Wpis z mikrobloga

Cześć Miraski i Mirabelki! Ostatnio o was trochę zapomniałem szczerze mówiąc bo miałem bardzo dużo różnych zajęć ale nadrabiam z #przepiornaemigracji w #usa.
Niedziela była dosyć pozytywna i obfitowała w wiele ciekawych rzeczy. Pojechaliśmy najpierw w głąb kontynentu i od razu można było poczuć różnicę w porównaniu do wybrzeża. Gorąco, nie ma wiatru od oceanu a słońce grzeje. Tak naprawdę pierwszy dzień który przechodziłem cały w krótkich spodniach. Spodziewałem się że w San Francisco będzie trochę cieplej.
Najpierw pojechaliśmy zobaczyć kampus Stanford University. Generalnie obiekty nie zrobiły mega wrażenia w sensie architektonicznym, ale pod względem ogranizacji bardzo duże. Praktycznie część miasta podporządkowana tylko i wyłącznie pod uczelnię. Wydziały, akademiki, wszystko w jednym miejscu, wszędzie można podjechać rowerkiem, przestrzenie pomiędzy pięknie zogranizowane, zieleń, palmy, ludzie sobie siedzieli i odpoczywali na trawie. Wyglądało to świetnie. I to budowanie tożsamości. Zarówno amerykańskiej jak i studenckiej Stanfordu. Wędzie flagi, a dużo ludzi w koszulkach SU. Do okoła wiele pomników zasłużonych byłych studentów lub choćby ławeczki sponsorowane przez znanych ludzi którzy tam studiowali. Generalnie chodzi się i czuje, że Ci ludzie wkładają w to miejsce kawałek siebie i chcą, żeby kolejni studenci też byli dumni z możliwości studiowania na jednej z najlepszych uczelni na świecie.
Później pojechaliśmy zobaczyć siedzibęd Apple, starą i nową którą dopiero budują. Robi wrażenie, takie małe imperium, które buduje swoje małe miasteczko. Napewno jak wrócę jeszcze później do San Francisco to pojadę obejrzeć nową siedzibę jak skończą ją budować. Robi wrażenie skalą, pomysłem i architekturą. Jak tam wpadnę to pewnie będzie osobna notka :)
Później podjechaliśmy do ośrodka badawczego NASA. Co prawda nie było tam za dużo do oglądania, bo nie chcieli nas (nie wiedzieć czemu wpuścić, mówiłem że nie jestem radzieckim szpiegiem :D ), więc obejrzeliśmy tylko punkt dla zwiedzających. Ciekawie też było bo można było obejrzeć skafandry w których latali kosmonauci, wejść do części stacji kosmicznej (bardzo ciasno!). No i tam też było takie urządzenie, w których oni prowadzą badania, wkładało się tam ręce w takie rękawice i robiło różne ćwiczenia i było to trudne. Budzi szacunek jeszcze większy do tych ludzi co latają w kosmos.
Później pojechaliśmy do parku narodowego Henry Cowell Redwoods. Widzieliśmy ogrnomne drzewa, sekwoje, które co prawda nie są największe z tego co się ostatnio dowiedziałem ;) Ale było jedno które się ułamało i pokazali przekrój na którym zaznaczyli różne daty i wydarzenia. Pierwszym było narodzenie Chrystusa. Czyli drzewo miało prawie 2 tysiące lat. (sic!)
Przeszliśmy się po tym parku i doszliśmy do miasteczka kowbojskiego gdzie jeździła kolejka parowa i były różne stragany kowbojsko indiańskie. Fajny klimat, chociaż trochę sztuczny, jak u nas na różnych festynach średniowiecznych. Ale kowbojów zobaczyć trzeba! :) Szkoda, że nie dało rady tam nic zjeść, bo już się knajpy pozamykały.
Dalej pojechaliśmy drogą wzdłóż wybrzeża i widoki były fenomenalne. Ocean, kręte drogi, winnica, klify, ludzie na kite surfingu. Było pięknie. Przejechałem chyba dwie najpiękniejsze drogi, które do tej pory widziałem.
Jechałem tą drogą i aż łzy mi prawie leciały że muszę się nią poruszać na 4 kółkach a nie na 2 :(
Później zajechaliśmy jeszcze do typowej amerykańskiej knajpki na obiad i zjadłem przepyszne żeberka z sosem słodko ostrym z jalapenios. Amerykańskie żarcie muszę powiedzieć, że pasuje (tylko nie jakieś tam burgery z makdonalda, ale takie lokalne, sztuka mięcha, sałatka i do tego jakiś ziemniak (chociaż zazwyczaj to i tak "zjedz mięsko, ziemniaczki możesz zostawić :D).
Przywykłem już trochę do korków na 5-cio pasmowej autostradzie i do 5 reklam granych w kółko w radiu. Ale to wszystko chyba przychodzi z czasem :)
W biurze u klienta też zaskakują co chwila czym innym, jak nie kolacje jak się długo siedzi, to Happy Hour w piwkiem, a to jakieś napoje, a to jakieś przekąski. No i wszędzie ludzie uśmiechający się i pytający "How are you?" "where are you from?" i zagadujący na różne tematy. Generalnie bardzo fajna atmosfera, pomimo, że nad niektórymi wisi duże ciśnienie czasu i nawału pracy. Zobaczymy jak to będzie dalej :)
  • 28
@malio_day: > Mam prawo wyrażać własne zdanie. "Wiem i olewam. Pasuje?" Jak to było w jednej kreskówce :P
a jakie niby mogła byś robić większe głupoty niż czytać moje wypociny? Chyba nie ma nic głupszego :D Nie ma za co, takim jestem miłym i troskliwym człowiekiem że troszczę się o wszystkich (no prawie). Muah ;)
@Przepior86: Jeżeli lubisz rower to pojedź sobie na te wzgórza za GG Bridge (przejeżdżasz most i w lewo) - rewelacyjne widoki, szczególnie jak nie ma mgły :-) Jeżeli lubisz rower nieco bardziej ekstremalnie - poszukaj w internecie tras w San Francisco - jest jedna trasa przejeżdżająca przez wszystkie "górki" na których SF jest zlokalizowane. Wjeżdżasz ostro do góry, potem zjazd w dół, znów do góry - i tak w kółko. Niezłe