Wpis z mikrobloga

#facebookcontent #pasta

Mam dziwnego sąsiada. Znam go w zasadzie od zawsze, bo mieszkam na tym osiedlu od urodzenia. Władek to taki osiedlowy dziwak - wszyscy wiedzą, kim jest, całe pokolenia ze strachu mówiły mu "dzień dobry", a teraz tak samo mówią ich dzieci. Władek ma już sporo lat, ale dalej pozostaje tajemniczy.

Wszystko, co o nim wiadomo, to to, że jest "lekko upośledzony" i ma jakąś "trudną przeszłość". Przez wiele lat krążyły legendy, najróżniejsze. W jednej wersji powiesiła mu się żona, uprzednio zabijając ich dziecko, w innej jest weteranem wojennym, a w jeszcze innej - poszukiwanym pedofilem, który ukrywa się przed światem. Wśród opowieści na jego temat brakuje tylko newsa, że to on strzelał do papieża.

Władek ma z tego tytułu fory. Kiedy przychodzi do osiedlowego sklepu i nie ma pieniędzy - zawsze dostaje na kreskę, "bo to Władek". Kiedy wraca pijany, nie wiadomo skąd, to zawsze jakieś młodzieniaszki odprowadzą go pod same drzwi, "bo to Władek". Nikt nie wołał policji, kiedy darł się na całe osiedle, nikt go nie okrzyczał, kiedy hałasował w nocy. To Władek. Jemu wolno.

Któregoś razu spotkałam go, jak szedł rano do spożywczaka. Podszedł do mnie i swoim dziwacznym głosem zapytał, czy mam może dołożyć mu złotówkę, bo akurat tyle mu brakuje. Bełkotał tak, że nie mogłam zrozumieć, co dalej mi tłumaczy, więc starał się i starał, a ja próbowałam mu wyjaśnić, że nie mam drobnych, więc mu nie dam.

W końcu zauważyłam, że zniknął mu z twarzy charakterystyczny grymas i... odezwał się do mnie. Normalnym głosem, jak zwykły facet. Powiedział: "A pierdzielę to, nie chce mi się już". Zniknął mętny wzrok, stanął prosto, jak inny człowiek. Zszokowana, nie za bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Zauważył to i powiedział: "A co, ty też myślałaś, że zjadam dzieci, jestem pół-krwi kosmitą i rucham świnie w mieszkaniu?". Jeszcze bardziej mnie wryło w ziemię.

Władek powiedział: "Jestem emerytowanym nauczycielem akademickim. Mieszkam tutaj, bo jest tanio, spokojnie i cicho, wreszcie mam czas, żeby poczytać ten stos książek, co go zgromadziłem przez wszystkie lata. Nikt mnie nie zaczepia, bo myślą, że jestem szurnięty; jak pójdę do baru i się upiję, to jeszcze mnie doniosą do samej chałupy, a nieraz i położą do łóżka. Kryśka daje mi w sklepie na kreskę, żyć, nie umierać!".
Przyznam, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Spytałam więc: "A co z pana żoną? To prawda, co mówią o niej i o dziecku?".

Władek uśmiechnął się pod wąsem i krzyknął: "A skąd! Sam puściłem tę plotkę, bo jędzy nie trawię". Odwrócił się na pięcie, powiedział: "Jestem Władek. Mnie wolno!" - ściągnął z siebie koszulkę i pobiegł półnago do domu.

Pani Krysia wychyliła się ze spożywczaka i powiedziała: "Biedny, chory człowiek... zawsze mu dam na kreskę, bo mi go żal".

Władek, ty cwany #!$%@?.
  • 1