Wpis z mikrobloga

Kolega kiedyś opowiadał mi historię, którą opowiedział mu pewien Murzyn z którym pracował w fabryce w latach 90. Murzyn ten opowiedział mu o kuzynie który miał brata bliźniaka, co najśmieszniejsze rodzice nie grzeszyli inteligencją i żeby sobie ułatwić dali im takie same imiona xD. Zawsze ze sobą rywalizowali, a to jak grali w piłkę, a to w nauce, a to jak trzeba było jakąś loszkę poderwać xD. Murzyn ten miał dziwną przypadłość, jakieś problemy z jelitami czy coś takiego, w każdym razie notorycznie puszczał niewyobrażalnie śmierdzące bąki. W szkole przez to miał same problemy, a i dzieciaki nie odpuszczały i wymyślały coraz to śmielsze ksywki. Jakoś radził sobie z tymi epitetami, ale nie mógł znieść, że jego brat bliźniak, imiennik zaczął lepiej radzić sobie w piłce nożnej, już nawet jacyś scouci proponowali mu angaż w jakichś niższych piłkarskich ligach. Nasz bohater też w piłce radził sobie całkiem nieźle, ale wyobraźcie sobie jak biegacie i co dwa-trzy kroki puszczacie niewyobrażalnego purozaura. Mogło mu to przeszkodzić w karierze. Były jedna rzecz, w której nasz Murzyn był lepszy od swojego brata - przedmioty ścisłe. Pokochał też chemię z racji tego, że chodząc po lekarzach dowiedział się dokładnego składu chemicznego puszczanych przez siebie bąków. Skład ten znał na pamięć i czasem zdarzało mu się go recytować w czasie snu.

W każdym razie, każdy z braci poszedł w swoim kierunku, brat naszego bohatera rozwinął swój talent piłkarski i trafił do znanego klubu Tottenham Hotspur, a nasz Murzyn cierpiący nadal na swoją nietypową przypadłość nie mogąc wytrzymać z zazdrości i nadal szydzących z niego ludzi postanowił wyjechać do najdalej na wschód (przynajmniej z tego co wiedział) wysuniętego kraju na świecie, do Polski. Mając pewien zmysł techniczny postanowił, że założy firmę produkującą płyty grzewcze co zaplanował już w szkole. Obowiązkowo płyty te miały być bez płomieni gdyż obawiał się o swoje życie, gdyż wiedział jakie ilości gazów potrafi wypuszczać. Wszystko szło zgodnie z planem pozostało nazwać firmę. Ciągle w pamięci miał przezwisko którym go obrzucano. Ksywka niezbyt wymyślna łącząca jego imię i jego wszystkim znaną dolegliwość. Wołali na niego Solgas, Sol bo nazywał się Sol Campbell, gas - wiadomo. Postanowił, że nazwie firmę dokładnie tak jak na niego wołali. Przekuje obelgi w sukces. Trzeba było tylko dostosować nazwę do polskich warunków, stanęło na #solgaz . Pełen sukces, teraz brat mu zazdrości.
#pastasolgaz #pasta
k.....n - Kolega kiedyś opowiadał mi historię, którą opowiedział mu pewien Murzyn z k...

źródło: comment_I9eW7f2lilUmh28GbjOv5vaCnO1mQulf.jpg

Pobierz
  • 6