Wpis z mikrobloga

A kto powiedział, że nie można mieć kawałka Muru Chińskiego tylko dla siebie? No dobra, dla siebie i nowych znajomych.
Odwiedziłem tę najbardziej reprezentatywną i najczęściej odwiedzaną cześć muru w Badaling. Od samego początku zakładałem, że chciałbym dotrzeć do takiego momentu, gdzie nie będzie nikogo, albo chociaż prawie nikogo. Szczerze mówiąc nie za bardzo wierzyłem w sukces tej misji. Zaczęło się od braku biletu na pociąg, ponoć trzeba go kupić przynajmniej dzień wcześniej. Przy informacji "biletów brak", znajdowała się druga kartka z instrukcją trasy alternatywnej, czyli autobusem. Jeden przystanek metrem, dwa szybkie pytania o kierunek, 500 metrów pieszko i ... podjeżdża autobus, ładuje turystów, odjeżdża i pojawia się następny. Takich tłumów dawno nie widziałem. Wyobrażałem sobie ten ścisk, no ale być w Pekinie i pominąć mur? To tak jak być w Poznaniu i nie pójść na koziołki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zaczynam myśleć jaką pozycję w kolejce przyjąć, czy ustawić się jak w Polsce, czyli na końcu i odczekać swoje, czy tak jak to się robi tutaj, czyli od razu na pole position. Po chwili namysłu wygrałem kwalifikacje, jak Schumacher za swoich najlepszych czasów. Wygrałem też na pierwszym zakręcie z czego nie jestem do końca dumny, ale tak to się robi w Chinach. Tutaj nie ma czegoś takiego jak "kolejka" i nikt się o to nie burzy. Ile razy poniosłem porażkę w sklepie, czy na dworcu, ale nie tym razem.
Dojechawszy zaczynam zastanawiać się czy moja legitymacja studencka znowu zadziała. Podchodzę do okienka, "Hello, student ticket, please". Szybka obczajka to na mnie, to na plastik i... po raz kolejny Chiny za pół ceny. Teraz już tylko kierunek mur. Na starcie oczywiście tłumy. Pierwszy kilometr tłumy. Jednak w miarę pokonywania trasy, robi się nieco lepiej. Chyba że trzeba się wspinać, wtedy cała wycieczka znowu zwalnia tempo. I tak do punktu zwrotnego, czyli najwyższej części muru (niecałe dwie godziny spacerkiem). Tam większość osób stwierdza, że osiągnęła swój cel i schodzi do miasta. Dla niektórych z pewnością była to dobra decyzja, ponieważ momentami robi się naprawdę stromo i trochę niebezpiecznie. Jak można się domyślić, ja szedłem dalej, a chwilami raczej zjeżdżalem po poręczy, bo było wygodniej i szybciej. W trakcie jednej z przerw zostałem poproszony o zdjęcie z dwoma Chińczykami i jedną uroczą Chinką. Kolejny uśmiech z serii "cheese" i po chwili mam kompanów na trasie. A im dalej, tym coraz mniej osób. Widok gdy zostaliśmy już praktycznie sami był po prostu NIE-SA-MO-WI-TY. Gdybym ich nie spotkał, pewnie kontynuowałbym tę przygodę, ale skorzystałem z zaproszenia na spędzenie reszty dnia w Pekinie. Moi nowi znajomi przejęli się swoją rolą aż nadto. Nie pozwalali za nic płacić - "przecież jesteś naszym gościem, spokojnie". Stwierdzam, że mam ogromne szczęście do ludzi pojawiających na mojej drodze. Nie chodzi tu o kwestie materialną, ale ich pozytywne nastawienie.
Niby tego dnia nie wydarzyło się nic spektakularnego - chodzenie po murze, zwiedzanie Pekinu, bujanie się z Chińczykami - ale zapadnie mi on w pamięci na długo.
A na instagramie mur widziany moimi oczami https://www.instagram.com/p/BJzn4BSj6Ts/
#rzucijedz #podrozujzwykopem #podroze #chiny #pokazchinke #namurze
Pobierz erikito - A kto powiedział, że nie można mieć kawałka Muru Chińskiego tylko dla siebi...
źródło: comment_i4rFByA3Dr5UQza6zGqEyoQxsekNpCQc.jpg
  • 2