Wpis z mikrobloga

Chyba dzisiaj będzie dużo materiału. Jest sporo spraw wymagających omówienia i skomentowania, i nawet przy najlepszej organizacji mogę o czymś zapomnieć. No cóż, nie można mieć wszystkiego.

Na początek muszę zasygnalizować ważną rzecz. Tak, bardzo doceniłem czwartkowy mecz Liverpoolu z Dortmundem, ale podejrzewam, że chyba zbyt dużo osób miało to spotkanie świeżo w pamięci. Chodzi mi o opinie po starciu Legii z Lechem. Tak, ja też oglądałem widowisko na Anfield Road, i oczywiste jest, że na Łazienkowskiej nawet na moment nie zbliżyli się do tego poziomu. Ale czego tu należało oczekiwać? Jak na Ekstraklasę mecz był niezły, całkiem widowiskowy. Do pełni szczęścia zabrakło paru bramek więcej, ale nie był to najgorszy poziom jak na naszą ligę. W Europie byłby wstyd coś takiego pokazać, ale... czy to jest jakaś nowość? Moim zdaniem nie powinno to specjalnie dziwić.

No, pierwsza porcja mędrkowania i moralizowania za nami. Nie jest to jednak jedyna sprawa, w której nie zgadzam się z innymi opiniami. Otóż w tej piłkarskiej mizerii uznano, że drużyną lepszą był Lech i wynik jest wysoce niezasłużony. I tylko ta druga część zdania jest prawdziwa, ale dlatego, że Legia popisała się niebywałą indolencją strzelecką. Dodawanie wszystkich sytuacji do siebie nie ma za bardzo sensu, ale goli dla Legii na pewno powinien być więcej niż jeden (Lech też powinien coś ukłuć, żeby nie było). Tyle jeśli chodzi o sytuacje. Sama gra była rwana, toczyła się falami, raz Lech nie był w stanie wyjść z własnej połowy, a raz dość poważnie nękał Legię pod jej polem karnym. Ogólne wrażenie będzie raczej przeciętne, a nawet jeśli uznamy, że Lech był lepszy w kreowaniu akcji to... co z tego? Sam popełniał takie błędy w tyłach, że normalnie skończyłoby się to dużo gorzej. Legia zaś nieco na odwrót: broniła lepiej (choć też nie idealnie), zaś jej główny pomysł na grę ograniczał się do pressingu i tego, aby to Lech stwarzał jej sytuacje.

Okazało się, że to właśnie taka gra przyniosła efekt. Jest to kolejny gol żywcem wyjęty z filozofii Stanisława. Szybki odbiór na połowie przeciwnika, dwa podania i strzał. Jakoś trzeba było sobie radzić. Kto miał kreować grę? W 62. minucie Dudy nie było już na boisku, Guilherme znajdował się na nim od trzech minut, a pozostali raczej finezją nie błyszczeli. Fizyczna, agresywna gra musiała tutaj być kluczem. Możliwe, że w tej chwili Legia za bardzo nie umie grać inaczej. Widać to było w Szczecinie, gdzie Pogoń nie wychodziła tak wysoko i nie było jak jej przycisnąć. Gra pozycyjna wciąż stanowi dla Legii spory problem.

Kolejnym są personalia. Nietrudno zauważyć, że dzisiejszy skład nie powalał na kolana. Środek pola Borysiuk - Pazdan pod względem rozegrania piłki to dramat, Duda daje coraz mniejsze nadzieje na wielką formę i transfer, Aleksandrow do tej pory też nie przekonuje, a Nikolić i Prijović grają nierówno. Ciekawe, że Stanisław zdecydował się skorzystać z rezerwowych dość szybko (znacznie wcześniej niż choćby z Pogonią) i było to dobre posunięcie. Choć o grze Kucharczyka, Guilherme i Hamalainena nie można powiedzieć wiele dobrego, to poziom gry Legii poszedł minimalnie w górę po ich wejściu. Prawda jest taka, że na dłuższą metę będą konieczne nowe nabytki w składzie, ale na razie musimy radzić sobie z tym, co mamy. Do wygrania ligi powinno to wystarczyć, a potem trzeba będzie jednocześnie nie osłabić się i spróbować wymienić najsłabsze ogniwa. To na pewno nie będzie łatwe.

