Wpis z mikrobloga

TLDR:


Dwa miesiące temu zacząłem pracę w firmie X na szeregowym stanowisku, byłem jako pierwszy na tym stanowisku, przede mną było kilka osób ale odeszły wszystkie na raz wraz z nowym rokiem.
W firmie pracuje około 20 osób od dawien dawna, ja jako nowy na stanowisku które różni się bardzo od reszty pracowników bo ja w biurze oni na hali pracują fizycznie, byłem postrzegany dziwnie (tak mi się wydawało).

Po trzech dniach przyszedł kolejny nowy pracownik na to samo stanowisko co ja (docelowo zostało stworzonych kilka takich samych stanowisk, nowy dział firmy). Przyszedł szef i kazał mi go sprawdzić jak się spisuje i czy się nadaje, pamiętam że zdziwiła mnie ta prośba gdyż to był mój trzeci dzień w pracy i sam czułem się bardzo niepewnie.
Ja z wielkim doświadczeniem w branży IT (w porównaniu do nowego pracownika), pomyślałem w tedy że pewnie chodzi mu o to jak on obsługuje komputer i czy nadąży. Sprawdziłem go pogadałem z nim pokazałem co i jak i po kilku godzinach uznałem że spoko da sobie radę i poszedłem do szefa zakomunikować że według mnie daje radę, że ma styczność z komputerem i że to wystarczy, opowiedziałem mu że gra na komputerze w domu i że spokojnie ogarnia.

Następnego dnia szef znowu zapytał mnie jak sobie nowy pracownik radzi, w firmie jest całkowity zakaz korzystania z prywatnego telefonu, chyba powiedziałem mu w tedy że spokojnie da radę i że rozmawiał przez telefon i mu powiedziałem że nie wolno w pracy z tel. korzystać (no bo i skąd miał wiedzieć jak nikt mu nie powiedział). Przy okazji sam sprawdziłem co szef o tym myśli bo mi nikt z przełożonych też na ten temat nie powiedział tylko dowiedziałem się od innych pracowników. I tyle temat się urwał, nowy pracownik #!$%@? przez telefon codziennie kilka razy dziennie i nie chodzę do szefa i obgaduje że on rozmawia przez telefon, raz mu powiedział i starczy, jak szef zobaczy to sam mu powie.

W kolejnym tygodniu już praktycznie nie zajmowałem się tym do czego byłem zatrudniony, dostałem polecenie sprawdzania CV i umawiania nowych pracowników, przeprowadzania rozmowy kwalifikacyjnej, szkolenia i sprawdzania pracy nowych pracowników i tak zostało, a gdy wszystkich już zatrudniliśmy zostałem specem od IT i brygadzistą.

Zauważyłem że jeden ze starych pracowników zachowuje się wobec mnie dziwnie, nie mówi "cześć" udaje że nie mnie nie widzi i nie słyszy. Pewnego dnia poszedłem do niego z jakąś błahostką, przywitałem się i podałem rękę - udawał że nie widzi więc podałem mu ją jeszcze raz tak by musiał przerwać to co robi. Nie podał mi ręki tylko dziwnie spojrzał, spytałem w prost o co mu #!$%@? chodzi i czemu tak się zachowuje. W odpowiedzi usłyszałem że ludziom którzy sprzedają kolegów w pracy nie warto podawać rękę. SZOK. Odpowiedziałem mu że nikogo nie sprzedaje i że jak chce pracować razem musimy i odszedłem.

Od tamtej pory dochodzą mnie słuchy że sprzedaje kolegów z pracy, że niby tego nowego pracownika sprzedałem że "bawi się telefonem".

Myślę sobie nosz #!$%@? na cholerę mi to, w całej firmie są kamery, w całej firmie nagrywany jest dźwięk. Ja mam kontrolować nowych pracowników ale mam nie mówić szefowi jak jakiś coś robi źle? Tak to ma działać?
Nie wiem czy to ja jestem jakoś źle wychowany że staram się myśleć po pierwsze o firmie a potem o kolegach których poznałem właśnie dzięki niej? Że zasady dotyczą wszystkich i wszyscy potrafią się do nich stosować a ten kto je ignoruje pokazuje tylko jaki ma szacunek do innych. Że szanuje swoją pracę.

Mam dylemat moralny, pomóżcie czy ja jestem jakimś konfidentem i powinienem siedzieć cicho i nic nie mówić o nowych pracownikach i nawet jak łamią zasady które dotyczą wszystkich i wszyscy się ich stosują mam milczeć?

#dylematmoralny #kiciochpyta #nierozumiemspoleczenstwa #janiewiem
Cacor - TLDR:

SPOILER


Dwa miesiące temu zacząłem pracę w firmie X na szeregow...

źródło: comment_vdCkRmStanVThLzDk7EQcyaljAhhajCu.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz