Wpis z mikrobloga

II

Właśnie dochodzimy do siebie. Ojciec Faye zgarnął nas do swojego auta i sprowadził kumpla który jedzie za nami moim samochodem.

Wiele się wydarzyło zeszłej nocy. Wszystkich dziwactw nie opiszę, ponieważ nie jestem w stanie logicznie i jasno ich zinterpretować. Nie jestem nawet pewny czy to w ogóle się wydarzyło. Przedstawię kilka z tych wydarzeń.

Próbowałem nie spać do pierwszej, nic dziwnego, że akurat do tej godziny biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. To godzina o której świst wiatru cichnie, a usłyszeć można trzeszczące pod naciskiem gałązki i liście wymieszane z głuchymi głosami. Nie dałem rady. Zasnąłem na kanapie z otwartym laptopem około północy.

Piętnaście po pierwszej stłumione głosy były już słyszalne. Budząc się z otępienia sennego zdołałem określić skąd pochodzą te dźwięki, usiadłem się przy oknie w salonie i wytężyłem słuch. Był to kobiecy głos, mówiła coś w stylu: „Jeszcze kilka dni. To nie moje. Nie jestem sama. Dobrze.” Wstałem i rozsunąłem zasłony, nie zobaczyłem nikogo – jakoś mnie to nie dziwi. Ponownie usłyszałem ją jak mówi: „To dom moich rodziców.” I zorientowałem się, że to głos mojej narzeczonej. Jak już wcześniej wspominałem, ma niezdiagnozowane zaburzenia senne i bardzo często mówi we śnie, czasami lunatykuje. Często przez sen opisywała co się w nich dzieje, to materiał na inną opowieść.

Wszedłem do sypialni i zobaczyłem ją spokojnie śpiącą na brzuchu. Kiedy wszedłem nie powiedziała niczego. Dwie rzeczy poważnie mnie zaniepokoiły. Wyglądało no to, że rozmawiała z wyimaginowaną postacią (co nie zdarzyłoby się po raz pierwszy), ale dziwne było to, że Faye odpowiadała na pytania jakby ktoś ją przesłuchiwał. Opowiadała o sobie, o mnie, domie rodziców, chatce. Dziwniejsze było to, że robiła to nie swoim głosem. Imitowała głos kogoś innego, jej głos był trochę wyższy i zdecydowanie nie jej.

Moim zadaniem w takim przypadku jest nie dopuszczenie, aby ktoś jej to przerwał w czasie, gdy jest w takim stanie. Nie jest to zdrowe dla jej zaburzeń. Zamiast tego delikatnie głaszczę po włosach i plecach, pomaga jej to w powrocie do spokojnego snu. Robiłem to przez kilka minut kiedy nagle usłyszałem coś na zewnątrz. Wstałem i szedłem w stronę okna. Sądzę, że to był pierwszy raz kiedy poczułem się tak przestraszony, że zacząłem poważnie myśleć o swoim bezpieczeństwie.

To było dziecko śpiewające w ciemnościach. Nie byłem w stanie domyśleć się co dokładnie on/ona śpiewa. Jestem pewny, ze to było dziecko w wieku maksymalnie do ośmiu lat. Śnieg powoli przestawał padać, a gwiazdy tej nocy świeciły bardzo jasno, wystarczająco żeby oświetlić postać stojącą przy drzewie, odwrócą do mnie plecami i wpatrującą się w górę (prawdopodobnie w gwiazdy, ale szczyt drzew). Stało w takim bezruchu, że przez chwilę chciałem siebie przekonać, że to gałęzie i konary drzew próbują mnie przestraszyć. Po kilku minutach dziwne zjawisko zniknęło, a ja próbowałem przekonać siebie i swoje zdrowe jeszcze zmysły, że to oczy platają mi figle.

Kiedy się odwróciłem zobaczyłem Faye siedzącą na łóżko z zamkniętymi oczami. Odchyliła głowę do tyłu i powiedziała „Nie wpuszczaj ich, nie pozwól im wejść.” Nadal tym swoim dziwnym, #!$%@? głosem. Obudziłem ją.
Faye i ja siedzieliśmy w sypialnie z zapalonymi światłami, rozmawiając co właśnie się stało i co powinniśmy zrobić. Zgodziliśmy się co do tego, że powinniśmy nie rozdzielać się i próbować zasnąć. W pewnym momencie wstałem po szklankę wody dla niej (nie wymiotowała dziś, wracała do zdrowia) i za oknem w kuchni zobaczyłem słabo mieniące się światła. Tak jakby kilka lampionów powoli przygasało i rozpalało się.

Zapaliłem światła w ogrodzie i wokół domu mając nadzieję, że to wystarczy żeby odstraszyć potencjalne osoby przed przyjściem tu. Kiedy wszedłem do sypialni zobaczyłem wyraźny zarys postaci przez zasłony w sypialni, ktoś opierał ręce na oknie jakby starał się zajrzeć do środka. Przez to, że w pomieszczeniu było ciemno, a na zewnątrz jasno, było to bardzo widoczne i jednoznaczne. Krzyknąłem, postać zaczęła szybko się oddalać, nie było jej w zasięgu mojego wzroku kiedy spojrzałem przez odsłonięte zasłony.

