Wpis z mikrobloga

@PytajNick: #spowiedz / Zatacza krąg. / Po przeczytaniu wpisów, można dojść do prostego wniosku. Skoro w domu jest mi tak źle i tak to na mnie wpływa, to czym prędzej powinienem się z niego wynieść. Po co? To nic nie zmieni. Będę taki sam, tylko, że gdzie indziej.
Jedyna możliwość jaką widzę, to podróż w czasie.
Zawsze będę się inaczej zachowywał, postrzegał świat i ludzi, myślał, czuł.
Jestem wadliwym egzemplarzem. Przekładanie mnie z jednego miejsca, na inne, nie sprawi, że nagle się naprawię. Cały czas będę taki sam.
W dzieciństwie podjąłem decyzję, że nie będę współżył, aż nie poznam tej jedynej idealnej kobiety, dziewicy rzecz jasna. Nie chciałbym popełnić błędu swojego ojca i zostawić swojej pociechy na pastwę losu, lub w rękach matki, takiej jak moja.
Boję się także tego, że jeśli już miałbym dziecko, to robiłbym z nim to samo, co robiono ze mną.
Najbardziej zaś przejmuje się zapleczem finansowym. Po co mi potomek, jeśli będzie musiał przechodzić przez to co ja. Moim obowiązkiem jest starać się dać mu możliwie wszystko to co najlepsze i to czego chce, chociażby swoim kosztem.
Tylko wtedy można by się rozmnażać, ale tak na prawdę, to nie ma po co.
Wracając do sedna.
Moje życie jest ruiną, tak i ja. Niestety nie da się tego naprawić. Jedyne co można robić, to tkwić w tym i okłamywać się, że mieszkam w pałacu. Udawanie to rozwiązanie na krótką metę.
Skończyłem studia i mogę wyjechać do UK, ewentualnie zostać w PL. W UK czeka na mnie nieco wyższy poziom życia, z tym, że musiałoby się wtedy zmienić o jakieś 180°. W Polsce, większość rzeczy pozostanie bez zmian i to jest plus.
Jeśli miałbym określić swój stosunek do UK, to bez cienia wątpliwości, ten kraj byłby na szczycie listy "nienawidzę". Tam coś udałoby mi się osiągnąć, tutaj nic. Jestem pomiędzy młotem, a kowadłem. Tu źle, tam niedobrze. Byłem już tam ponad 11 miesięcy, czyli niemal rok, w tym 9 miesięcy pracy.
Jak sobie to wyobrażam? Oszczędzanie na wszystkim co się da. Praca, dom, praca. Dodatkowe dyżury. Znikomy czas wolny, życie nieodwracalnie przelatujące mi przez palce. Za jakieś 10 lat [mając wtedy 38 lat] mógłbym postawić dom, albo kupić sobie auto. Problem w tym, że obie te rzeczy trzeba utrzymać, ewentualnie mnożyć oszczędności i zyskiwać jakiś tam %. Najlepiej by było siedzieć kolejne 10 lat [mając 48 lat]. Wtedy dawałoby mi szersze pole do manewru. Co dalej? 48 lat i poza pieniędzmi nie będę mieć nic. W chuju to mam.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach