Wpis z mikrobloga

Oscylatoropia - Wyścig z czasem.

"W życiu różnie bywa, jedni mają lepiej inni gorzej, a jeszcze inni mają #!$%@?."

Poranne słońce obudziło mnie tego dnia około 13. Pierwsze spojżenie na biały rozświetlony słońcem sufit zakonczyło się agonicznym wymamrotaniem - o #!$%@?. Oczy odruchowo prubowały się zamknąć ale nie. Trzeba walczyć, żeby żyć. Chciałem powiedzieć coś jeszcze ale czując jak jezyk przykleił mi sie do podniebienia z powodu odwodnienia organizmu, pomyślałem, że zamiast coś powiedzieć to coś pomyśle. Lecz prubując wniknąć w wnętrze swojej jaźni dało się jedynie słyszeć takie badabum... szuuuu... . Postanowiłem jeszcze chwile poleżeć ze wzgledu na te szumy , być może wczorajszego dnia jakimś zbiegiem okoliczności moja głowa stała sie przekaźnikiem fal od inteligentnej obcej cywilizacji. A może to inteligencja była obca. W każdym razie musiałem przerwać swoje rozważania bo ból istnienia dał o sobie znać. Czułem , że zaczynam umierać, być może proces umierania był już w bardziej zaawansowanym stadium niż początkowe albo już tak dużo umarłem , że straciłem początek.

Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do lustra. Tu doznałem szoków. Pierwszym szokiem było zobaczenie tej umierajacej postaci w lustrze. Nie będę opisywał szczegółów, być mogą one zbyt drastyczne dla statystycznego człowieka niezaznajomionego z prozą życia, mną też ten widok wstrząsną nielekko. Drugi szok przyszedł dopiero po kilku chwilach kiedy uswiadomiłem sobie , że ta postać w lustrze to ja.Jeszcze na wszelki wypadek wykonałem werytykalny ruch reką żeby sie upewnić. Czasami w życiu robimy coś co niby nie ma wiekszego sensu ale pewnego dnia potrafi uratować nam życie. Tak własnie stało się przez kolekcionowanie filmow z Chuckiem Norrisem .Nagle pośród tych szumów i brzdęków usłyszałem w głowie jego głos - Walcz. Może głos do końca nie był jego bo był to głos Tomasza Knapika przez to, że wszystkie filmy jakie miałem były z lektorem. Ale wiedziałem , że to mówi sam Chuck Noris tylko nie swoim głosem. Zresztą w każdym obudziła by się jeszcze jedna iskra życia gdyby coś takiego usłyszał.

Czas uciekał umieranie się potęgowało. Poczułem coś dziwnego przechodzącego przez moją dłoń jakąś nieznaną energie. Uniosłem ją ostatkiem sił poziomo i zaniemowiłem. Dłoń drgała, samoczynnie być może właśnie szukała odpowiedniej czestotliwości. Przed oczami staną mi Nikolas Tesla i jego oscylator. Nie wiele pamietałem z wczorajszego dnia, praktycznie nic. A co jeśli zamieniłem się w ludzką wersje oscylatora ? Jeśli dam ręce troche czasu blok może się rozlecieć w drobny mak. Ja zgine ale też niewinni ludzie, a co jeśli drgania dostosują sie do tych ziemskich ? Cała planeta jest w niebezpieczeństwie. Musze się spieszyć, z wrażenia zabrakło mi oddechu, a ,że sliny w ustach brakowało mi juz od jakiegoś czasu zaczałem wydawać odgłosy niczym zawodowy gruźlik.

Postanowiłem nie ruszać się zbyt szybko i nieroztropnie, żeby przypadkiem nie przyspieszyć dostrajania sie drgań. W ciągu następnych kilku minut i kilku kroków udało mi się dostać do kuchni. otworzyłem lodówke. Każdy zna to uczucie, kiedy zauważamy , że coś dla nasz w życiu ważnego skonczyło się w najmniej odpowiednim momencie. Jedni odrazu pomyślą o papierze toaletowym ale to nawet nie było blisko. To było jak koniec życia spłuczki, gdy jestes u swojej nowo poznanej drugiej polowki. Klocek wyglada jak obrady sejmu ( czyli że w srodku jest gowno i na około też tylko takie kropeczki oglnie to wszedzie ) a za drzwiami na swoją kolejke czeka jej ojciec. Tak lodówka była pusta. Serce zaczeło mi bić szybciej. Czułem już jak podłoga też się trzęsie.Jedna z moich dłoni wylądowała w kieszeni. Jest jeszcze nadzieja. Wtedy zadałem sobie pytanie czy poszedłem spać ubrany, czy może ubrałem się do snu. Ale nie było już czasu na pytania czas naglił. Ja, ludzie w okół, świat wszystko było w niebezpieczeństwie.