Faye spała, a głosy na zewnątrz nadal były słyszalne. Różne głosy. I tak do samego świtu. Zacząłem spisywać to co rozumiałem. Nie mogłem zasnąć, więc przeniosłem się do salonu z laptopem. Zostawiłem otwarte drzwi od sypialni, żeby słyszeć jakby moja kobieta zaczęła znowu mówić przez sen.

Zasnąłem w pewnym momencie i obudził mnie wyjątkowo irytujący i mocno słyszalny dźwięk pstrykania włącznika świateł na tarasie. Nie określę jak bardzo mnie to przestraszyło i od razu wyobraziłem sobie ciemną kreaturę, stojącą przed domem i uśmiechającą się przy bawieniu się przełącznikiem. Instynkt skierował moje zmysły na drzwi do sypialni i omal nie dostałem zawału jak zobaczyłem, że nie ma tam jej.

Zacząłem krzyczeć jej imię i wolno, ale pewnie kroczyć po pomieszczeniach, rozglądając się przez okna. W tym wychodzącym w kuchni zobaczyłem ją siedzącą na masce mojego samochodu, kilkanaście metrów na podjeździe od domu. Skierowana plecami w moją stronę wpatrywała się w górę. Siedziała w całkowitym bezruchu, zupełnie jak w łóżku kiedy śpi. Faye lunatykowała już wcześniej, chodziła po naszym mieszkaniu, ale nigdy nie wyszła na zewnątrz.
Zawołałem ją i w tym samym momencie zeskoczyła z samochodu i zaczęła biec tak szybko jak mogła w kierunku drzew. Nie odwróciła się. Miałem ciarki na plecach i w panice rzuciłem do drzwi. Wciągnąłem buty i w momencie kiedy chwyciłem za klamkę usłyszałem za plecami głos Faye.

Stała w korytarzu, zszokowana tym co widzi i pytała co się stało. Okazało się, że była skorzystać z toalety (w całym tym zamieszaniu zapomniałem sprawdzić akurat tam). Spojrzałem na mój samochód, las i bardzo zdenerwowany powiedziałem do siebie w myślach: „Ty przebiegły #!$%@?”.

Zdecydowałem się nie spać już dziś dopóki nie wstanie świt i spisywałem to co słyszałem na zewnątrz. Z biegiem czasu głosów było coraz mniej. Pamiętaliśmy kilka głosów z poprzednich dni, poniżej wypiszę te które były najbardziej zrozumiałe. Pieprzyć to całe Pikes Peak.
Te oznaczone jako (?) były bardzo niewyraźne i mogły brzmieć inaczej.
Męski głos, wydaje się znajomy:
-„Heeeeej? Oo, spójrzcie na to! Patrzcie! Heej?” (mocna desperacja)
-„Nie. Nie. Widzą w ciemnościach.” (zwodzący, trochę dramatyczny)
-„Zgubiłem się. Zgubiłem”
-„Czegoch..Czego…Czegochssc…Całemoje..moje..żżz” (jakby z zapchanym gardłem, trochę jak Gollum) (?)
-„JEST BARDZO CIEMNO. TE ŚWIATŁA” (wykrzyczane jakby w złości)
-„Już idę. Czekajcie.” (wykrzyczane)
-„Nie uśmiechaj się. Nie uśmiechaj się. Nie uśmiechaj się. Widzę cię.”

Jakaś kobieta, młody głos (według mnie około 20stki):
-głośne nabieranie powietrza, dźwięki zaskoczenia
-„Połóż to na ziemi, spal to.”
-„Lalala…Lalalala…”
-„Ona rozmawia we śnie. Rozmawia ze mną.” (podejrzliwy, ucieszony głos) (?)

Dziecko (to chyba to z poprzedniej nocy):
-płacz, szloch
-krótkie serie śmiechu
-„Ohhh duszo ma, powiedz mi co mam robić? Jeść! Jeść? Jeść!” (śpiewająco, to chyba była angielski, nie potrafiłem go dobrze zrozumieć” (?)
-„Kiedy wejdziemy do środkaaaa?”

Głos mojej matki:
-„Stóóój!” (śmiała się)
-„Spójrz przez okno.”
-„Widziałeś?”

Głos dziadka Faye:
-dużo jęków i ciężkiego oddechu
-coś o wojnie. „Ich ciała nadal tam są. Nigdy nie znaleźliśmy ich, ale tam są!”
-„Tutaj. Tutaj. Oooo, znaleźli je! Znaleeeeźli!”
-„ Ahhh, znowu stoję w tym miejscu… Tyle lat minęło!” (?)

Tak w ogóle to zapomniałem sprawdzić czy łapacz snów nadal tam był jak odjeżdżaliśmy. Nie sądzę jednak, że ktokolwiek chciałby sprawdzać czy nadal tam jest.

TBC