Napiszę też od razu o składzie w następnych meczach, bo potem zapomnę. Zrobiło się nieciekawie. Jodłowiec kontuzjowany, Broź też, nie wiadomo, co z Pazdanem, a Lewczuk pauzuje za 4. kartkę. Złożenie składu w takich sytuacjach będzie nie lada wyzwaniem, chyba że będziemy grać tak, jak dzisiaj w końcówce - tylko pięcioma defensywnymi graczami w polu. Może się okazać, że nie będzie wyjścia. A piłkarzami zagrożonymi pauzą za kartki są obecnie Brzyski, Jodłowiec, Guilherme i Pazdan. Na szczęście wszyscy naraz raczej tej kartki nie złapią, ale może być różnie. Dopiero w takich sytuacjach okaże się, czy kadra Legii rzeczywiście jest w stanie sprostać trudom długiego sezonu ligowego. Sam osobiście widzę to w czarnych barwach, niezbyt wierzę w naszych rezerwowych. Oby okazało się, że pozytywnie mnie zaskoczą.

Wracając do meczu z Lechem, trzeba docenić to zwycięstwo. Poprzednie dwa spotkania ligowe to były remisy, i nikt nie przyjął ich z dużym zrozumieniem i uśmiechem. Kolejne niepowodzenie nie tylko pozbawiłoby Legię ważnych punktów, ale wciągnęłoby też do gry Lecha, a drużyna Legii, podobnie jak rok temu, mogłaby od tego momentu kompletnie paść psychicznie. Naprawdę trzeba być dobrym, i piłkarsko i mentalnie, aby się z czegoś takiego wygrzebać. Aby wszystko szło dobrze, trzeba było zacząć od razu. Legia pokazała już w poprzednich latach, że potrafi zepsuć nawet najbardziej korzystną sytuację w tabeli i tym bardziej musi złapać dobrą serię. Najlepiej taką, jaką miała w pierwszej rundzie pracy Berga. Wtedy w fazie finałowej przegrała tylko jeden mecz, kiedy mistrzostwo było już pewne. Teraz kto wie, być może nie możemy sobie pozwolić na żadną porażkę, ale to tylko wróżenie z fusów.

Sam mecz nie jest za bardzo wart rozbijania go na czynniki pierwsze. Spróbuję jednak zrobić to w tradycyjnej formie, czyli indywidualnej ocenie zawodników.

Myślę, że z gry defensywnej musimy być ostatnio zadowoleni. Odkąd straciliśmy kilka prostych bramek, sytuacja uległa poprawie. Należy pamiętać, że Pogoń i Lech nie są w tym sezonie najlepsze w strzelaniu goli, ale trzeba przyznać, że za bardzo sobie przy nas nie pograły. Lech musiał głównie bazować na indywidualnej grze Nielsena, który po raz pierwszy w tej rundzie spisał się naprawdę dobrze. Pozostali głównie się przyglądali, a gdy się za coś brali, ich strzały były zablokowane lub niecelne. Podsumowałbym to więc tak, że i przeciwnik nie gra najlepiej w ofensywie, ale i piłkarze Legii w defensywie wykonali sporo pracy.

Powyższe dotyczy właściwie wszystkich naszych obrońców, choć jest oczywiście wyjątek. Kuba Rzeźniczak to taki zawodnik, który potrafi grać dobrze przez cały mecz, ale jeden jedyny raz walnie babola, który okaże się brzemienny w skutkach. Tym razem mu się upiekło. Hmmm, znowu, wygląda na to, że ma teraz więcej szczęścia niż jesienią. Nielsen sprawiał mu dużo problemów, ale najgorzej było w tej sytuacji, gdy łatwiutko go nawinął, po czym strzelił w słupek. Nieporadnie wyglądał w tej sytuacji Rzeźnik i to może martwić. To wciąż nie jest zawodnik, któremu można stuprocentowo ufać.

