Aktywne Wpisy
njdnsjdnjs +26
mam takie fazy na jedzenie, które mogłabym jeść codziennie i tylko to i aż do porzygu. były to ostatnio:
- parówki (ok. 2 miesiące, to był twardy zawodnik, jadłam w każdej konfiguracji i zestawieniu i nawet nie mam ich tak bardzo dość)
- jajecznica
- kinderki
- wędlina sopocka
Aktualnie jest to lazania z Auchana. ja się już nawet nie powstrzymuje. moje myśli krążą tylko wokół niej. ciekawe co będzie następne.
- parówki (ok. 2 miesiące, to był twardy zawodnik, jadłam w każdej konfiguracji i zestawieniu i nawet nie mam ich tak bardzo dość)
- jajecznica
- kinderki
- wędlina sopocka
Aktualnie jest to lazania z Auchana. ja się już nawet nie powstrzymuje. moje myśli krążą tylko wokół niej. ciekawe co będzie następne.
EvilToy +205
Przypomnienie: Unia Europejska to najlepszy sojusz polityczno-gospodarczy jaki widział ten świat. Dzięki niemu mamy najdłuższy okres bez wojny w Europie w historii. Mamy ogromny potencjał, który dopiero rozkwita, w dodatku jesteśmy jednym z najbardziej ekologicznych i zielonych kontynentów na świecie.
Jesteś dumny z bycia Europejczykiem - plusujesz.
#neuropa #bekazprawakow
Jesteś dumny z bycia Europejczykiem - plusujesz.
#neuropa #bekazprawakow
W komentarzach do poprzedniego opowiadania „Granica” jeden Mirek zainteresowany tematyką Toga odszukał ciekawą galerię i zapytał, o co chodzi z powtarzającymi się na zdjęciach częściami ciał martwych zwierząt. Otóż odpowiedź jest prosta i dwusylabowa: voodoo.
Pewnego popołudnia szwendając się po plaży gdzieś we wschodnim Togo (chociaż trudno mówić o stronach świata w kraju o kształcie parówki), podszedł do mnie starzec i spytał, czy nie chciałbym zobaczyć świątyni voodoo. Dziadek, pytasz księdza czy na tacę zbiera.
Udaliśmy się w głąb wioski do małej, pozbijanej z desek i niechlujnie garbowanych skór chałupy. I uwierzcie, naprawdę z całego serca chciałbym napisać, że przywitał mnie szaman z powyginanym kijem zakończonym grzechotką z tykwy, tany-tany z nogi na nogę, proszkiem w twarz i po dwóch tygodniach budzę się na lektyce w dżungli pośród nagich dzikich kobiet a Jerzy Urban nie żyje.
Niestety, rzeczywistość okazała się zgoła inna. Na piaszczystym podłożu małej dusznej klitki walają się jakieś gary, pordzewiałe miski, puste buteleczki po płynach i balsamach a w środku leży biały gołąb i kilka małych kurczaków z poukręcanymi łbami wśród gąszczy własnych piór i wsiąkniętych w piach plam krwi. Widok jak potencjalna sekstaśma Ryszarda Kalisza – odrażający.
Starzec opowiada o różnych zwyczajach związanych ze składaniem ofiar, rodzajach bóstw, szczegółach modlitw i obrządku. Mówi, że za kilka sefa może złożyć w mojej intencji ofiarę u duchów i już biegnie do kurnika. Stanowczo odmawiam pozbawiając się tym samym miłosierdzia, zbawienia i życia wiecznego w zachodnioafrykańskiej krainie wiecznych łowów. Dziadek dalej swoje, że no to może chociaż mała ofiara u bogini Erzulie, patronki płodności, powodzenia seksualnego i dobrobytu finansowego. Po ile te kurczaki?
Voodoo to ogólna nazwa określająca synkretyczne wierzenia wywodzące się z obrządków niektórych pierwotnych ludów Afryki Zachodniej. Wraz z erą kolonializmu, religia ta za sprawą zachodnioafrykańskich niewolników rozprzestrzeniła się w inne części francuskiego imperium, szczególną popularność zdobywając na Karaibach. Dziś występuje pod różnymi nazwami (w Togo i Beninie jest to Vodun) i przyjmuje rozmaite postacie. Największą popularnością cieszy się na Haiti, gdzie pod wpływem zwalczania lokalnych wierzeń przez kolonizatorów została mocno wymieszana z obrządkami chrześcijańskimi – wspomniana wyżej bogini Erzulie często występuje pod postacią Matki Boskiej. Poza tym praktykowana jest również m.in. na Kubie i Dominikanie (odpowiednio Vodú i Vudú) a także wśród afrykańskiej diaspory w Nowym Orleanie (tzw. Louisiana Voodoo).
W Afryce Zachodniej Vodun mocno związany jest z licznymi lokalnymi wierzeniami i praktykowany pod postacią najróżniejszych rytuałów obfitujących w szereg akcesoriów (tzw. „fetysze”) w które możemy zaopatrzyć się na specjalnych marketach.
Największy w Afryce Zachodniej „Rynek Fetyszy” (Marché des Fetiches) znajduje się w dzielnicy Akodessewanieopodal centrum togijskiej stolicy Lomé. Znajdziemy tam stoiska doskonale zaopatrzone w to, co każda gospodyni powinna mieć w swoim asortymencie: spreparowane głowy psów i małp (te po sproszkowaniu wciera się w rany), suszone jaszczurki, robactwo, łapki gryzoni, garbowane skóry i futra, czaszki antylop oraz importowane z zakątków całej Afryki kości wszystkiego, co przemierza równiny Czarnego Lądu. Prawie jak duży pokój w domu u podlaskiej szeptuchy.
Produkty wykorzystywane są w Voduńskich rytuałach oscylujących gdzieś na pograniczu lokalnego obrządku religijnego, mistycyzmu i prymitywnej medycyny homeopatycznej. Tak na Rynku Fetyszy jak i w jednej z licznych ciemnych chatek wzdłuż togijskiego wybrzeża możemy umówić się na wizytę u kaznodziei który w mgnieniu oka oceni nasz stan i przepisze receptę na odpowiednio dawkowany wywar z nietoperza. Co ciekawe, to, co nam wydaje się niedorzeczne w Afryce może natrafić na całkiem podatny grunt. Jak podaje wikipedia, w latach 70 François Tombalbaye, dyktator Czadu, pod wpływem swojego haitańskiego doradcy próbował siłą nadać Voodoo status religii państwowej zmuszając swoich urzędników do uczestnictwa w rytuałach. Mokry sen Kaszpirowskiego.
---
Galerię do artykułu (uwaga, niektóre zdjęcia mogą być niepokojące) można znaleźć na moim blogu a całość dodałem właśnie jako znalezisko link w pierwszej części zdania).
#wanderlust – tag z moich podróżniczych tułaczek.
#podroze #podrozujzwykopem #swiat #ciekawostki #opowiadanie #tworczoscwlasna #afryka #togo #voodoo
Wołam tych, którzy prosili:
polecaił plus, a to dopiero drugi akapit :)