Po 10 minutach udało mi się zamknąć drzwi na klucz. Drugie tyle spędziłem prubując je otworzyć gdyż okazało się, że nie wyszedłem z domu ale sie udało. Schody pokonałem w miare szybko, siła grawitacji i odpowiednie zabezpieczenie się przylgnięciem do poręczy dały dobry skutek. Kiedy tak sunąłem w stronę parteru, spotkałem sąsiadkę, która zamiast powiedzieć mi dzieńdobry przeszła tylko obok ze spuszczoną głową i wystraszoną miną. Więc jednak to się dzieje naprawde, oscylatoruje sie. To dla tego miałem kłopoty z rozpoznaniem sie w lustrze, a skoro ja miałem problemy to co dopiero taka sąsiadka.
Kiedy już stałem na dole trzymając sie klamki drzwi wejsciowych od klatki wiedziałem ,że nie ma odwrotu. W kilku następnych chwilach w moje nozdrza uderzyło świeże powietrze.Dobrze , że wciaż trzymałem tą klamke bo gotów bym jeszcze był sie przewrócić. Obejrzałem się przez ramie, kilka kroków za mną były drzwi od klatki, a w mojej dłoni została klamka. To drgania powiedziałem do siebie i ruszyłem przez podwórko.
Wszystko szło dobrze do czasu, aż wyszedłem do cywilizacji, czyli na ulice. Świadom odpowiedzialności jaka na mnie ciąży. Głowe miałem opuszczoną z wzrokiem wbitym w chodnik, szukając wzniesień które mogły by niechybnie zakończyć moją misje. Postanowiłem też dla zwiększenia bezpieczeństwa nie unosić zbyt wysoko nóg, w zasadzie to wogle ich nie unosić by zachować odpowiednią przyczepność. Kurczowo sciskając w reku klamke, niczym tonocy brzytwe. Wtedy dostrzegłem też. że masa ludzka przesuwająca sie chodnikiem wiedziała już jaką mam misje. Ludzie rozstępywali się przedemną dając mi więcej miejsca tak bym mogł przyspiewszyć swoj marsz. Najpewniej nie chcieli się dostać w zasieg Oscylatoryzacji, byc może smierć taka była by jeszcze okrutniejsza od spagettyfikacji. Po kilku metrach dobrnałem do przejscia. Napiąłem mięsnie szyji niczym Pudzianowski w spacerze farmera i uniosłem głowę żeby sie rozejrzeć. I tu nikt mi nie uwierzy samochod sie zatrzymał, wzruszyłem się, jest jeszcze nadzieja, nie zginiemy. Z moich oczu zaczeły mimowolnie płynąć łzy, ale klakson szybko mnie wyrwał z tego apatycznego stanu i przelazłem na drugą strone ulicy.

Stałem przed sklepem. Jeszcze tylko kilka schodków i drzwi do przebycia. Zauważyłem też w oddali jakąś postać, tak to był ktoś cierpiący na Oscylatoropie tak jak ja. Więc być może to sie dzieje we wszystkich cześciach globu. No nic, wszedłem do środka. Stanąłem przy ladzie ponieważ nie było nikogo innego. Pani ekspedientka popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem rzucając - A co się pan tak trzęsie ?. Może kobieta stoi tu od rana i o niczym nie ma pojęcia, ale dowie sie z radia czy telewizji, zresztą teraz nie ma czasu, żeby jej to tłumaczyć los ludzi, ziemi jest ważniejszy. Położyłem klamkę na ladę, żeby móc sięgnąć do kieszeni. Pani za ladą jak by sie odsuneła , być może moje drgania tak się nasiliły, że zostały już tylko sekundy. Wymacałem bilon który zacisnałem w garści rzucając na ladę ostatkiem sił.- Piwo poprosze ! udało mi się wykrztusić chociaż liczyłem na to, że zabrzmi to bardziej dumnie. Ona lekko skonfudowana siegneła do zamrażarki po zimną butelke, stawiając ją przedemną na ladzie, po czym zaczeła przeliczać drobne które wcześniej wysypałem. Nie czekając długo chwyciłem za butelke, a drugą dłonią za klamkę i po chwili dało sie słyszeć syk gazu wydobywający sie z pod kapsla. Po czym bez namysłu przyłożyłem butelke do ust i zaczałem sączyć. - Tak nie można, policje wezwe! Gdzie mi tu pan pije ?! Proszę się wynosić słyszałem ale nie przestawałem pić. Niczym trzecioklasista na swojej pierwszej oranżadzie z ojcem. Po kilku sekundach odstawiłem butelke, usmiechając sie do niej i mowiac. - Własnie uratowała Pani świat.
Nie słyszałem co mi odpowiedziała, tylko zerknałem na zegarek wiszący za ladą. Czternasta siedem. Niby zwykła godzina , a tak naprawde najważniejsza w moim życiu, innych też ale raczej dzieci nie przeczytają o niej w ksiażkach od historii. Jeszcze minuta i mogło już nie być ani dzieci ani książek.Oscylatoropia ustała i to sie liczyło. Wychodząc schowałem klamke do kieszeni bo jak to musi dziwnie wyglądać jak normalny człowiek idzie i trzyma w reku klamke. Jeszcze tylko ominałem tego goscia ktorego widziałem wczesniej z Oscylatoropią szerokim łukiem bo miałem juz dość drgań na dziś i udałem sie w strone domu usmiechajac sie do wszystkich napotkanych osob i powtażając sobie w myślach. Świat bezpieczny, misja zakończona, jest zajebiscie.

Epilog

Kiedy już dochodziłem do klatki. Słysze jak ktoś mnie woła po imieniu. Wiec jednak objawy znikneły i ludzie już mnie rozpoznają ucieszyłem się. I głos jakiś taki znajomy. Oglądam się za siebie, patrze a to łysy. - Człowieku idziemy pic, obczaj to. Po czym wyciaga z kieszeni dwie stówy. - W sumie to czemu nie. -Nie uwierzysz co mi dziś przydażyło mówie do niego. - Spoko opowiesz przy browarku.

Poranne słońce obudziło mnie, dam sobie ręke uciać, że na mojej ścianie wisiał zegarek.

#wyscigzczasem
  • Odpowiedz