Z pozostałymi było lepiej. Jędrzejczyk raz minął się z piłką w powietrzu, co skutkowało niezłą sytuacją Jevticia i strzałem w boczną siatkę. Poza tym raz dał się dość łatwo ograć przy linii w końcówce, ale tak naprawdę, nie było źle. Powrót Lewczuka także był udany, to on asekurował właśnie Jędzę czy Rzeźnika - był po prostu wszędzie. Od Hlouska zaś wymagałbym częstszych wejść w ofensywie, bo widać, że w tyłach to kozak. Ale tak jak pisałem tydzień temu - założenia daje mu trener i tyle w tym temacie. Myślę, że Czech bardzo by się przydał z przodu. Póki co pojawia się tam stosunkowo rzadko, lub też nie zawsze jest tam wykorzystywany.

Nie można zapominać o Malarzu, który miał dziś interwencje o różnym stopniu trudności, ale na pewno nie miał tak, jak Burić, co i rusz będący sam przed przynajmniej jednym piłkarzem Legii. To, co miał zrobić, zrobił dobrze, i znów ma czyste konto. Jest to miły, choć skromny pozytyw tego meczu.

Przechodząc nieco wyżej, muszę się powtórzyć. Środek pola Borysiuk - Pazdan to chyba najmniej kreatywna formacja pomocy w dziejach. Do doskoczenia i odbioru nadają się idealnie, ale obecny futbol stawia pomocnikom dużo wyższe wymagania. Umiejętność rozegrania piłki w tłoku staje się coraz ważniejsza. U nas tylko Duda był zawodnikiem środka, któremu piłka przy nodze nie przeszkadzała, ale co z tego, jeśli wygląda na przygaszonego i brakuje mu takiego błysku gracza ofensywnego. Dobrze, że ostatecznie wysokie ustawienie Pazdana doprowadziło do błędu Tetteha, a potem gola, ale musimy się zgodzić, że w środku pola była raczej rzeźnia, a potęgowała to tylko obecność w tym gronie właśnie Ghańczyka, no i Trałki.

Bywały mecze z Saganowskim, Kucharczykiem czy Masłowskim, gdzie zawodnicy ci grali tak słabo, że Legia wręcz musiała sobie radzić w dziesięciu. Niestety, teraz podobnie jest z Aleksandrowem. Ten gość sporo biega, pracuje, ale w ofensywie jest zupełnie nijaki. Raz dobrą asystę zabrał mu Kamiński, raz też ładnie wyszedł spod pressingu przy linii bocznej. Ale to wszystko to jest bardzo, bardzo mało. Jak na pozycję, na której gra, zdecydowanie za mało daje od siebie w ataku. Zbyt rzadko jest zresztą przy piłce. Czekamy, aż wreszcie coś ciekawego pokaże, a na razie jest bardzo dyskretny... Od człowieka, który przez ostatni czas nie grał w Bułgarii, a nawet gdy grał, to nie był żadną gwiazdą ani nie nabijał liczb, a dołączył do drużyny w niemal ostatniej chwili, nie można było oczekiwać wiele, no ale mimo wszystko. Ktoś uznał, że ten zawodnik przyda się Legii i lepszy on niż nikt. Pewnie tak, ale dla mnie jego przewaga nad Trickovskim objawia się tylko w tym, że paszport kraju UE i w zasadzie tyle.

