieć jego żonie, bo on
przecież miał zamiar sam to zrobić!!!!1. Nie będę przytaczał tej rozmowy, pamiętam tylko że moja mimika przypominała xD,
a mój mózg rapował (generalnie miałem mega satysfakcję z tej rozmowy). Moja żona wzięła walizkę i powiedziała, że jutro
wróci po resztę rzeczy. Powiem wam, że czułem się z tym mega dobrze.

Rozpisałem się trochę w sumie, a sporo czasu mi na to idzie. Tak czy owak przejdę szybko do
tego jak sytuacja wygląda teraz. Żona najpierw wróciła z podkulonym ogonem i prosiła o przebaczenie. Powiedziałem, że
warunki konieczne do kontynowania tego związku to a) podpisujemy intercyzę, b) żadnych dzieci przez najbliższe 5 lat, bo
nie mam zamiaru przez jej wyskoki spieprzyć życia niewinnej osobie, c) chcę zobaczyć u niej chęć poprawy. Potem przez 2
tygodnie było bardzo dobrze, aż do czasu aż pokłóciliśmy się, w sumie o pierdołę. Ale prawie nie rozmawialiśmy i
unikaliśmy się przez ostatnie tygodnie, Wielkanoc spędziliśmy oddzielnie. Kilka dni temu mieliśmy krótką rozmowę, ona
teraz też chcę rozwodu. Mówi, że nie podoba jej się, że zaniedbuję obowiązki domowe, że ona nie dość że pracuje, to musi
jeszcze większość rzeczy robić w domu. Że poświęcam jej za mało czasu, a za dużo swojej pasji (programowanie).
Przyznaję, że też jestem winny, ale jeżeli jest aż tak nieszczęśliwa, to czemu po prostu wcześniej mnie nie zostawiła,
tylko bawiła się w skok w bok? W przyszłym tygodniu zmieniam miejsce zamieszkania, podpisujemy ugodowo podział majątku wspólnego i idę do sądu złożyć
pozew o rozwód.

Co sądzicie o tej sytuacji?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
  • 52
  • Odpowiedz
No niezła jest skoro żonka a tak się lubi bawić z innymi, a o zaniedbaniu jej mogła z tobą pogadać a nie robić jakieś chore akcje ( ͡° ʖ̯ ͡°)
  • Odpowiedz
@panjerzyduzomierzy: jesli rozmowy nie przynosza efektu i ktoras ze stron w zwiazku jest mocno niezadowolona to sa dwa wyjscia albo ten zly czas przeczekac albo zerwac. (Skoro praca nad polepszeniem sytuacji w zwiazku jest niemozliwa lub nie przynosi efektu). Szukanie bolca/pieroga na boku jest motzno slabe.

I na koniec:
Bylabym tego samego zdania, co Ty, gdyby nie fakt, ze op wspominal kilkukrotnie o tym, ze panna w taki czy inny
  • Odpowiedz
za każdym razem po jej przeprosinach, itd. starałem się obdarzać ją pełnią zaufania


@AnonimoweMirkoWyznania: Błąd. Na zaufanie trzeba sobie zapracować. A po dwukrotnej utracie zaufania traktowałbym typiarę jak człowieka niegodnego zaufania. Na zasadzie: ostrzezenie, żółta kartka, czerwona kartka i wylot z boiska - dożywotni.

"Nie sądziłam, że jesteś do tego zdolny" xDDD. Ogólnie miała do mnie pretensje, że śmiałem powiedzieć jego żonie, bo on przecież miał zamiar sam to
  • Odpowiedz
Mamy rocznikowo po 26 lat, ona dla mnie

była pierwszą i jedyną partnerką.


@AnonimoweMirkoWyznania: I to jest chyba błąd. Myślę, że pierwsze związki nigdy nie są najlepsze. Dopiero z czasem (może za drugim razem) człowiek wie czego rzeczywiście potrzebuje i znajduje sobie lepszą partnerkę/partnera.
  • Odpowiedz