Wszyscy czterej byliśmy jak z żurnała wycięci, to znaczy według tamtej mody, czarne bardzo obcisłe rajtki z tak zwanym auszpikiem czyli odlewką dopasowaną w kroku, pod rajtkami, jako osłona i zarazem jako taki wzór, który było widać w odpowiednim świetle, u mnie w kształcie pająka, Pete miał grabę (to znaczy rękę), Georgie bardzo elegancki kwiat, a ten bidny stary Jolop miał na odlewce taki bardzo na huzia ryj (to znaczy mordę) pajaca, bo on w ogóle nie oczeń chwytał i był niewątpliwie z nas czterech najgłupszy. Następnie mieli my wcięte pidżaki bez klap, tylko te ogromne wypchane ramiona (po naszemu: plecza), taka jak gdyby zgrywa, że ktoś może po nastojaszczy mieć takie szerokie bary. No i oprócz tego, braciszku mieliśmy te nie sawsiem białe halsztuki, co wyglądały jak piure z kartoszki z takim jakby deseniem od widelca. Kudły mieliśmy nie za długie i buty w sam raz takie do kopania.
@amp: Jakoś z 5x się przymierzałem do książki i w głowie czytałem głosem lektora od Monthy Pythona i przez to chyba nigdy nie doczytałem. Może spróbuję jeszcze raz?
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=67