O naszych napastnikach mógłbym się rozpisywać ile wlezie... Ale każdy widział, jak było. Ja zauważyłem rzecz następującą. Od meczu z Lechem (tego w Poznaniu) to Prijoviciowi stwarzane są sytuacje przez cały zespół, także przez Nikolicia. To Szwajcar miał ich najwięcej przeciwko Lechii, a przeciwko Pogoni miał tę najlepszą. Dziś, upraszczając, mógłby mieć spokojnie hat-tricka. Myślałem sobie "co by było, gdyby na jego miejscu znalazł się Nikolić...", no i dowiedziałem się, bo Węgier zachował się niestety podobnie. To bardzo niemiłe zaskoczenie, ten duet i tak stara się nas ciągnąć, jak się da, współpracują ze sobą bardzo dobrze, ale są zdecydowanie mniej skuteczni, niż byli. Na szczęście dzisiaj wszystko skończyło się dobrze, ale właśnie z Lechią czy Pogonią już tak nie było. A co będzie w trudniejszych meczach, gdzie tych sytuacji będzie mniej? Oby to było tylko chwilowe zacięcie się, na razie obaj strzelili po cztery gole, z tym że Nikolić - w dwóch meczach, a Prijović w czterech. W pozostałych czterech nie strzelał żaden z nich, ale najczęściej mają udział przy bramkach. Nadal musimy na nich polegać i uważam, że źle na tym nie wyjdziemy, ale poprawa skuteczności na pewno by się przydała.

Słowo też o rezerwowych, bo wszyscy zagrali dzisiaj w miarę długo. W zasadzie, szału nie było. Kucharczyk tylko raz czy dwa spróbował typowej dla siebie akcji, mógł za to mieć asystę, ale strzał Hamalainena został obroniony. To właśnie była też jedna z nielicznych sytuacji, gdzie Fin zaznaczył swoją obecność na boisku. Guilherme z kolei sporo pracował w obronie, ale rozgrywając piłkę, irytował. Grał trochę za wolno, podobnie jak Duda, za dużo kombinował. Z jednej strony nie powinno dziwić, że zaczyna na ławce, z drugiej - chyba daje jednak większe szanse na coś pozytywnego niż Aleksandrow...

Tak że tego, w zasadzie i tak już dużo tego wyszło. A przecież Legia wygrała, więc teoretycznie powinno być cicho. Mimo wszystko do końca nie można być zadowolonym z gry, za to wreszcie udało się znów wygrać w lidze, i to w dość ważnym momencie. Coś czuję, że do końca sezonu raczej na piękną grę nie możemy liczyć, ale raczej na bardzo trudne starcia, które musimy rozstrzygać na swoją korzyść, tak jak z Lechem. Nie wszyscy w grupie mistrzowskiej mają super formę, ale w pojedynczym meczu zawsze mogą zaskoczyć. Dlatego nawet Ruchu nie można lekceważyć, choć nie wygrał meczu od dłuższego czasu. Jeśli będziemy robić swoje, a na razie nie idzie to najgorzej... Przed nami mecze co trzy dni, nie będzie lepszej okazji, aby potwierdzić, kto zasługuje na mistrzostwo. Nie można być przekonanym, że jest ono już pewne, ale nie można też uciekać od roli faworyta, z którą Legia po prostu musi nauczyć się żyć. Tak jak pisałem, skład aż tak nie imponuje, gra również, ale w dalszym ciągu na tle naszych rywali różnica powinna być widoczna. Na razie powinna, i oby w najbliższym czasie rzeczywiście była.


#legia
  • 2
@Kimbaloula: Troche niezrozumiale mi sie wydaje wystawianie Hamalainena na skrzydle. Zle wyglada rowniez to ze obaj napastnicy sa strasznie wolni i jak graja razem to ciezko na to patrzec. Co do reszty sie zgadzam, z Pazdanem podobno nie jest dobrze ;/
@zero7: Też myślę, że Hamalainen jest lepszy w środku. Czy to jako napastnik, ofensywny pomocnik... czy może nawet defensywny, tak grał w Szwecji. Trwają rozpaczliwe próby wystawiania na skrzydłach różnych piłkarzy i na razie nie bardzo zdaje to egzamin. Dużo lepiej od tych skrzydłowych spisują się w ofensywie boczni obrońcy.

Problem z szybkością wyszedł przede wszystkim przy sytuacji Nikolicia. Bardziej pilnował, żeby uciec Kamińskiemu, niż kontrolował ustawienie bramkarza. W ogóle brakuje